Wielogłos w sprawie zbrodni
Waldemar Krzystek świetnie sobie radzi z kinem gatunkowym. Co więcej, nie poprzestaje na sprawnej realizacji schematycznych fabuł. W komediowe „80 milionów“ wpisał spory kawałek polskiej historii, polityki i obyczajowości. Jego kryminalny „Fotograf“ jest przesiąknięty mistycyzmem, którego ze świecą szukać w polskim kinie i w portretowaniu traumy tak współczesny, że trudno uwierzyć, iż spora część akcji rozgrywa się w latach 70-tych w Legnicy. Fabuła jest wysokiej klasy splotem powidoków, symboli, naturalistycznych obrazów i skojarzeń wywołujących dreszcze.
Fotograf to morderca, który mówi głosami. Od dziecka cierpi na przypadłość, która wprawia w drżenie wszystkich dookoła. Nie umie mówić własnym głosem, ale nie ma żadnego problemu, by mówić głosami rozbrzmiewającymi w jego otoczeniu. Jest jak utalentowany pianista zdolny bezbłędnie powtórzyć rytm raz zasłyszanej melodii. To artysta w swoich fachu. Dowód na to, że zbrodnia doskonała istnieje i nie jest kwestią przypadku, ale wielkiego talentu i niebanalnej osobowości. Na pierwszy rzut oka to pewnie nie przekonuje? Cóż za absurdalny pomysł i łatwa metoda, dzięki której można wypełnić wszelkie luki w scenariuszu. Po pierwsze jednak, scenariusz jest napisany tak dobrze, że luk nie ma w nim niemal żadnych; po drugie ów koncept to jedna z ciekawszych metafor obrazujących anonimowość, współodpowiedzialność za zbrodnie i jedną z najpowszechniejszych chorób współczesności – brak jasno zdefiniowanej tożsamości.
Morderca Waldemara Krzystka jest nazywany potworem. Nam nie tak łatwo go osądzać, bo łączy go ewidentna i niepokojąca więź z młodą rosyjską policjantką. Natasza (Tatyana Arntgolts)
jest jedyną osobą, która widziała twarz Fotografa i nadal żyje. Wrażliwą, ale twardą dziewczynę z przeszłością łączy z mordercą więcej, niż to jedno niefortunne spotkanie. Jest między nim jakieś pokrewieństwo dusz, wzajemne porozumienie, które jemu nie pozwoliło podnieść na nią ręki, jej każe szukać głębiej, niż szukałby typowy policjant z polskiego filmu. „Fotograf“ niewątpliwie powstał na fali popularności północnoeuropejskich kryminałów, w których detektywi z przeszłością szukają śladów morderców z psychozami. Nataszy partneruje major Lebiadkin (Alexandr Baluev). W Legnicy, dokąd docierają idąc tropem Fotografa, ich działania wspiera oficer lokalnej policji, Kwiatkowski (Adam Woronowicz).
Polsko-rosyjska obsada to element składający się na oryginalność „Fotografa“ – filmu, który wykracza nie tylko poza ramy gatunku, ale i polskiej natury. Reżyser „Małej Moskwy“ szuka korzeni na pozór rytualnych mordów, ale zaciera kulturowe granice i koncentruje siły na prowadzeniu historii uniwersalnej, gęstej od domysłów i niespodziewanych zwrotów akcji. „Fotograf“ to film, który wymaga skupienia i uwagi. Odwrócenie wzroku od ekranu w nieodpowiednim momencie jest tak ryzykowne, jak niefortunne było obrosłe mitem spojrzenie za siebie, które sprawiło, że Orfeusz na zawsze utracił swoją Eurydykę. Nitek, z jakich Krzystek pieczołowicie splata fabułę swojego najnowszego filmu, jest tak wiele, jak domysłów na temat tego, co kryje się za zbrodniami. Pewne tajemnice zostają wyjaśnione, inne zaciemnione jeszcze bardziej. Wątpliwości nie ma tylko, co do tego, że finał „Fotografa“ został napisany pod sequel. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz z podobną niecierpliwością czekałam na obiecaną przez polskiego twórcę
„powtórkę z rozrywki”.