Aktor, reżyser i pedagog. Jan Englert
Utalentowany, przystojny i wysportowany. W jego dorobku filmowym znalazło się ponad sto produkcji. Oprócz wielkiego ekranu ukochał sobie teatr. Dziś życzenia wszystkiego najlepszego wędrują do Jana Englerta.
11.05.2005 | aktual.: 12.06.2018 14:21
Aktor zadebiutował w wieku lat czternastu w filmie Andrzeja Wajdy pt.: Kanał. Swój warsztat aktorski szlifował w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, którą ukończył w 1964 roku.
Początkowo angażowany był do ról drugoplanowych. Przełom nastąpił w 1968 za sprawą sukcesu spektaklu Teatru Telewizji, w którym Jan Englert grał rolę Stefana Bielaka. Sztukę tę zobaczył Kazimierz Kutz i obsadził go w dwóch filmach ze swojej sagi śląskiej: w Soli ziemi czarnej i Perle w koronie.
Największą popularność przyniosły mu role w serialach. Polskie drogi Janusza Morgensterna, Noce i dnie Jerzego Antczaka, Lalka Ryszarda Bera, Rodzina Połanieckich Jana Rybkowskiego, Matki, żony i kochanki Juliusza Machulskiego to niektóre z nich.
Obsadzał także filmy kultowe: Kolumbów Janusza Morgensterna (1970) z rolą Zygmunta oraz serial Dom Jana Łomnickiego z rolą Rajmunda Wroteka - operator Polskiej Kroniki Filmowej, a później reżyser filmów dokumentalnych. Ostatnio także zagrał w dwóch wersjach Kilera obok Cezarego Pazury i Małgorzaty Kożuchowskiej.
Aktor najlepiej czuje się jednak na deskach teatralnych. Po Teatrze Polskim był aktorem Teatru Współczesnego w Warszawie, potem znów Polskiego za dyrekcji Kazimierza Dejmka, a od 1997 Teatru Narodowego. Obecnie jest jego dyrektorem artystycznym.
- Teatr jest ciągle tym miejscem, gdzie bywa się artystą. W kinie artystą jest reżyser, a aktor to lepiej lub gorzej sfotografowany przedmiot. Dlatego właśnie teatr daje mi najwięcej satysfakcji - powiedział aktor w wywiadzie dla "Słowa Ludu".
Od końca lat siedemdziesiątych Englert zajmuje się także reżyserią. Zafascynowany klasyką, tą dużą i tą małą, najchętniej inscenizuje dramaty polskich romantyków, sztuki Witkacego oraz dramaturgię Antoniego Czechowa.
Jest wykładowcą w warszawskiej PWST, w latach 1981-87 był dziekanem Wydziału Aktorskiego, zaś w latach 1987-93 i od 1996 rektorem. Uczenie zawodu daje mu ogromne zadowolenie:
- Pracę pedagogiczną smakuję z całym upodobaniem. Daje mi ona satysfakcję Pigmaliona. Żadna moja rola nie sprawiła mi takiej radości, jak udany debiut pod moim kierunkiem młodego człowieka, studenta – mówi dzisiejszy jubilat.
Aktor nie unika imprez, ma bardzo duże poczucie humoru także na swój temat.
- Na szczęście przekonuję się, że moje miejsce nie jest jeszcze w zamkniętym rezerwacie. I proszę nie sądzić, że mówię to z zazdrości, na przykład wobec takiego Harveya Keitela czy innych aktorów, których podziwiam. Jestem aktorem prowincjonalnym i cenię to. Wolę być ulubieńcem Skierniewic, niż trzeciorzędnym aktorem w wielkim świecie.
Prywatnie życie dzieli z Beatą Ścibakówną, z która partnerami są nie tylko na deskach czy przed ekranem ale często też na korcie tenisowym. ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ JANA ENGLERTA