Cary Fukunaga dla WP. Mówi o kulisach "Nie czas umierać", Craigu i Tomaszu Kocie

- W poprzednich filmach o Bondzie było od razu widać, gdy któryś aktor kończył swoją przygodę. Tak jakby próbował przekazać: "Mój Boże, po prostu k…wa dajcie mi pieniądze, żebym mógł z tym skończyć". Daniel taki nie był - mówi w rozmowie z WP Cary Joji Fukunaga. Razem z operatorem "Nie czas umierać" Linusem Sandgrenem byli gośćmi specjalnymi EnergaCamerimage w Toruniu.

Cary Fukunaga, reżyser nowego Bonda, opowiada o kulisach milionowej produkcji
Cary Fukunaga, reżyser nowego Bonda, opowiada o kulisach milionowej produkcji
Źródło zdjęć: © Getty Images, East News
Magdalena Drozdek

24.11.2021 10:31

Magda Drozdek: Kojarzycie takie nazwisko, jak Tomasz Kot?

Cary Joji Fukunaga: Kto?

Linus Sandgren: …

Tomasz Kot grał w nominowanej do Oscara "Zimnej wojnie" i mówiło się, że miał wcielić się główny czarny charakter w 25. filmie o przygodach Jamesa Bonda. Podobno ta decyzja doprowadziła do awantury między Dannym Boylem a Danielem Craigiem.

Cary: Niestety nie wiem, jakie decyzje podejmował Danny Boyle, który pierwszy zajmował się tym projektem. Ale "Zimną wojnę" znam doskonale. To świetny film.

Pytam o to, bo ostatni film o Bondzie miał skomplikowany, chaotyczny start. Mówiło się już nawet o klątwie, która ciąży na tej produkcji. Jak zapamiętaliście początek "Nie czas umierać"?

Cary: Dopiero co skończyłem pracę nad serią "Maniac" z Emmą Stone. Mniej więcej w tym samym czasie do kin wchodził "Pierwszy człowiek", którego operatorem był Linus i koniecznie chciałem zobaczyć ten film w towarzystwie Barbary Broccoli. Wiedzieliśmy już, że niedługo spotkamy się na planie nowego filmu o Bondzie. Gdy tylko dołączyłem oficjalnie do ekipy, wszystko poszło w ekspresowym tempie.

Linus: Dostałem wiadomość, że Cary robi nowego Bonda. Szybko się skontaktowaliśmy. Byłem podekscytowany. Myślę, że od początku mieliśmy wspólną wizję tego, jaki powinien być ten film. Byłem podjarany, gdy opowiadał mi o tym, jak widzi Bonda i jak chciałby nakręcić ten projekt. Przerwałem zdjęcia do nowego teledysku Paula McCartneya, żeby pojechać do Londynu i spotykać się z Carym. Potem faktycznie wszystko potoczyło się bardzo szybko.

Festiwal Camerimage 2021. Linus Sandgren i Cary Fukunaga
Festiwal Camerimage 2021. Linus Sandgren i Cary Fukunaga© East News | Piotr Zajac/REPORTER

Co was kręciło w Bondzie?

Cary: Kocham "W służbie Jej Królewskiej Mości" z 1969 r. To naprawdę elegancko nakręcony film. Ogląda się to jak świetny europejski film szpiegowski, a nie po prostu "kolejny film o Bondzie". Ten film stanowił też dla nas ważną inspirację.

Linus: Na mnie przez lata wrażenie robił "Szpieg, który mnie kochał" z 1977 r. Ten film wszedł do kin, gdy byłem nastolatkiem i inspirował mnie do robienia różnych odważnych rzeczy w życiu. Może to takie szczeniackie oczarowanie, ale myślę, że we wszystkich swoich projektach chciałem te nastoletnie emocje podkreślać w sobie. Tak było i tym razem.

To znaczy?

Linus: Myślę, że esencją filmów z tej potężnej serii jest eskapizm, ucieczka od problemów codzienności. Kochamy filmy o Bondzie za to, jaką serwują nam przygodę, romanse. Mają swój urok. Chcemy eksplorować ten świat agenta 007 i na nas, na filmowców, bardzo to działa. Rzeczywistość jest przerysowana, wzbogacona do granic. Cary, tworząc "Nie czas umierać", chciał, żebyśmy podkreślali emocjonalność tej historii. Bardzo brutalne sceny przeplatane są tymi bardzo intymnymi. Zimno przeplatane upałem.

Mówiąc dyplomatycznie, ja nie lubię Bonda. Nie jestem fanką tych filmów, bo czasy się zmieniają, a te produkcje zawsze miały seksistowski wydźwięk.

Cary: Fakt, Bond potrzebował małego update’u. Myślę, że Bond Daniela Craiga jest znacznie różny od poprzednich wcieleń agentów. Zupełnie inaczej postrzega kobiety i ich udział w historii. Zmienia się też świat Bonda. Na przykład mieliśmy wspaniałą Judi Dench jako M., choć schedę po niej musiał przejąć w nowym filmie Ralph Fiennes. Ale faktem jest, że kobiet w służbach specjalnych generalnie jest więcej. Scenariusz musi to odzwierciedlać.

Linus: "Nie czas umierać" jest nietypowo bardzo emocjonalną i intymną historią o miłości i stracie. Ja widzę tu ogromną zmianę w stosunku do "starych filmów". Dla mnie, jako operatora, niezwykle ważna była właśnie ta warstwa emocjonalna historii z filmu, co miało wpływ na to, jak będziemy komponować kadry. Bond Daniela Craiga jest w związku z tym znacznie bardziej dojrzałym, emocjonalnym bohaterem.

Skoro jesteśmy przy Danielu, jaki on miał wpływ na waszą pracę, na historię? Poza oczywistym faktem, że jest też współproducentem "Nie czas umierać".

Cary: On się naprawdę przejmuje. W poprzednich filmach o Bondzie było od razu widać, gdy któryś aktor kończył swoją przygodę z tą postacią. Tak jakby ktoś ci próbował przekazać: "Mój Boże, po prostu k…wa dajcie mi pieniądze, żebym mógł z tym skończyć". Daniel taki nie był. Przejmował się każdym aspektem tego filmu i był blisko całej produkcji. Niesamowite jest oglądanie tego, jak główny aktor produkcji wpływa na energię, jaka jest na planie, jak ludzie czują się w czasie pracy. Gdy aktor unosi się honorem, na planie wszyscy są spięci. Gdy aktor kocha swoją pracę i wie, co robi – cała ekipa ciężko pracuje, by mu dotrzymać kroku.

Linus: Daniel przejmował się efektem końcowym. Zależało mu na sukcesie naszym i całego tego przedsięwzięcia. Gdy zakończył zdjęcia, to uczestniczył w postprodukcji. Wcześniej pracował z nami nad scenariuszem. Jego biuro było zaraz naprzeciwko naszego. On traktował bycie przed kamerą i na planie jako swoją pracę. Niesamowity profesjonalista.

Czuliście presję podczas pracy nad filmem? Domyślam się, że musiała być ogromna. To ostatni film z Danielem Craigiem. Gratka dla fanów. Potężna produkcja, która miała pechowy start…

Cary: Robiąc film za 250 mln dolarów, zawsze jest presja. Trzeba stawić czoła niemożliwym do spełniania oczekiwaniom. Ale z drugiej strony po prostu nie ma czasu, by o tym myśleć, bo jest tak mnóstwo pracy. Presja jest daleko, daleko z tyłu głowy.

Linus: Presja znika, gdy tylko zaczynasz pracę na planie i tworzysz relacje z pozostałą częścią ekipy. Zaczynają powstawać pierwsze świetne zdjęcia, dogadujecie się, wszystko idzie po waszej myśli. Presja jest na samym początku, bo zdajesz sobie sprawę, że bierzesz na siebie potężny projekt, na który czekają miliony widzów. To jest odpowiedzialność za wartą miliony serię.

Odpowiedzialność, presja. Ale czy wy się dobrze bawiliście, tworząc ten film?

Linus: I to jak! Praca przy tym filmie to było spełnienie marzeń. Pokochałem wiele odsłon przygód Jamesa Bonda przez lata i w końcu mogłem uczestniczyć w pracy nad nowym filmem. Ta produkcja dała mi możliwość zrobienia takich rzeczy, na które normalnie praktycznie nie ma co liczyć na planach filmowych. Zamknęliśmy jedno całe włoskie miasteczko! Wyłączyliśmy światła w całym mieście, zastępując je swoimi własnymi lampami. Ta produkcja dokonywała niemożliwego. Cary?

Cary: Próbuję znaleźć w telefonie filmik, jak Daniel Craig gra na ukulele. Mam za to taki, na którym czyta bajki dla dzieci.

Linus: To było na planie w Norwegii.

Cary: Filmy o Bondzie były zawsze uwielbiane przez widzów, bo ludzie mogli się oderwać od rzeczywistości. Bond był przed internetem. Zabierał ludzi w takie miejsca, których nie mogli oglądać jak teraz w sieci. To była i jest dzisiaj najczystsza rozrywka. Bond sprawia, że możesz poczuć coś nowego. Czy to radość, smutek czy przerażenie.

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (39)