Film *"Za wzgórzami" w reżyserii Cristiana Mungiu'a powstał na podstawie książki Tatiany Niculescu Bran, która opowiedziała w niej o prawdziwych wydarzeniach, jakie miały miejsce podczas egzorcyzmów w 2005 roku. Specjalnie z okazji zbliżającej się premiery filmu "Za wzgórzami" prezentujemy wywiad z reżyserem. Zobaczcie, co zdobywca Złotej Palmy myśli na temat religii i nie tylko.*
Jaka jest obecna sytuacja instytucji kościoła w Rumunii? Powiedzmy coś o bazie, na której ufundowany jest scenariusz *"Za wzgórzami".*
Po upadku komunizmu kościelne instytucje zaczęły być modne i zyskiwać na sile. W ciągu ostatnich dwudziestu lat budowano średnio dwie nowe kaplice rocznie. Wpływy duchownych nie są jednak widoczne w społeczeństwie. Ludzie nie są zaangażowani w prace społeczne, nie ma wśród nich energii ani radości, która – moim zdaniem – powinna być owocem rosnącej wiary. Przeciętni parafianie czują się zagubieni w arkanach religii, przytłacza ich biurokracja. Większość skupia się więc tylko na wykonywaniu rytualnych gestów – co niedziela idzie do kościoła, żeby zapalić świeczkę przed ołtarzem.
Religia jest dziś oparta na gestach, a nie świadomej wierze.
Prawie nikt nie czuje potrzeby, żeby zadawać pytania i wgłębiać się w wyznawane wartości. Mnie zależy na podkreśleniu, że wszystko można poddać w wątpliwość. Nic nie powinno być uważane za rzecz oczywistą, żadna sytuacja za przesądzoną.
Nie musisz odpowiadać na to pytanie, ale muszę je zadać – wierzysz w Boga?
Tak, ale mając na myśli Boga, mówię o wartościach, które odkrywa się w procesie edukacji – niekoniecznie chrześcijańskiej. Nie chodzę do kościoła w każdą niedzielę, ale mam wartości, które stanowią bazę tego, co nazywam swoją religią. Zaszczepiam ją w świadomości swoich dzieci i uczę je, że zawsze mogą zadawać pytania i szukać własnych odpowiedzi. Wierzę, że taka wiara ma sens i dlatego kierują się nią bohaterki mojego filmu.
*"Za wzgórzami" to twój kolejny film (po "4 miesiącach, 3 tygodniach i 2 dniach") o dwóch dziewczynach, które próbują walczyć z systemem i ponoszą porażkę.*
Opowiadając o dwóch dziewczynach [Alinie, która przyjeżdża z Niemiec i Voichicie, mieszkającej w zakonie na wzgórzach – przyp. red.] skupiałem się raczej na zbudowaniu kontrastu między konformizmem a nonkonformizmem oraz na podkreśleniu faktu, że póki w społeczeństwie kryje się agresja – ktoś zawsze padnie jej ofiarą. Nie chcę jednak stawiać jasnej odpowiedzi na pytanie: kto jest katem, a kto jego ofiarą.
Przygotowując się do realizacji filmu przeczytałeś listę 464 grzechów stworzoną przez duchownych Ortodoksyjnego Kościoła w Rumunii. Czym jeszcze się inspirowałeś?
W ręce wpadł mi artykuł o dziewczynie, która w 2005 roku odwiedziła swoją koleżankę w rumuńskim klasztorze i kilka dni później umarła. Na jego podstawie powstały dwie dokumentalne powieści [autorstwa Tatiany Niculescu Bran z BBC London – przyp. red.]. Czytając je zaczynałem rozumieć, że dramat mógł być spowodowany zbyt dosłownym rozumieniem religijnych zasad. Uświadomiłem sobie, że jeśli diabeł istnieje, nie chowa się tam, gdzie spodziewamy się go znaleźć. Diabeł ukrywa się w obojętności, którą przejawiamy wobec innych ludzi. Ujawnia się w nietolerancji wobec drugiego człowieka.
Jaka jest twoim zdaniem różnica między polityczną a religijną nietolerancją?
Żadna. Nietolerancja nie pozwala człowiekowi na wysłuchanie opinii drugiej osoby. Wyznawanie wartości, które kwestionują indywidualność i niezależność jest nieuczciwe wobec siebie samego. Wyznaczam więc jasną granicę między kościołem jako instytucją, indywidualną wiarą konkretnego człowieka, religią i zabobonem. Jeśli instytucja ma jednak problemy, religia nie będzie rozumiana we właściwych kategoriach i finalnie ucierpi na tym indywidualny kontakt człowieka z Bogiem. Kościół miał pomóc ludziom odnaleźć nowe życie w nowych, post-komunistycznych czasach. Stał się kolejną opresyjną instytucją, która zmusza do wypełniania obowiązków i nie akceptuje tych, którzy zaglądają za kulisy.
Instytucja jest najtrwalszym tworem społecznym. Walka z nią jest jak potyczka Dawida z Goliatem – nie ma wielu, którzy mogliby zwyciężyć.
Nie zgadzam się z tym. Trzeba walczyć i otwarcie mówić o problemach. Większość rumuńskich polityków unika wyrażania poglądów w kwestiach religijnych. Dofinansowują budowy kolejnych kościołów, bo obawiają się, że skoro 90 procent rumuńskich obywateli to chrześcijanie, ich odmowna decyzja zainicjuje spadek popularności w sondażach.
Ty nie mówisz otwarcie o homoseksualizmie. Nie rozmawiamy o nim też teraz, choć fakt, że twoje bohaterki łączy lesbijska miłość jest niezaprzeczalny.
Zarówno Alina jak i Voichita potrzebują miłości. Obie wychowały się w sierocińcu, a takie dzieci często tworzą relacje oparte na typowym stosunku nadrzędności i podrzędności. Nie muszą być to relacje homoseksualne i nie ma potrzeby wchodzenia w szczegóły.
Uważasz, że kraje, w których upadł komunizm popadły w chaos, w którym jeszcze trudniej znaleźć dla siebie miejsce niż w poprzednim systemie?
Taki jest efekt obdarowania wolnością niewyedukowanego społeczeństwa. Mieszkańcy rumuńskich wsi dawniej mieli zasady przekazywane sobie z dziada pradziada. Wiele z tych osób nagle przeniosło się do miast, ale domowej edukacji nic nie zastąpiło. Inni wyemigrowali. Sierocińce zastąpiły rodziny, bo nie zawsze można było zabierać ze sobą dzieci. Całe pokolenie zostawiono samemu sobie. Od kogo dzieci miały się nauczyć samodzielnego myślenia? Nauczyły się tylko walczyć o swoje. Nie wiedzą jednak, jakie reguły rządzą „grą w życie”.
Tobie jest daleko do reguł narzucanych przez Hollywood. Kręcisz melodramat i horror o egzorcyzmach jednocześnie, ale zupełnie nie po drodze ci zabawa z gatunkami.
Kino jest dla mnie tubą do wyrażania osobistych przekonań, dlatego wymagam od siebie szczerości. Choć jednocześnie obawiam się, że niektóre sytuacje są tak złożone, że tworzenie z nich historii zawsze kończy się pewnym uproszczeniem. Choć kinowa publiczność często szuka konwencji, zależy mi jednak na tym, żeby wychodziła poza nie.