Aneta Todorczuk-Perchuć: poznała męża, gdy był asystentem profesora. To była relacja studentka-nauczyciel
09.12.2017 | aktual.: 09.12.2017 17:37
Nigdy nie czuła presji, by zrobić wielką karierę; przyznaje też, że gdy postanowiła odpocząć od branży i zająć się dziećmi, na jakiś czas wypadła z obiegu. To jej jednak nie załamało - uważa, że najciekawsze role są jeszcze przed nią.
Aneta Todorczuk-Perchuć - szczęśliwa żona i matka - nie ukrywa, że stara się trzymać na uboczu; szerokim łukiem omija imprezy branżowe, nie pozuje na ściankach. I choć zdaje sobie sprawę, że mogłaby otrzymywać znacznie więcej propozycji, nie zamierza robić nic na siłę; a każdą wolną chwilę woli spędzić z rodziną niż na bankietach.
Zapewnia, że wcale nie zazdrości mężowi, którego kariera stale nabiera tempa. Zresztą sama może pochwalić się licznymi nagrodami i sukcesami scenicznymi; a gdy akurat nie występuje, zajmuje się działalnością charytatywną.
Todorczuk od lat związana jest z Marcinem Perchuciem znanym z "Listów do M. 2", seriali "Lekarze", "Barwy szczęścia", "Usta usta".
Dziecięce marzenia
W dzieciństwie chciała zostać primabaleriną (ale szybko zrozumiała, że nie ma ku temu odpowiedniego talentu) albo skrzypaczką. Jak wyznawała, doprowadzała tym swoich sąsiadów do szewskiej pasji.
- Nie mieli ze mną lekko. "Proszę natychmiast przestać rzępolić”, słyszałam w słuchawce. To dzwonili ludzie z osiedla, na którym mieszkałam - wspominała na portalu Weranda swoje pierwsze muzyczne próby. - Wszystko dlatego, że chodziłam do szkoły muzycznej. Po zajęciach otwierałam szeroko okna i ćwiczyłam grę na skrzypcach.
Ale chociaż szczerze pokochała muzykę, z czasem uznała, że taka ścieżka kariery jej nie odpowiada. I wtedy zdecydowała się zdawać do szkoły teatralnej.
Złamane serce
Radość z tego, że znalazła się na liście przyjętych, walczyła jednak z rozpaczą. Todorczuk spotykała się bowiem wówczas z pewnym mężczyzną.
- Byłam przepotwornie zakochana. Chciałam, żeby był moim mężem - wyjawiała w programie Krzysztofa Ibisza "Zrozumieć kobietę”.
On również marzył o aktorskiej karierze, ale oblał egzamin. Ona przeprowadziła się do Warszawy, on, ku jej rozpaczy, został w Białymstoku. Pół roku później uznali, że związek na odległość nie ma sensu i postanowili go zakończyć.
- To było bardzo bolesne rozstanie - dodawała.
Według "Faktu" tą wielką miłością Todorczuk był serialowy amant - Paweł Małaszyński.
Nowa miłość
Todorczuk szybko uleczyła jednak złamane serce - w Akademii Teatralnej poznała Marcina Perchucia.
- Marcin był wtedy asystentem profesora, który prowadził zajęcia z moim rokiem. Studentka-nauczyciel - to nie było łatwe - opowiadała w "Claudii".
Mimo wielu trudności, które musieli pokonać, nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Kiedy Todorczuk była na trzecim roku, Perchuć się oświadczył - i postanowili, że pobiorą się, gdy skończy studia.
I faktycznie, w 2002 r., gdy Todorczuk odebrała dyplom, wzięli upragniony ślub i zamieszkali razem.
- Trzeba było się zająć rachunkami i życiem codziennym. Podzieliliśmy się obowiązkami. To było sympatyczne - wspominała.
Pierwsze kroki
Todorczuk wkrótce otrzymała etat w warszawskim Teatrze Narodowym, zaczęła też występować przed kamerami - zadebiutowała w filmie "Kameleon", później zaś na dłużej zahaczyła się w serialach, "Samo życie", "Stacyjka" czy "Pensjonat pod Różą". Przyznawała, że nie był to dla niej łatwy czas, próbowała odseparować się od bardziej doświadczonego męża, usamodzielnić, uczyć się na własnych błędach.
- Na zawód właściwie zaczęłam się otwierać po skończeniu akademii, gdy stawiałam pierwsze samodzielne kroki, bez Marcina. Musiałam sama się pozbierać aktorsko i udowodnić sobie: potrafię, stać mnie. Takim już jestem typem, że do wszystkiego wolę dojść sama. Nie do końca lubię, jak mi się radzi - wyznawała w "Claudii".
Wypadła z obiegu
Kariera nigdy jednak nie była jej priorytetem. Kiedy w 2005 roku na świat przyszła ich córka Zofia, Todorczuk podjęła odważną decyzję - postanowiła na jakiś czas wycofać się z branży i zostać z dzieckiem. Pięć lat później urodziła syna Stanisława. Przyznawała, że przez to "wypadła z obiegu", ale nie żałowała. Dopiero gdy była gotowa, a dzieci podrosły, postanowiła wrócić do pracy.
- Gdybym miała ciśnienie na karierę, nie zdecydowałabym się na dzieci zaraz po studiach. Mam koleżanki, które najpierw zrobiły karierę, a potem urodziły dzieci, a ja postanowiłam inaczej. Teraz moje dzieci są już "odchowane”, a one siedzą w pieluchach - śmiała się w "Show". - Nie zabieram dzieci na premiery, ścianki.
Mają normalne życie.
Wróciła na scenę, dostała większą rolę w "Na dobre i na złe", pojawiła się też w "Blondynce" czy "Barwach szczęścia".
- Ja po prostu kocham swój zawód i chcę go uprawiać - dodawała.
Z dala od szumu
Zdaje sobie sprawę, że jej mąż jest znacznie bardziej "rozrywanym" aktorem, ale nie ma o to żalu.
- Ma serial za serialem, rolę za rolą. I ja go bardzo w tym dopinguję. Nie czuję zazdrości, bo nie jesteśmy dla siebie konkurencją - mówiła w "Show".
Wie, że gdyby częściej pojawiała się na czerwonym dywanie, pewnie propozycji dostawałaby znacznie więcej, ale nie chce robić niczego wbrew sobie.
- Powiem tak: te chwile wolę spędzić z dziećmi - wyznawała. - Poza tym takie wyjście wymaga sporego przygotowania: stylizacja, makijaż, fryzura. Na ogół nie mam po prostu czasu, a zdarza się, że najzwyczajniej nie warto.
A jeśli nie jest akurat z rodziną, zajmuje się prowadzeniem Fundacji "Mamy dzieci", wspierającej wychowanków domów dziecka.