''Blaszany bębenek'': co się stało z filmowym Oskarem?
02.05.2016 | aktual.: 22.03.2017 16:52
None
Kiedy 3 maja 1979 roku odbyła się światowa premiera „Blaszanego bębenka” w reżyserii Volkera Schlöndorffa, polscy widzowie nawet się nie spodziewali, że filmowi dotarcie do ich kraju zajmie całe 13 lat (oczywiście oficjalnie, bo już wkrótce pojawiły się na naszym rynku nielegalne kopie, które cieszyły się ogromnym zainteresowaniem).
Ekranizacja kontrowersyjnej powieści noblisty Güntera Grassa wzbudzała na świecie ogromne emocje. Została wyróżniona Oscarem dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, Nagrodą Japońskiej Akademii Filmowej, Złotą Palmą na festiwalu w Cannes, a reżyser otrzymał Niebieską Wstążkę za najlepszy film obcojęzyczny.
Prawdziwą gwiazdą – choć ta sława nie trwała długo – stał się zaś David Bennent, czyli ekranowy Oskar Matzerath.
Ojciec pasjonat
David Bennent (na zdjęciu z siostrą) urodził się 9 września 1966 roku w Lozannie, w rodzinie z aktorskimi korzeniami. Jego ojciec (na zdjęciu w okularach) był znanym filmowym aktorem, a starsza siostra Anne w połowie lat 70. zaczęła występować na ekranie.
Jak zgodnie twierdzili, zawód aktora był im po prostu pisany, a miłością do grania zaraził ich ojciec, wielki pasjonat.
- Myślę, że stało się to w sposób naturalny – mówiła w wywiadzie dla „Teatru” Anne. - Mój ojciec jest aktorem i zawsze chciał być aktorem. W Niemczech podczas wojny musiał się ukrywać, ale bez przerwy uczył się ról. A potem próbował realizować marzenie swego życia.
Wykorzystana szansa
Ale musiało minąć wiele lat, nim David Bennent zdał sobie sprawę, że chciałby podążyć śladem ojca.
- Kiedy dorastałem, chciałem zrobić karierę jako makler. Był też czas, gdy planowałem być piekarzem i rybakiem. Zanim trafiłem na plan „Blaszanego bębenka”, fascynowały mnie konie i marzyłem, by zostać dżokejem– wspominał.
Na scenę trafił za namową reżysera Patrice'a Chereau.
- To była moja pierwsza praca. Potem zasypano mnie ofertami, zwłaszcza filmowymi. Głupotą byłoby odrzucenie tych propozycji – dodawał.
Odmowa i protest
Na ekranie zadebiutował w 1974 roku, u boku swojej siostry, w telewizyjnym „Die Eltern”, potem mignął w serialu „Der Kommissar” i, rok później, w filmie „Mein Onkel Theodor”.
Na kolejną rolę Bennent czekał cztery lata, ale było warto – zaoferowano mu angaż w „Blaszanym bębenku”. Miał zagrać Oscara obserwującego życie w Wolnym Mieście Gdańsku.
* - Mówi się o tym bohaterze* - powiedział potem reżyser - że jest typowym wytworem XX wieku. Dla mnie Oskar ma dwie typowe właściwości swoich czasów: odmowę i protest. Odmawia uczestnictwa w świecie dorosłych tak bardzo, że nie rośnie. Protestuje tak głośno, że jego głos rozbija szkło.
Kontrowersje i emocje
Film Schlöndorffa był prawdziwym wydarzeniem w świecie filmu. Wywoływał on żywe dyskusje zarówno wśród krytyków, jak i widzów. Publika była oburzona erotycznymi scenami z udziałem dwunastoletniego Benneta, zaś dziennikarze, poza kontrowersjami, zwracali uwagą w szczególności na poruszająca wymowę produkcji.
Dla polskiej widowni film okazał się szczególnie ważny, bo opowiadał o jednym z trudniejszych okresów w naszej historii. Na ekranie pojawiło się również kilku polskich aktorów, na przykład Daniel Olbrychski. Grass (na zdjęciu) był zresztą silnie związany z Gdańskiem i wielokrotnie odwiedzał swoje rodzinne miasto.
- Po napisaniu „Blaszanego bębenka” jeździłem bardzo często do Gdańska – mówił w wywiadzie dla portalu DW. - Jeździłem, żeby poszukiwać śladów niemieckiego miasta, a zastawałem polski Gdańsk, fazy odbudowy miasta, pierwsze rozruchy w 1970 roku, pierwszy zryw robotników, zwiastun Solidarności.
Kula u nogi
Po premierze Bennent stał się aktorem niezwykle popularnym, ale, jak przyznawał, przez występ w „Blaszanym bębenku” został zaszufladkowany. Od tamtej pory wszyscy patrzyli na niego przez pryzmat dzieła Schlöndorffa.
Reżyser powie później, że ten film stał się jego wizytówką, ale dla Bennenta okazał się przekleństwem.
I zamiast kontynuować karierę filmową, zamknął się w teatrze, gdzie przez kolejne lata odnosił ogromne sukcesy. Scena stała się całym jego światem.
Wysoko zawieszona poprzeczka
Ale nawet w teatrze nie mógł pozbyć się filmowej łatki.
- Poprzeczkę zawieszono mi wysoko, wszyscy mają względem mnie wielkie oczekiwania. Musiałem nauczyć się radzić sobie z tą presją – mówił.
Na ekranie pojawiał się sporadycznie, wystąpił chociażby w „Legendzie” i „W matni”.
- Otrzymuję wiele scenariuszy filmowych, ale większość z nich mi nie odpowiada* – komentował swoje decyzje zawodowe. *- Mój świat to Szekspir, Kleist i Schiller. Chcę mówić ich językiem.
W 2007 roku na planie filmowym ponownie spotkał się ze Schlöndorffem podczas kręcenia dramatu „Ulzhan. Zapomniane światło”. W roku zagrał dramacie "Nebel im August". Niezbyt chętnie udziela wywiadów, bo zawsze padają pytania o „Blaszany bębenek”.
**- Czy jest na świecie jakieś miejsce, gdzie ludzie nie widzieli tego filmu? - pytał, cokolwiek retorycznie. (sm/gk)