Współczesność pod Arsenałem
O nowym filmie Roberta Glińskiego było głośno na długo przed premierą. I to nie tylko dlatego, że to ekranizacja ważnej i znanej lektury – przede wszystkim ze względu na kontrowersje i protesty zgłaszane przez środowiska harcerzy i historyków.
Żeby od razu była jasność – zupełnie nie popieram tych sprzeciwów. Wynikają one, moim zdaniem, z braku zrozumienia dla uniwersalności kina oraz, przede wszystkim, światopoglądu dzisiejszego widza. Gdyby Gliński zrobił film tak, jak chcieliby tego harcerze, to byłby on przeznaczony wyłącznie dla nich – do reszty widzów w ogóle by nie trafił. Dlatego też uważam za dobry pomysł, iż bohaterowie są ulepieni w stylu glamour, młodzi, piękni, ze znacznie bliższym dzisiejszemu podejściem do życia. Nie da się nikomu wpoić patriotyzmu czy innych wartości po prostu o nich mówiąc. Gdyby bohaterowie ganiali po ekranie, w co drugiej scenie krzycząc „Bóg, honor, ojczyzna”, „Ratujmy Polskę”, wyszedłby z tego nieznośny, patetyczny gniot.
04.03.2014 10:30
A tak dostajemy film, który bez większych problemów powinien przypaść do gustu młodym ludziom – i nie tylko. Poza wspomnianym brakiem podniosłych przemów (chociaż kilka oczywiście się zdarza), Gliński daje nam świetnie skonstruowane postaci – a raczej Rudego i Zośkę, bo rola Alka została niestety mocno zmarginalizowana. Z tymi chłopakami, którymi targają wątpliwości i namiętności, którzy zakochują się, bawią – czasem także w wojnę –, ale przede wszystkim tworzą zgraną, lojalną grupę, bez trudu da się utożsamić. Tym bardziej, że niemal każdy jest tu bardzo dobrze zagrany, ze szczególnym wskazaniem na Tomasza Ziętka, czyli Rudego. Szkoda tylko, że dziewczyny zostały zredukowane do ozdób – jedyne czym się zajmują to płacz, krzyki i lamenty.
„Kamienie na szaniec” mają bardzo dobre, szybkie tempo, które hamuje dopiero pod koniec – jest on też minimalnie przeciągnięty. A skoro mowa już o zakończeniu, to do niego, poza praktycznym brakiem Alka, mam największe zastrzeżenia. Nie mogę zdradzić jak dokładnie wygląda, więc ciężko mi napisać coś więcej. W każdym razie jest nieprzekonujące i nie pasujące do tego, co oglądaliśmy wcześniej. Film w ogóle dość mocno różni się od książki, co jednak nie jest zarzutem, tym bardziej, że najważniejsze wydarzenia zostały zachowane. Dzięki temu możemy obejrzeć świetnie nakręconą, trzymającą w napięciu sekwencję odbicia Rudego z rąk Hitlerowców pod Arsenałem. Gliński w ogóle jest bardzo zdolnym reżyserem – poza trzymaniem tempa i pewnym prowadzeniem aktorów, potrafi również świetnie grać na emocjach widza. Są tu momenty zarówno zabawne, jak i wzruszające, a co najważniejsze wszystkie trafiają w punkt. Wszystko to jest porządnie zmontowane, udźwiękowione, z wartą uwagi charakteryzacją, która robi spore wrażenie
zwłaszcza w czasie przesłuchiwania (czyli bicia) Rudego.
Przyznam szczerze, że „Kamienie na szaniec” są dla mnie wielkim zaskoczeniem. I, jak łatwo się domyślić, szalenie pozytywnym. Robert Gliński zrobił wciągający, ciekawy i kipiący energią film. Do tego taki, który będzie nie tylko szeroko i głośno komentowany, ale przede wszystkim trafi do masowej publiczności. Czy warto więc było narazić się na takie głosy krytyki? Moim zdaniem, zdecydowanie tak.