Wilkołak, czyli modern gore gothic
Modern gore gothic. Takim terminem można by określić gatunek, który reprezentuje "Wilkołak".
Bohaterem opowieści jest Lawrence Talbot (Benicio Del Toro), który po długim pobycie w Stanach Zjednoczonych powraca do rodzinnego domu w Wielkiej Brytanii. Kiedy zostaje ugryziony przez wilkołaka, sam zaczyna się zmieniać w niebezpieczne monstrum. Okazuje się, że nie jest to jedyna przykra niespodzianka, jaka go czeka.
Obraz powstał na kanwie horroru z 1941 roku, twórcom jedynie w pewnym stopniu udało się odtworzyć gotycki klimat klasyka. Słowo twórcy, a dokładnie ich liczba mnoga, jest tu kluczowe. Przez projekt przewinęła się masa ludzi, których studio sukcesywnie wymieniało, co niestety dało się wyczuć, oglądając efekt końcowy. Obraz jest stylistycznie niespójny. Z jednej strony mroczny, gotycki, ze spowitym ciemnościami wiktoriańskim domem, przerażająco czarnym lasem i zimnym, gęstym światłem księżyca. Z drugiej jednak strony czeka nas dużo okrucieństwa, rozpruwania bebechów, latających głów i lepkich płynów ustrojowych. Takie efekty świetnie sprawdzają się w filmach Roberta Rodrigueza, ale wkomponowane w mroczne wiktoriańskie realia z bryczkami i długimi płaszczami, wydają się tylko niesmaczne i niepotrzebne.
Problem jest jeszcze jeden. Film najzwyczajniej nie wciąga. Chociaż mamy zwroty akcji, kilka potencjalnie ciekawych pobocznych wątków, brakuje emocji, pasji, napięcia. Nawet sceny w zakładzie dla obłąkanych wydają się suche.
Wilkołaki nie są tak wdzięcznymi bohaterami, jak wampiry, aby więc zachwycić widza trzeba wizjonera, reżysera, który nadałby dziełu charakter. Szkoda wielka, że z projektu wycofał się Mark Romanek, przy jego wyobraźni mogłoby powstać coś niezwykłego. Znając fakty dotyczące roszad na planie, trudno jednak zwalać całą winę na Joe Johnstona, który ostatecznie stanął za kamerą.
Obraz nie należy, o dziwo, do beznadziejnych i niewątpliwie ma pewne zalety. W kategoriach rozrywki z klimatem sprawdza się nieźle. Ponadto aktorzy naprawdę dobrze wywiązali się ze swych ról, a w szczególności grający na drugim planie, bezbłędny Hugo Weaving. Wspaniała jest też scenografia i gotycka atmosfera, którą niestety zbrukano krwią.