Amant na emeryturze. Jean-Paul Belmondo skończył 85 lat
09.04.2018 | aktual.: 11.04.2018 09:30
Do niedawna prasa rozpisywała się o jego podbojach miłosnych i związkach z kobietami młodszymi nawet o kilkadziesiąt lat. - Na przygodę nigdy nie jest się za starym. Ten, kto nie ma na nią ochoty, jest trupem za życia - brzmiała dewiza kultowego francuskiego aktora, który w wieku 85 lat cieszy się zasłużoną emeryturą,
Na ekranie nie pojawił się od dekady, ale wciąż korzysta z życia i cieszy się niesłabnącym uznaniem. Jest stałym bywalcem branżowych imprez i festiwali. Zakończenie kariery aktorskiej zbiegło się w czasie z drugim rozwodem, choć znając jego temperament i zamiłowanie do kobiecego towarzystwa, Belmondo może nas jeszcze zaskoczyć.
Sportowe początki
Urodził się 9 kwietnia 1933 r. w mieście Neuilly-sur-Seine na północy Francji. Jako nastolatek wcale nie myślał o karierze aktorskiej, gdyż był całkowicie pochłonięty sportem. Zwłaszcza boksem i piłką nożną.
Po raz pierwszy stanął na ringu bokserskim w wieku 16 lat. W Paryżu odbywał się wówczas amatorski turniej. Belmondo wygrał i to zwycięstwo zachęciło go do kolejnych prób – jego kariera sportowa była pasmem sukcesów, choć nie trwała zbyt długo.
Zamiłowanie do sportu i niebezpieczeństwa odziedziczył zresztą jego syn, Paul, który został kierowcą wyścigowym.
Wschodząca gwiazda
Kilka lat później zaczął grywać w teatrze, ale wówczas nie zwrócił niczyjej uwagi. W wieku 23 lat zadebiutował na ekranie. Musiały minąć cztery kolejne lata, nim jego nazwisko stało się znane szerszej publiczności.
Gwiazdę uczynił z niego francuski reżyser Jean-Luc Godard, proponując mało doświadczonemu aktorowi jedną z głównych ról w swoim filmie "Do utraty tchu".
Chociaż projekt był niedopracowany, a budżet niewielki, Belmondo wyraził zgodę. Obaj z zaskoczeniem obserwowali późniejszy sukces wspólnej produkcji, nazywanej dziś manifestem awangardowego nurtu Nowej Fali.
Nieposkromiony kaskader
Od tego momentu jego kariera ruszyła z kopyta. Krytyka rozpływała się nad utalentowanym aktorem, kobiety za nim szalały, mężczyźni marzyli o posiadaniu takiej klasy i charyzmy.
Nazywano go "francuskim Jamesem Deanem", zachwycano się jego odwagą – z podziwem odnotowywano, że Belmondo nie zgadzał się na dublerów i wszystkie popisy kaskaderskie wykonywał sam.
Zdanie zmienił dopiero po wypadku na planie filmu "Skok" z 1985 roku.
Skarb narodowy
Francuzi go pokochali i szybko stał się ich największym dobrem narodowym. Nazywali go zdrobniale "Bebelem", a jego filmy gromadziły na widowni prawdziwe tłumy.
Wybaczano mu udział w mniejszych i większych skandalach obyczajowych, a na jego bujne życie towarzyskie patrzono przez palce.
Podziwiano jego naturalny, nieudawany i niewymuszony styl bycia, a autobiografia "30 lat, 25 filmów", którą wydał wkrótce po 30. urodzinach, z miejsca stała się bestsellerem.
Bożyszcze kobiet
Nie był stały w uczuciach, ale kobiet to nie zrażało i Belmondo nie mógł się wręcz opędzić od damskiego towarzystwa.
W 1953 roku usidliła go Élodie Constantin; para doczekała się nawet trójki dzieci, ale małżeństwo rozpadło się 13 lat później, kiedy na jaw wyszedł romans aktora z Ursulą Andress.
Potem łączono go z innymi pięknościami (między innymi z Brigitte Bardot)
, aż wreszcie w 1989 roku poznał młodszą o ponad 30 lat Nathalie Tardivel (na zdjęciu). Pobrali się dopiero w 2002 roku, ale najwyraźniej Belmondo nie czuł się zbyt dobrze w związku małżeńskim i sześć lat później para wniosła o rozwód. Wcześniej Tardivel urodziła 70-letniemu wówczas aktorowi czwarte dziecko - Stellę Evę Angelinę.
Kłopoty zdrowotne
W roku 2001 fani aktora zamarli z przerażenia – media poinformowały, że Belmondo ma udar mózgu i znajduje się pod opieką lekarzy. Aktor był częściowo sparaliżowany, miał problemy z mówieniem.
Poddano go intensywnej rehabilitacji i filmowy amant, ku zdziwieniu lekarzy, błyskawicznie powrócił do zdrowia.
Opuścił nawet szpital kilkanaście dni przed wyznaczonym terminem, zapewniając, że czuje się znakomicie i odzyskał dawną formę. Ale przez dobrych kilka lat trzymał się z dala od kamer.
Pogodził się ze starością
Choć Belmondo wciąż trzyma się świetnie, to już przed laty zaczął zdawać sobie sprawę z upływu czasu. Kiedy w 2008 roku postanowił powrócić do grania, zgodził się przyjąć rolę w filmie "Un Homme et son chien" wyłącznie pod warunkiem, że na ekranie pokażą go bez żadnego upiększania, jako chorego, niepełnosprawnego mężczyznę.
- Bo taki właśnie jestem – stwierdził aktor.
Rok później wziął jeszcze udział w realizacji krótkometrażowego "Allons-y! Alonzo!" i od tego czasu cieszy się z aktorskiej emerytury. Co nie znaczy, że zerwał zupełnie ze światem showbiznesu. W ostatnich latach wielokrotnie pojawiał się na branżowych imprezach i festiwalach. Na początku lutego zjawił się na gali Lumiere Awards, gdzie wraz z Monicą Bellucci odebrał nagrodę za niezwykły wkład w rozwój francuskiego kina.