Zmarł Krzysztof Kolberger - jego najsłynniejsze role
07.01.2011 | aktual.: 22.03.2017 16:11
Artysta od wielu lat zmagał się z chorobą nowotworową. W wywiadach prasowych powtarzał, że sposobem na walkę z chorobą są spotkania z ludźmi i aktywność zawodowa
''Na straży swej stać będę 1983
"Pracuję, spotykam się z ludźmi. W ten sposób zapominam o chorobie. Odpoczywam psychicznie. Ludzie uciekają od choroby, śmierci. To normalne. Ale trzeba się nauczyć z nimi żyć. Nie wolno się izolować.
Chorzy na raka muszą się czuć potrzebni. Nie traktujmy tej choroby jak wyroku śmierci, lecz jak wyzwanie. Trzeba się zaprzeć, nie załamywać" - mówił w jednym z ostatnich wywiadów.
''Dziewczęta z Nowolipek'' 1985
Jedną ze swoich pierwszych ról filmowych Krzysztof Kolberger zagrał w "Mazepie" Gustawa Holoubka z 1975 r.
Wśród kolejnych były m.in. role w "Kontrakcie" Krzysztofa Zanussiego (1980), "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny" Janusza Majewskiego (1982), "Jeśli się odnajdziemy" Romana Załuskiego (1982), "Na straży swej stać będę" Kazimierza Kutza (1983), "Przyspieszeniu" Zbigniewa Rebzdy (1984) i "Dziewczętach z Nowolipek" Barbary Sass (1985).
''Zabij mnie glino'' 1987
Krzysztof Zanussi wspomina Krzysztofa Kolbergera:
"Współpracowałem z nim jako aktorem przy kilku projektach, ale bardziej niż jako aktora będę pamiętać go jako człowieka.
Jego wielka batalia, jaką prowadził przez tyle lat ze swoją chorobą, i sposób, w jaki odnosił się do ludzi, sam będąc człowiekiem potrzebującym pomocy - to było imponujące i za to go będziemy pamiętali".
''Klątwa doliny węży'' 1987
Olgierd Łukaszewicz wspomina Krzysztofa Kolbergera:
"Występowaliśmy razem ostatnio 18 listopada 2010 roku w Filharmonii Narodowej w Gdańsku na wieczorze poetyckim. Krzysztof mówił wiersz 'W malinowym chruśniaku'. To przepiękny erotyk i pochwała życia. Mówił to głosem, w którym chwilami brakowało oddechu, ale tym samym stawało się to dla nas, słuchających go wtedy, dramatycznym uwielbieniem życia.
(...) Był szalenie zdyscyplinowany w tej walce o życie. Wiedzieliśmy, że za kulisami ma kuchenkę mikrofalową, w której były podgrzewane porcje jedzenia dla niego. Był niezwykle bohaterski w swoim przywiązaniu do życia, kochał swój zawód i to, co pokazał wtedy w Filharmonii, było wspaniałe"
''Zakład'' 1990
Joanna Szczepkowska po śmierci Krzysztofa Kolbergera:
"Jeszcze nie mogę uwierzyć. Rzadko można widzieć kogoś, kto mimo choroby tak heroicznie uczestniczył w normalnym życiu. Jego postępująca słabość była widoczna, a mimo to bywał wszędzie, zawsze uśmiechnięty, tak bardzo ciepły i towarzyski. Im bardziej cierpiał tym częściej bywał z nami. Dlatego myślałam, że Krzysztof nigdy nie odejdzie".
''Kuchnia polska'' 1991
Stanisława Celińska wspomina Krzysztofa Kolbergera:
"Zetknęłam się z Krzysztofem na gruncie zawodowym kilka razy. Szczególnie miło wspominam jednak naszą pierwszą współpracę, swój udział w sztuce 'Królewna Śnieżka i krasnoludki'. Zachorowała Maryla Rodowicz i zostałam poproszona o jej zastępstwo - i tak zostałam krasnoludkiem Gburkiem. A obok: Zbigniew Wodecki, Danuta Rinn, Krystyna Sienkiewicz, Jan Kobuszewski. Było rodzinnie i wesoło, ale taki był właśnie Krzysztof. On cały czas uśmiechał się do życia. Był człowiekiem delikatnym, taką poetycką duszą.
Wielokrotnie się pięknie sprzeczaliśmy na tematy artystyczne, czasami nasze rozmowy kończyły się aż przed moim domem. Żył sztuką i poezją. W Teatrze Narodowym uczestniczyliśmy w takich dyżurach poetyckich, gdzie za darmo czytaliśmy poezję. Pamiętam nasze spotkanie tam sprzed kilku miesięcy. Krzysztof bardzo się spieszył, bo on mimo choroby był w ciągłym ruchu. Wyszedł przed końcem, bo jechał gdzieś w Polskę z kolejnymi występami. Aż trudno uwierzyć, że już nigdy nie wyjdzie na scenę".
''Kuchnia polska'' 1991
Kazimierz Kutz wspomina Krzysztofa Kolbergera:
"Krzysztof Kolberger grał główną rolę w moim filmie 'Na straży swej stać będę'. To był film, który mówił o okresie okupacji niemieckiej na Śląsku. Wówczas miałem okazję zetknąć się z nim w bezpośredniej pracy i poznać go bliżej; sam Kolberger zresztą później uważał, że to była jego najlepsza rola. Podczas wspólnej pracy wytworzyła się między nami głębsza więź, bo dla niego to było ważne doświadczenie, z kolei ja poznałem kogoś niezwykle ciekawego z tego pokolenia. Mnie się wydaje, że wyróżniał się przez ostatnie lata jego choroby jakimś niesłychanym heroizmem w stosunku do własnego losu, jakąś taką dziwną, silną męskością. Był - moim zdaniem - człowiekiem bardzo prawym i bardzo uporządkowanym wewnętrznie. Posiadał bardzo głęboką duchowość i taką swoją - intymną, bo on tego publicznie nie demonstrował - filozofię życia, pełną harmonii, z dala od spraw tego świata.
Patrzyłem na niego z wielkim podziwem i szacunkiem. Moim zdaniem umarł ktoś bardzo prawy. Kiedy kończyliśmy naszą pracę w filmie, to on mi dał w prezencie taki sygnet męski, o którym nie dalej jak wczoraj rozmyślałem; myślałem, że dobrze jest, kiedy człowiek spotyka na swojej drodze ważnych ludzi i coś materialnego się od nich dostaje (...). I dziś odszukałem ten sygnet i symbolicznie go włożyłem na palec i muszę powiedzieć, że idealnie pasuje. Myślę o Krzysztofie Kolbergerze i ten sygnet w ten sposób stał się mi jeszcze bardziej bliski".
''Pan Tadeusz'' 1999
Zbigniew Wodecki wspomina Krzysztofa Kolbergera:
"Zawsze emanował z niego spokój. Pracowałem z nim m.in. przy sztuce 'Królewna Śnieżka', którą robiliśmy w Warszawie. Krzysiu to reżyserował, a grali tam m.in. Alina Janowska, Krystyna Sienkiewicz, Marek Perepeczko, Krystyna Tkacz, Maryla Rodowicz. To były wielkie nazwiska i każdy był indywidualistą, a ja patrzyłem, jak Krzysiu wspaniale sobie z nimi radził. Powodował, że wszystko było jak w rodzinie. Miał umiejętność niereagowania na rzeczy niepotrzebne. Wiedział, kiedy podjąć temat, żeby szło do przodu, a kiedy się nie odzywać, żeby nie wywoływać niepotrzebnych dyskusji.
(...) Wszyscy bardzo go cenili i lubili za umiejętność kulturalnego prowadzenia prób. Brał z bufetu herbatę czy kawę i szedł przez korytarze teatralne. Wszyscy go ciągle o coś pytali, a on z niezmiennym spokojem i lekkim uśmiechem im odpowiadał. Ten uśmiech zawsze był ciepły, ale jednocześnie powodował pewien dystans. W czasie prób siadał na widowni i odzywał się tylko wtedy, kiedy to było niezbędne. Nigdy nie wdawał się w dyskusję, kiedy coś nie wychodziło. Nie robił awantur, nie unosił się, nie krzyczał. W pracy był taki, jak w życiu.
(...) Krzysiek nie mówił o swojej chorobie. Twierdził, że nie ma się nad czym roztkliwiać. Swoje przemyślenia trzymał głęboko w sobie, nie obarczał ludzi swoim nieszczęściem, bólem, przypadłościami. Jeżeli już o tym mówił, było to zupełnie normalne. Po prostu informował, że idzie do szpitala. Starał się o tym nie mówić, to było obok".
''W pustyni i w puszczy'' 2001
Kolberger był znanym interpretatorem poezji - m.in. Czesława Miłosza, Cypriana Kamila Norwida, Juliusza Słowackiego, Adama Mickiewicza i Karola Wojtyły.
"Poezja bez przerwy mi towarzyszy" - podkreślał artysta.
Pomimo wielu ról teatralnych i filmowych, za jedno ze swoich najważniejszych zadań aktorskich uważał odczytanie testamentu Jana Pawła II w czasie żałoby po śmierci papieża.
Czytał też wielokrotnie "Tryptyk Rzymski" Karola Wojtyły oraz użyczył głosu ojcu świętemu w filmie "Jan Paweł II z Jonem Voightem.
''W kogo ja się wrodziłem'' 2001
Jacek Cygan, autor tekstów piosenek i poeta, wspomina Krzysztofa Kolbergera:
"Krzysztof był człowiekiem niezwykle czystym duchowo. Zarówno w płaszczyźnie osobistej, jak i w tym, co udało nam się zrobić wspólnego na scenie. Współpracowaliśmy przy 'Mesjaszu' Hendla. Krzysztof był narratorem poszczególnych części 'Mesjasza'. Urzekał i porywał tą taką swoją melodią mówienia. Miał niezwykły talent czytania poezji, ale i proza w jego wykonaniu stawała się poezją. To, co dawał ludziom poprzez swoją interpretację, to był prawdziwy skarb.
Pamiętam, gdy Krzysztof zachorował, to odbyła się w kościele na Sadybie msza św. w jego intencji. Stałem obok Anny Marii Jopek i tak niezwykle mocno ściskaliśmy kciuki. Chcieliśmy, żeby mu się udało. I potem mieliśmy świadomość widząc go w kolejnych latach na scenie i w życiu, że mu się udało. Dlatego ta dzisiejsza wiadomość jest dla mnie tym bardziej bolesna".
''Sfora'' 2002
Krystyna Tkacz wspomina Krzysztofa Kolbergera:
"Najstraszniejszą rzeczą jest to, że trzeba powiedzieć, że był. Był człowiekiem niezwykłym, wspaniałym kolegą - oddanym, pomocnym, pracowitym. Zawsze można było liczyć na jego wsparcie i kilka dobrych słów, ponieważ zawsze widział jaśniejsze strony życia. Nie pamiętam go innego, jak tylko pogodnego i promiennego. Zawsze był uśmiechnięty. Już samą swoją obecnością dawał pozytywnego kopa, a przy tym był bardzo kulturalny, dyskretny i nieskazitelny. Panował nad tremą, nigdy nie podnosił głosu.
Miał wielkie sukcesy zawodowe, ale sukcesem jest też to, że wywalczył sobie jeszcze tyle lat życia, mimo że od wielu lat zmagał się z chorobą. Miał niesamowitą siłę woli. Po tych wszystkich jego przeżyciach wydawało się, że teraz to będzie już żył wiecznie. A tak się, niestety, nie stało"
''Rozdroża Cafe'' 2005
Jerzy Owsiak wspomina Krzysztofa Kolbergera:
"To bardzo smutna wiadomość. Krzysztof był z nami; pamiętam, gdy parę lat temu robiliśmy onkologiczny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, był jego ikoną. Był człowiekiem, który zawsze mówił: walczę, walczę z chorobą, walczę z chorobą nieuleczalną - podobnie jak Kamil Durczok.
Krzysztof Kolberger - to był aktor, na którym się wychowałem, którego obserwowałem, którego śledziłem. Jego głos kojarzy chyba każdy w Polsce - związane jest z nim coś bardzo ciepłego. Ale przegrał i to jest też powód, żebyśmy my grali - żebyśmy mówili, że warto, żeby sprzęt był w szpitalach, żeby dzieciaki były diagnozowane; żeby nie odkrywać naszych chorób kiedy jesteśmy dorośli, bo wtedy mamy mniejsze szanse niż gdybyśmy byli diagnozowani, kiedy jesteśmy dziećmi.
Był z nami; był człowiekiem, który się angażował we wszystkie akcje i wspierał najróżniejsze idee związane z ratowaniem życia i sprawami podobnymi do tych, którymi zajmuje się WOŚP. Powiemy o nim także podczas XIX finału Orkiestry"
''Senność'' 2008
Stworzył wiele ról w spektaklach Teatru Telewizji. Zagrał m.in. Laertesa w "Hamlecie" Szekspira w reż. Gustawa Holoubka (1974), Maćka Chełmickiego w "Popiele i diamencie" Jerzego Andrzejewskiego w reż. Zygmunta Huebnera (1974), Orgona w spektaklu "Tartuffe czyli obłudnik" Moliera w reż. Andrzeja Seweryna (2002).
Zajmował się także reżyserią teatralną. W Teatrze Wielkim w Warszawie wyreżyserował np. "Krakowiaków i górali" Wojciecha Bogusławskiego (1991), w Teatrze Wielkim w Poznaniu - "Nędzę uszczęśliwioną" Macieja Kamieńskiego (1997)
''Mniejsze zło'' 2009
Wielokrotnie odznaczony, m.in. w 2005 roku Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, w 2007 roku Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, w 2008 roku Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis".
(kk)