Upokarzające aktorstwo
Choć Dymny zajmował się najróżniejszymi przejawami sztuki – m.in. pisał, rzeźbił, szył, malował, założył pierwszy polski zespół bigbitowy Szwagry, fotografował - to spora część jego twórczości była związana z przemysłem filmowym, od którego zresztą się dystansował. Trudno się temu dziwić – gros jego pomysłów trafiało do szuflady, bo nie były po linii partii.
- Pracując dla Filmu Polskiego (scenariusze, opieka literacka oraz scenografia wnętrz i kostiumy), występowałem również jako aktor filmowy (m.in. „Rancho Texas”, „Wszystko na sprzedaż”), co jest jednym z najbardziej upokarzających zajęć, nie życzę nikomu, kto ma trochę dumy w sobie - wyznał z przekąsem w jednym z wywiadów.
Dymny był autorem scenariuszy do filmów Henryka Kluby, w tym do zapomnianego dziś „5 i 1/2 bladego Józka”, który ostatecznie nigdy nie trafił na ekrany. To właśnie na planie spotkał Annę Dziadyk, choć początki ich znajomości zgoła nie były romantyczne.
- Tego dnia bardzo źle się czułam, bolała mnie głowa. A za moimi drzwiami Cnota i Dymny kompletnie pijani grali w ping-ponga i strasznie głośno przeklinali. [...] Wreszcie wyszłam i zapytałam, czy mogą przestać grać. Wtedy Dymny przyszedł do mnie do pokoju z butelką i coś powiedział do mnie, wplatając słowo „k...a". Ja teraz wiem, że to był przecinek i można to w dobrej wierze powiedzieć. Ale wtedy byłam tak przerażona, że go strzeliłam w łeb, bo myślałam, że to o mnie. I on mi oddał, i mi podbił oko. On mnie nie chciał uderzyć chyba. A mnie się świat zawalił i od razu wyjechałam - wspomina aktorka.
Później przyszła kolej na kwiaty, przeprosiny i miłość ocierającą się o szaleństwo. Dymny był wówczas jeszcze żonaty, choć para już od pewnego czasu była w separacji. Z Anią pobrał się w 1971 roku.