Fenomen "Trylogii" Hoffmana. 11 milionów widzów w kinach i wielki romans na planie
- Pierwszy raz czytałem "Trylogię" jako jedenastolatek. Ojciec przysłał mi na Syberię najpierw "Pana Wołodyjowskiego", potem "Potop". "Ogniem i mieczem" nie przeszło przez cenzurę - wspominał Jerzy Hoffman w "Gazecie Pomorskiej".
"Trylogia" zrobiła na nim takie wrażenie, że marzył o przeniesieniu jej na wielki ekran - z czego, jak przyznawał, "większość kolegów ze szkoły filmowej bardzo się podśmiewała”.
Wreszcie jednak udało mu się, choć naturalnie nie bez trudu, dopiąć swego.
Książki przenosił na ekran w takiej kolejności, w jakiej je czytał. "Pan Wołodyjowski" trafił do kin 28 marca 1969 roku, okazał się ogromnym hitem i zgromadził przed ekranami niemal 11 000 000 widzów.
Główne role
Tytułowa rola powędrowała do Tadeusza Łomnickiego - wybitnego aktora teatralnego, który nie ukrywał, że nie przepada za występami w filmach i nie znosił oglądać się na ekranie.
Propozycję Hoffmana jednak przyjął i przez rok uczył się fechtunku oraz jazdy konnej, przeszedł też na dietę. Wszystko dlatego, że jako urodzony perfekcjonista nie chciał, by w trudniejszych scenach na planie zastępował go kaskader.
Długo szukano kandydatki do roli jego ukochanej Basieńki - to żona Hoffmana przekonała męża, że Magdalena Zawadzka (kojarzona do tamtej pory głównie z repertuarem komediowym) będzie idealną kandydatką. I miała rację.
Romans na planie
Łomnicki i Zawadzka grali zakochanych - ale uczucie połączyło ich również poza planem filmowym. Naturalnie początkowo para nie chciała afiszować się ze swoim romansem; aktorka w końcu wciąż była żoną operatora Wiesława Rutowicza. I choć starali się ukryć swój związek, informacja o tym "zakazanym" romansie szybko wyciekła do prasy.
Tyle że z czasem Zawadzka zaczęła się wahać, czy faktycznie chce spędzić resztę życia z ekranowym Michałem. I wtedy w jej życiu pojawił się znajomy z teatru, Gustaw Holoubek. Łomnicki nie miał z nim najmniejszych szans. W 1973 roku Zawadzka wyszła za Holoubka; Łomnicki pocieszenie znalazł dopiero w ramionach Marii Bojarskiej, którą poślubił w 1984 roku.
Problemy z Olbrychskim
W roli Azji reżyser od samego początku widział Daniela Olbrychskiego - o tym, że chciałby go widzieć w swoim filmie, powiedział aktorowi podczas siłowania się z nim na rękę.
- Dla Wajdy to ty możesz być typowy Słowianin, dla Antczaka Skandynaw, a ja po prostu chlapnę ciebie na czarno i dla mnie ty będziesz Azja. Zastanów się - oznajmił Hoffman.
Olbrychski, choć z pewnymi oporami, przystał na propozycję. Problemy pojawiły się, gdy później Hoffman przystąpił do kręcenia "Potopu" i oznajmił, że w Kmicica wcieli się również Olbrychski. Wtedy rozpętało się piekło; czytelnicy zasypywali gazety pełnymi oburzenia listami, zapewniając, że będą bojkotować film, a Olbrychski jest "niski i brzydki", i nie ma dla niego miejsca na ekranie.
Hoffman nie ugiął się pod presją - i słusznie, bo dziś nikt nie wyobraża sobie chyba innego aktora w roli Kmicica.
Słabość Zagłoby
Zagłobą został Mieczysław Pawlikowski, który - tak jak Łomnicki - kino traktował po macoszemu. Jego pasją był teatr, choć to właśnie rola Zagłoby przyniosła mu nieśmiertelność i ogromną sympatię publiczności.
- Postać bardzo lubię – mówił w Polskim Radiu o Zagłobie – chyba ją przekazałem tak, że czuje się to, że ja ją kocham.
Nie ukrywał, że miał jednak pewne zastrzeżenia co do scenariusza.
- W tym dużym filmie "Pan Wołodyjowski" trochę scenariuszowo on został potraktowany po macoszemu, to znaczy w proporcji do innych postaci, bo wiem, że czytelnik właśnie na tę postać bardzo czeka. Tutaj ja miałem szalenie utrudnione zadanie, by w tych migaweczkach zaledwie pokazać to, co by się chciało – mówił.
Hoffman chciał, by Pawlikowski powrócił jako Zagłoba w planowanym "Potopie", ale aktor podupadł na zdrowiu; przebyty zawał uniemożliwił mu zjawienie się na planie filmowym. Zastąpił go Kazimierz Wichniarz.