Wyjście z szafy
Rzecz niecodzienna: oto do kina zawitała rodzima komedia romantyczna, którą da się oglądać bez zgrzytania zębami! „Dziewczyna z szafy”, wartościowa, umiejętnie podana historia niespodziewanej relacji dwojga rozbitków to najlepsza od dawna sposobność, by ten komediowy grajdołek odczarować. A przy okazji poprawić sobie humor.
15.06.2013 14:41
„Dziewczyna z szafy” to film pierwszych razów. Dla Bodo Koxa, niegdyś króla polskiego offu, jest to pierwszy film nakręcony za porządne pieniądze, przeznaczony do szerokiej dystrybucji. Dla Wojciecha Mecwaldowskiego, niesłusznie kojarzonego niemal wyłącznie z drugim planem w średnio udanych komediach romantycznych, jest to szansa na zdobycie nowej publiczności. I w końcu dla Magdaleny Różańskiej, tytułowej dziewczyny z szafy, jest to bardzo udany debiut na dużym ekranie.
Bohaterów jest troje. Jacek (Piotr Głowacki)
to samotnik pochłonięty pracą, któremu życie utrudnia opieka na lekko upośledzonym bratem. Tomek (Mecwaldowski), bo tak kłopotliwy brat ma na imię, żyje w swoim szczelnie zamkniętym świecie, do którego nie dopuszcza nikogo z zewnątrz. Magda (Różyńska) z kolei to depresyjna, szukająca pocieszenia w rozmaitych używkach sąsiadka, którą Jacek pewnego dnia prosi o dotrzymanie towarzystwa Tomkowi. Początkowo żadne z nich nie przypuszcza jeszcze, że ta relacja odmieni ich dotychczasowe życie.
Kox, nauczony doświadczeniami z offu, skupia się na bohaterach, przez cały czas będąc im bliski na wyciągnięcie ręki. To nie jest więź reżysera z aktorami, to więź twórcy z wykreowanymi przez niego postaciami. Kox odmalowuje nienachlany portret trojga życiowych rozbitków, którym jest przychylny od pierwszej do ostatniej minuty. Nie ma tu miejsca na efektowne wolty czy dramaturgiczne szarże. Perypetie bohaterów toczą się swoim osobnym, spokojnym rytmem, do którego - zwłaszcza po atrakcjach oferowanych zwyczajowo przez polskie kino rozrywkowe - musimy się przyzwyczaić.
I choć w „Dziewczynie…” nie brakuje drobnych potknięć, a trema Koxa (to w końcu ogólnopolski debiut, nie kolejna premiera na offowym festiwaliku!) przekłada się miejscami na konformizm względem fabularnych rozwiązań, to jest to całkiem obiecujący debiut. Lekki, podnoszący na duchu, a jednocześnie niebojący się chadzać ścieżkami, do których kino tego formatu nie jest przyzwyczajone.