Zdzisław Wardejn: Niezwykłe losy aktora ''Kogla-mogla''

Zdzisław Wardejn: Niezwykłe losy aktora ''Kogla-mogla''
Źródło zdjęć: © EastNews

20.04.2015 | aktual.: 22.03.2017 12:33

„Kogel-mogel” i „Galimatias, czyli kogel-mogel II” w reżyserii Romana Załuskiego i scenariuszem współtworzonym przez Ilonę Łepkowską, ku zdziwieniu nawet samych twórców, zdobyły ogromną sympatię polskiej widowni i wciąż cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem.

W lipcu ubiegłego roku grupa aktorów znanych widzom z dwóch uchodzących już dziś za kultowe komedii spotkała się na imprezie, by świętować 25-lecie swoich produkcji. "Kogel-mogel" i "Galimatias, czyli kogel-mogel II" w reżyserii *Romana Załuskiego* i scenariuszem współtworzonym przez Ilonę Łepkowską, ku zdziwieniu nawet samych twórców, zdobyły ogromną sympatię polskiej widowni i wciąż cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem.

Na spotkanie „po latach” przybyli: filmowa Kasia - Grażyna Błęcka-Kolska, Ewa Kasprzyk, czyli Barbara Wolańska, i jej ekranowy małżonek Marian, w którego wcielił się Zdzisław Wardejn.

Dla niego, grywającego najczęściej postacie negatywne, rola poczciwego docenta była miłą odmianą. Jak przyznawał w Filmie, przyjął ją ze względu na dzieci.


1 / 6

Dramatyczna pomyłka

Obraz
© PAP/TVP

Mało który aktor ma biografię tak interesującą, że chce się nakręcić o nim film. Ale ten epizod z życia Wardejna do dziś uchodzi za jedną z najciekawszych - i smutnych - historii w branży.

Michał Dudziewicz zdecydował się nawet upamiętnić ją w swoim dokumencie „Paradoks o konduktorze”.

Wszystko zaczęło się w Poznaniu, 28 czerwca 1956 roku. Z samego rana 16-letni Wardejn wyszedł z domu; mniej więcej w tej chwili ruszyła demonstracja tramwajarzy, wśród których był 25-letni Kazimierz Wieczorek.

Utrzymujący porządek policjanci zatrzymali obserwującego pochód Wardejna i zawieźli go na komisariat. Kilka godzin później w innej części miasta Wieczorek został postrzelony w głowę. Rana była poważna i mężczyzna zmarł. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów.

2 / 6

Panika w rodzinnym domu

Obraz
© EastNews

29 czerwca mama Wardejna, która całą noc czekała na powrót syna, wpadła w panikę i rozpoczęła poszukiwania. W jednej z kostnic odnalazła ciało, które błędnie zidentyfikowała jako swego syna.

Od razu załatwiła wszystkie formalności, chcąc jak najszybciej zorganizować pogrzeb. Do jej domu zjechała rodzina, chcąca wesprzeć kobietę w tak trudnych chwilach. 30 czerwca, późnym wieczorem, Wardejn, zwolniony wreszcie z aresztu, wrócił do domu, nie mając pojęcia, co zaszło pod jego nieobecność.

- Wypuścili mnie dopiero po trzech dniach, jako nieletniego - opowiadał w magazynie Rewia.

Dopiero w 1957 roku udało się zidentyfikować ciało zmarłego Kazimierza Wieczorka i poinformować o jego śmierci bliskich.

3 / 6

Aktor z lenistwa

Obraz
© Film Polski

Wkrótce po tych dramatycznych wydarzeniach Wardejn podjął decyzję o zostaniu aktorem. Jak przyznawał, obrał tę ścieżkę, bo nie znosił... porannego wstawania.

- Chodziłem do Technikum Energetycznego. Wstawałem codziennie na szóstą rano. Perspektywa zrywania się tak codziennie przez całe życie przerażała mnie - zwierzał się w wywiadzie na stronie Telewizji Polskiej.

- Ciągle rozmyślałem, jakby tu znaleźć jakieś lżejsze zajęcie. Tak się złożyło, że w naszej szkole było kółko teatralne. Teatrem wtedy się nie interesowałem, ale kiedy nauczyciel ogłosił nabór do kółka, zgłosiłem się. Zacząłem występować i zyskałem w szkole sporą popularność. Pod koniec technikum grałem już w półzawodowym teatrze.

4 / 6

''Boże! Jaki wstyd w rodzinie''

Obraz
© AKPA

Szybko się okazało, że Wardejn ma do takich występów ogromny talent i błyskawicznie odnalazł się na scenie.

- Pamiętam, że zagrałem epizod i zobaczyłem, że koledzy pozytywnie zareagowali na moją grę. Spodobała mi się ta reakcja. Bardzo szybko chciałem czegoś więcej - opowiadał w magazynie Świat & Ludzie

Tylko jego mama nie była zachwycona tymi planami. - Gdy oznajmiłem jej, że będę aktorem powiedziała: „Boże! Jaki wstyd w rodzinie”. Zastanawiała się jak wyjaśni to wszystko krewnym - dodawał.

5 / 6

Nie chciał być ''obywatelem drugiej kategorii''

Obraz
© AKPA

Na jego talencie poznano się również poza granicami Polski. Wardejn na jakiś czas wyjechał do Holandii, ale, choć miał taką możliwość, nie zamierzał tam zostać na stałe.

- Namawiano mnie, żebym tam został - opowiadał w wywiadzie dla Świat & Ludzie. - Nigdy się jednak na to nie zdecydowałem. Ale też nigdy nie żałowałem tej decyzji. Wiedziałem, że prędzej czy później stałbym się obywatelem drugiej kategorii. A nie chciałem do tego dopuścić. Wolałem zostać zapamiętany jako polski artysta, który wychował parę pokoleń aktorów w Holandii. Oni zostali tam gwiazdami! A ja miałem w tym swój udział. W każdej chwili mogę do nich przyjechać. Dzwonią do mnie, abym znowu ich odwiedził. Chcieli, abym im coś wyreżyserował.

6 / 6

Odbudowanie rodzinnych więzi

Obraz
© AKPA

Ale fani aktora nie muszą się raczej obawiać o jego ewentualny wyjazd. Wardejn jest silnie związany z Polską, ma tutaj żonę, aktorkę Małgorzatę Pritulak, i dwóch synów, Przemysława i Franciszka.

Dziś są szczęśliwą rodziną, ale nie zawsze układało im się tak kolorowo, o czym opowiada film Michała Dudziewicza zatytułowany „Ja to on, on to ja”. Bohaterami filmu są Zdzisław Wardejn i jego syn Przemysław (Pritulak wraz z Franciszkiem została w domu), którzy wyruszają w podróż i po drodze próbują wyjaśnić istniejące między nimi nieporozumienia.

- Poznając ojca, poznałem też lepiej i siebie samego - mówił Przemysław Wardejn, a jego ojciec twierdził, że dzięki całej tej wyprawie zrozumiał, „że w życiu są sprawy naprawdę ważne i mniej ważne”. (sm/gk)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)