Człowiek kontra system
Anton Corbijn, kultowy fotograf i reżyser teledysków, zapisał się na kartach kinematografii swoim wybitnym, klimatycznym debiutem „Control”. Choć w jego trzecim (po „Amerykaninie”) filmie kontrastowa czerń i biel oraz wszechobecna muzyka to już tylko mgliste wspomnienie, w „Bardzo poszukiwanym człowieku” wciąż wyczuwalna jest ekranowa intuicja holenderskiego artysty, która ten szpiegowski thriller przenosi w nietypowe dla gatunku rejony.
Minęło dziesięć lat od zamachów na World Trade Center, ale groźba zamachów, organizowanych przez islamskie bojówki, nie zelżała. W Hamburgu, gdzie Al Quaida uknuła wówczas plan okrutnego zamachu na bezpieczeństwo USA, wciąż działają tajne służby wywiadowcze, trzymające rękę na pulsie terrorystycznego świadka. Kiedy na widoku pojawia się Issa (Grigorij Dobrygin), młody czeczeński imigrant z dostępem do ogromnej fortuny zdeponowanej na tajnym koncie, którym opiekuje się finansowy wyjadacz Tomy Brue (Willem Dafoe), tajniakom włoski na rękach stają dęba. Sytuacja wygląda na książkowy początek terrorystycznego spisku, tylko czekającego na finansowy zastrzyk, by ruszyć ścieżką destrukcji... Kiedy w sytuację włączy się młoda, idealistyczna prawniczka Annabel (Rachel McAdams), do pozornie jasnej sytuacji dodany zostaje aspekt ludzki. Konflikt zarysowuje się też między pozornie współpracującymi kontrwywiadami - niemieckim, na czele którego stoi Günther Bachmann (Philip Seymour Hoffmann) i amerykańskim, prowadzony
przez Marthę Sullivan (Robin Wright). Sprzeczne filozofie i strategie – a także przepaść w podejściu do tzw. „elementu ludzkiego” - mogą zagrozić misternie konstruowanej operacji...
Podobać może się, że obok politycznych gierek o władzę i pieniądze, pościgów i mnożących się znaków zapytania ważną rolę odgrywa na ekranie nastrój – nieco melancholijny, tajemniczy. Tempo narracji jest u Corbijna wolne, skupienie z typowo akcentowanej w podobnym kinie akcji przenosi się na sytuacyjne niedopowiedzenia i psychologiczne niuanse bohaterów. A tych, niejednoznacznych i przykuwających uwagę, jest tu bardzo wielu. Adaptując książkowy przebój Johna Le Carré Corbijn wraz ze scenarzystą Andrew Bovellem analizują de facto proces korozji umysłu, wrzuconego w tryby szpiegowskiej siatki, nauczonego zachowań nienaturalnych, wykalkulowanych. Przyglądają się światu, gdzie nie ma miejsca na ludzkie odruchy i emocje, bo wypełnia go podejrzenie, trop, strategia, gra, postrzegane jako jedyna waluta i wartość. „Człowiek...” to też lufcik, przez który przyglądamy się kolejnemu, wcale nie odległemu, mikrokosmosowi zbudowanemu ze stereotypów, tak etnicznych jak i narodowych; pogarda i rutyna zastępują w nim szczerą
chęć działania, a ludzkie tragedie wrzuca się w koszty szumnej i wątpliwej operacji ratowania świata, bo do wyronienia jest plan. Pokazują, jak próba pójścia pod prąd może skończyć się tylko wkręceniem i śmiercią w trybikach bezlitosnej machiny instytucji trzymających władzę i uzurpujących sobie jedyne prawo do jedynej prawdy.
Na ekranie toczy się emocjonująca walka na świetne aktorskie występy, ale wszystkie oczy kierują się ku temu, który u Corbijna po raz ostatni zaprezentował światu swoją unikalną wrażliwość i talent. Reżyser apelował do widzów, żeby oglądając film nie opłakiwali Philipa Seymoura Hoffmana, a raczej korzystali z szansy na podziwianie jego aktorskiego kunsztu. Historia nieodzownie dodała jednak interpretacyjny wymiar do roli Günthera Bachmanna. Wyczuwalne w niej zmęczenie, desperację, pewien radykalizm łatwo utożsamiać z emocjami towarzyszącymi być może tragicznie zmarłemu aktorowi u schyłku życia. Ale ta unikalna umiejętność przemycenia najbardziej skrajnych emocji w pozornie wyblakłym, niepozornym ludzkim opakowaniu zawsze wyróżniała Hoffmana, dawała mu moc zaskakiwania, brania widza pod włos i chwytania za gardło. "Bardzo poszukiwany człowiek" jest jak ostatni mikrofilm, dokumentujący tlący się jeszcze ogień wybitnego talentu.