Anna-Maria Sieklucka poleciała do USA promować polski erotyk. Tak ją przywitali na miejscu

Anna-Maria Sieklucka stała się znana dzięki filmowej trylogii "365 dni", w której wcieliła się w postać Laury Biel. W rozmowie z Wirtualną Polską aktorka wyraziła przekonanie, że twórcom adaptacji powieści Blanki Lipińskiej udało się otworzyć perspektywę patrzenia na kobiety pod innym kątem. - Mówimy o ich potrzebach i fantazjach, i to nie przyciszonym głosem - stwierdziła.

Anna-Maria Sieklucka dzięki roli w "365 dni" zdobyła pokaźne grono fanów
Anna-Maria Sieklucka dzięki roli w "365 dni" zdobyła pokaźne grono fanów
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | Roberta Krasnig
Magdalena Drozdek

Magdalena Drozdek, Wirtualna Polska: Jak zareagowali na was fani w Nowym Jorku?

Anna-Maria Sieklucka: To było niesamowite doświadczenie. W Paris Theater zebrało się ponad 500 osób, które były bardzo podekscytowane i cieszyły się, że możemy spotkać się na żywo. Piękne było to, że od momentu wyjścia z hotelu, ludzie już na nas czekali. Lubię mówić, że to są "moi ludzie", a nie fani. Z głębi serca życzą nam jak najlepiej i to widać. Dzięki Netfliksowi docieramy z filmem do ponad 190 krajów i nasz fandom wspiera nas tak, że trudno to opisać słowami.

Co Amerykanki mówią o trzecim filmie?

Myślę, że sala teatralna podczas spotkania z amerykańskimi widzami w 98 proc. była wypełniona kobietami. Przyglądałam się ich reakcjom. Z minuty na minutę ekscytowały się coraz bardziej tym, co przeżywali bohaterowie. Bardzo żywo reagowały na to, co działo się na ekranie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Magda Lamparska mówiła mi, że jest zasypywana wiadomościami od kobiet z różnych stron świata. Ty pewnie dostajesz tych wiadomości jeszcze więcej z racji tego, że obserwuje cię dziś ponad 4 mln osób. Co ludzie piszą?

Piszą przede wszystkim kobiety, które żywiołowo reagują na przygody bohaterów trylogii. To są często osobiste historie tych kobiet, które zwracają się do mnie bezpośrednio. Głównie to podziękowania, że poprzez moje social media widzą mnie nie tylko jako aktorkę, ale także człowieka. Te głosy kobiet są dla mnie ważne. Warte podkreślenia jest też, jak niesamowitą siłą tego filmu jest girl power, jak ważna dla tej historii jest przyjaźń i więź pomiędzy Olgą a Laurą.

Jestem w trakcie zakładania fundacji dla kobiet, która będzie wspierać szczególnie te kobiety, które doświadczyły różnego wymiaru przemocy, depresji, stanów lękowych czy dyskryminacji ze względu na płeć. Ten rodzaj zainteresowania kobiet z całego świata moją osobą chciałabym przekuć na coś dobrego, a nie tylko na zbijaniu kolejnych liczb followersów na social mediach. Dla mnie to niezwykłe, że przenosząc fikcję książkową na ekran, można stworzyć kobietom przestrzeń do dzielenia się ich własnymi historiami.

Jest cienka granica między filmową postacią a aktorem/aktorką?

Nie utożsamiam się z Laurą Biel. To jest odegrana przeze mnie postać. Jestem aktorką, wcielam się w różne postaci. To najpiękniejsze w tym zawodzie, że za każdym razem możesz stać się kimś innym.

Nie zbliżyłaś się przez te wszystkie lata do Laury?

Tak jak ja dojrzewam jako kobieta przez minione trzy lata, tak i ta postać. Myślę, że widać to bardzo mocno w najnowszej części, w której Laura sama decyduje o swoich kolejnych krokach, podejmuje samodzielnie decyzje o tym, co jest dla niej najważniejsze.

Z jednej strony mamy girl power, z drugiej: ostra krytyka waszej historii, która – zdaniem wielu – pokazuje kobiety w złym świetle. Co o tym myślisz?

Mnie na Instagramie obserwują w przeważającej większości kobiety, które stoją za mną murem. Co jest dowodem na to, że odróżniają fikcje ekranową od prawdziwego życia. To jest dla mnie najważniejsze.

Czy ta trylogia twoim zdaniem rozbudza dyskusję o kobiecej seksualności? Czy ona coś zmienia w dyskusji?

Myślę, że doczekaliśmy się czasów, w których tematy tabu przestają nimi być. Serię "365 dni" oglądają widzowie z całego świata i żywo o tym dyskutują. Stworzyliśmy – w pewnym sensie – potęgę, bo zaczęliśmy otwierać perspektywę patrzenia na kobiety pod innym kątem. Mówimy o ich potrzebach i fantazjach, i to nie przyciszonym głosem. Świat, tak mi się wydaje, ma dziś na to otwartą głowę.

Duża w tym zasługa Netfliksa, który nie boi się tematów tabu i kruszy je jeden po drugim. Mamy wiele produkcji o tematyce LGBT+, są i filmy prezentujące mężczyzn również z ich słabościami. Jestem dumna, że tworzy się kino, o którym warto rozmawiać.

Jak chciałabyś, by ludzie postrzegali historię z "365 dni"?

Przede wszystkim to fikcja. Tę historię pewnego dnia stworzyła Blanka Lipińska. Choć każdy ma jakieś swoje życiowe perypetie i przeżywa różne przygody, to do "365 dni" należy podchodzić nieco z przymrużeniem oka.

Spodziewałaś się, dołączając do tego projektu kilka lat temu, że to wszystko tak się potoczy?

To jest niewątpliwie jedna z najpiękniejszych przygód w moim życiu. Myślę, że otworzyło się tak wiele drzwi, że to dopiero początek. Każdego dnia jestem wdzięczna przede wszystkim sobie, że stanęłam na wysokości zadania jako aktorka, ale też jako człowiek. Moje życiowe wartości pozostały nienaruszone. Nauczyłam się tego, by dziękować samej sobie, doceniać siebie. Cieszę się, że jako aktorka mogę być częścią dyskusji na różnych polach. Teraz castinguję się za granicą. Jestem niesamowicie dumna, że jako Polka jestem w miejscu, w którym się znajduję.

Do tej pory podkreślano, że Blanka Lipińska reżyserowała sceny erotyczne w serii. Na napisach pojawia się też nazwisko psycholog Moniki Staruch. Jak wyglądała wasza współpraca?

Trzeba podkreślić, że tak jak świat otworzył debatę na temat kobiecej erotyki, tak filmowcy otworzyli się na współpracę z koordynatorami scen intymnych. Dla mnie było istotne, by była to kobieta. Czułam się przy niej bezpiecznie. Kręcenie tych scen nie należy do najłatwiejszych. Ja dzięki Monice i również Marcie - koordynatorkom scen intymnych, czułam się zaopiekowana. To bardzo ważne, że funkcja koordynatorów intymności istnieje i życzę aktorom pracującym przy filmie o tematyce erotycznej, aby mogli z niej skorzystać.

Jak potraktowali was amerykańscy dziennikarze?

Odniosłam wrażenie, że amerykańscy dziennikarze mają duży luz. Jedna z popularnych tamtejszych dziennikarek prowadziła nasze spotkanie w kinie Paris Theatre. Zadała nam dużo ciekawych pytań, rozumie fenomen tego filmu, jak i jego konwencji.

Nikt cię już nie pyta o kolor bielizny i o to, czy chodzisz na plażę nudystów?

Myślę, że nauczyłam się bardzo dobrze dbać o swoje granice.

Magdalen Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu WP Kultura narzekamy na: pierwszy odcinek "Rodu Smoka", "Kolejne 365 dni" oraz Brada Pitta, wieszcząc jego upadek. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Źródło artykułu:WP Film
anna maria sieklucka365 dninetflix
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (167)