Bartosz Żurawiecki: Dziś prawdziwych magików już nie ma

Obejrzałem animację Sylvaina Chometa „Iluzjonista” w poznańskim kinie Muza na wczesnym, niedzielnym seansie, w towarzystwie kilku innych widzów. Sytuacja na sali odzwierciedlała poniekąd to, co pokazywano na ekranie. Bohaterem „Iluzjonisty” jest bowiem starszy już magik, który wyciąga królika z kapelusza przy pustawej widowni. Czasami zaklaszcze mu jakaś babcia siedząca obok znudzonego wnuka, niekiedy ktoś zagwiżdże albo się zaśmieje. Błąka się nasz Iluzjonista od miasta do miasta, a największy sukces odnosi w pewnym szkockim pubie, gdzie pijani klienci nie posiadają się z radości, widząc, że w jego rękach pusty kieliszek zmienia się w pełny.

Bartosz Żurawiecki: Dziś prawdziwych magików już nie ma
Źródło zdjęć: © Leniva Studio

03.12.2010 11:08

Film Chometa (nota bene, znajdujący się w ścisłym gronie kandydatów do oscarowej nominacji w kategorii „najlepsza animacja”) wszedł do naszych kin tak jak tytułowy bohater chodzi po świecie – nieśmiało i cichutko. W „boksofisach” wycięła go „Maczeta”, pogrzebał „Pogrzebany”. Nawet dystrybutor, mam wrażenie, potraktował swój „produkt” po macoszemu. Choć w „Iluzjoniście” prawie nie ma dialogów, to jednak pada tu kilka ważnych dla fabuły słów, których jednak nikomu nie chciało się przetłumaczyć. W każdym razie, ja obejrzałem kopię bez napisów.

Chomet (znany u nas jako twórca „Tria z Bellville”) narysował i nakręcił „Iluzjonistę” według niezrealizowanego wcześniej scenariusza z 1956 roku Jacquesa Tati – znakomitego francuskiego komika, aktora i reżysera, kontynuatora burleski spod znaku Chaplina czy Keatona. Filmy Tatiego – „Wakacje pana Hulot” czy „Mój wujaszek” (jego fragment pojawia się w scenie kinowej „Iluzjonisty”) – konfrontowały pewnego staromodnego, roztargnionego ekscentryka w zbyt obszernym prochowcu z bezduszną i zadowoloną z siebie nowoczesnością. Ucieleśniały ją przeszklone biurowce (w których sterylnych wnętrzach uwijały się ludzkie mrówki), urządzenia mechaniczne płatające figle w najmniej spodziewanych momentach, biurokraci, biznesmeni i inni snobi hołdujący najnowszym modom, tudzież obnoszący się z najnowszymi gadżetami.

Smutne jest, niestety, że sam Tati tę walkę indywidualności z masą, niepowtarzalności ze standaryzacją przegrał. Po frekwencyjnym niepowodzeniu filmu „Playtime”, które pociągnęło za sobą bankructwo Tatiego i wpędziło go w długi na długie lata, miał on poważne problemy, by znaleźć źródła finansowania dla swych kolejnych projektów. Do końca życia w roku 1982 zdołał zrealizować zaledwie dwa filmy, w tym zrobioną dla szwedzkiej telewizji „Paradę”, będącą zapisem numerów cyrkowych.

Główny bohater „Iluzjonisty” ma rysy twarzy i charakterystyczną, tyczkowatą sylwetkę Tatiego. Choć twórczość autora „Mojego wujaszka” różnie bywała oceniana – zarzucano mu, na przykład, że jego gagi są zbyt wykoncypowane, że brakuje im naturalności, żywiołowości, pomysłowości, która charakteryzuje komedie mistrzów burleski – to jednak dzisiaj otacza się ją wielką estymą, zwłaszcza w rodzinnej Francji.

„Iluzjonista” to nie tylko hołd oddany Tatiemu, ale także elegia ku czci dawnej sztuki ludycznej, która musiała ustąpić miejsca sztuce masowej. Akcja filmu dzieje się w Europie końca lat 50., gdy szeroką falą wchodzą telewizja i big-beat, do lamusa zaś odchodzą czarodzieje odstawiający swoje sztuczki na scenach kabaretów i wodewilów. Ich magia – chwilami, owszem, tandetna i mało wyrafinowana, ale przyjazna i „z duszą” – zostaje wyparta przez mechaniczne tricki i agresywny wrzask młodzieżowych kapel. Sztukę zaś - zwłaszcza popularną - podporządkowuje sobie rynek, dla którego liczą się jedynie komercyjne kalkulacje i wyniki. Twórcy patrzą na tę zmianę kulturową bez moralizatorskiej pasji, raczej ze smutkiem, żalem, jaki jest nieodłączną częścią przemijania – zjawisk i ludzi.

Dziś prawdziwych magików już nie ma! A nawet – „Magicy nie istnieją”, jak głosi list, który Iluzjonista zostawia swojej przyjaciółce. Ona jeszcze wierzyła, że jej opiekun potrafi wyczarować z niczego pieniążek, gdy bieda puka do drzwi. Fakt, że scenariusz napisany do filmu fabularnego został po wielu, wielu latach zrealizowany jako film animowany, także, paradoksalnie, wzmaga poczucie deziluzji. Czary, magię, dobre wróżki – to wszystko możemy sobie co najwyżej narysować. W realu czekają nas jedynie hałaśliwe efekty specjalne za grube miliony.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)