Wojciech Zagórski: Wielki aktor, który umarł w zapomnieniu
Dziś pamiętany jest przede wszystkim dzięki kultowej kwestii "Pan tu nie stał", którą wypowiedział w filmie "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?" Stanisława Barei, gdzie wcielał się w klienta stojącego w kolejce w delikatesach. Jednak Wojciech Cacko-Zagórski, urodzony 6 sierpnia 1928 roku, dziś aktor mocno zapomniany, miał na koncie wiele innych godnych uwagi ról zarówno filmowych, jak i teatralnych.
- Wojtek był utalentowanym aktorem charakterystycznym o lirycznym wnętrzu. Człowiekiem prawym i szlachetnym. Cieszącym się ogólną sympatią - wspominał go Witold Sadowy.
"Jeden telefon!”
Miał 16 lat, gdy wraz z przyjaciółmi postanowił zaciągnąć się do wojska. Już na froncie zachwycał swoich towarzyszy z armii talentem aktorskim, recytował wiersze, występował w spektaklach i na imprezach artystycznych. Odważnego chłopaka, nagrodzonego kilkunastoma odznaczeniami bojowymi, namawiano, by został zawodowym żołnierzem - on jednak odmówił; już wtedy wiedział, że to teatr jest jego przeznaczeniem.
- Wezwał mnie pułkownik Piotr Jaroszewicz. Zaproponował mi karierę oficerską, a ja powiedziałem, że chcę być aktorem. I on podniósł słuchawkę. Jeden telefon wystarczył, żebym został przyjęty do szkoły aktorskiej. Jeden telefon! – opowiadał Zagórski w wywiadzie dla "Nie".
Kariera sceniczna
Po przeprowadzce do stolicy, gdzie rozpoczął studia na Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza, niemal od razu trafił na scenę - w 1946 grał w Teatrze Dzieci Warszawy. Potem przez jakiś czas występował w Olsztynie (pojechał tam ze swoim mistrzem, Januszem Strachockim) i Opolu, by wreszcie, od 1950 roku, znów związać się ze stołecznymi teatrami - Teatrem Klasycznym, Teatrem Rozmaitości oraz Teatrem Janusza Wiśniewskiego.
Za swoje role zbierał doskonałe recenzje; krytycy chwalili go szczególnie za "Żeglarza", "Gwałtu co się dzieje" czy "Cyrulika sewilskiego". Wraz z grupą aktorów nierzadko wyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych i Kanady, a ich przedstawienia okazywały się wielkimi sukcesami.
Mistrz drugiego planu
Na ekranie pojawiał się od połowy lat 50.; był aktorem charakterystycznym, grywał głównie epizody - ale jego role rzadko kiedy przechodziły niezauważone. Można go było zobaczyć między innymi w filmach: "Szkice węglem", "Tysiąc talarów", "Przejażdżka", "Panienka z okienka", "Doktor Judym", "Brunet wieczorową porą", "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz", "Znachor" czy "Pułkownik Kwiatkowski". Chętnie pojawiał się gościnnie w rozmaitych serialach - "Przygody Pana Michała", "Janosik", "O7 zgłoś się", "Zmiennicy", "Janka" - współpracował też z Polskim Radiem i zajmował się dubbingiem.
Śmierć w zapomnieniu
– Było nas na studiach trzech przyjaciół – Józef Nalberczak, Tadzio Janczar i ja. Nalberczak i Janczar, wybitni polscy aktorzy, stworzyli wiele pierwszoplanowych kreacji w filmie i na deskach teatrów - wspominał Zagórski. Jemu samemu, choć nikt nigdy nie wątpił w jego umiejętności, nigdy nie udało się trafić na pierwszy plan; zawsze pozostawał w cieniu, jakby reżyserzy do końca nie mieli pomysłu, jak wykorzystać jego talent.
Ostatni raz na scenie pojawił się 2009 roku, w "Romulusie Wielkim" w reżyserii Krzysztofa Zanussiego. Zmarł w zapomnieniu 29 kwietnia 2016 roku - informacja o jego śmierci pojawiła się w mediach dopiero dwa tygodnie później.