Sylvia Kristel© Getty Images | Jean-Regis Rouston

Film, który nauczył Francuzki orgazmu

Artur Zaborski

Zdrada męża z dwoma mężczyznami na pokładzie samolotu, lesbijskie doświadczenie i samozaspokojenie. "Emmanuelle" przyczyniła się do rewolucji seksualnej we Francji i zniszczyła życie aktorce Sylvii Kristel.

Sylvia Kristel, nastoletnia Holenderka, pracuje jako sekretarka w hucie. Ciągle o czymś zapomina, czegoś nie donosi, przy czymś się myli. Szef ma dość. "Sekretarka z ciebie żadna, ale jesteś tak piękna, że powinnaś pracować w modelingu, a nie w biurze. Uroda to twój silny atut" – wali prosto z mostu.

Emmanuelle z przypadku

Sylvia traktuje jego słowa poważnie. Kontaktuje się z agencją, która zgłasza ją na wybiegi i konkursy. W 1972 roku, w wieku 20 lat, zostaje Miss TV Holandia. Równocześnie zaczyna grywać epizodziki w filmach, w których trzeba pokazać trochę ciała. Agencja mówi jej, że prawdziwe pieniądze znajdzie w reklamie i podpowiada, gdzie powinna się stawić na casting np. pasty do zębów, mydła i pralek.

Na ten ostatni casting Kristel idzie lekko spóźniona. W amoku puka nie w te drzwi, co trzeba. Wchodzi do środka, zupełnie nieświadoma, że trwa tam przesłuchanie do "Emmanuelle".

To film, który na zawsze zapisze się w historii kina. A przy okazji otworzy francuskie społeczeństwo na seksualne eksperymenty i kobiecy orgazm.

Dziewczyna przeprasza za pomyłkę. Chce wyjść, gdy zatrzymuje ją reżyser. To Just Jaeckin, który ledwie ją zobaczył, a już wiedział, że właśnie tak powinna wyglądać kobieta będąca ucieleśnieniem męskich fantazji. Oto objawiła mu się nowa Monroe i Bardotka, która łączy w sobie niewinność i tajemnicę.

Pierwsza i kolejne części „Emmanuelle” pokazały Francuzkom, że przyjemność można osiągać na wiele sposobów
Pierwsza i kolejne części „Emmanuelle” pokazały Francuzkom, że przyjemność można osiągać na wiele sposobów© Getty Images | Image Capital Pictures

Nie byłoby tego filmu, gdyby nie Yves Rousset-Rouard, młody producent, który w świat filmu wszedł z kancelarii prawniczej, gdzie niemożliwie się nudził, był za to przekonany, że zna przepis na sukces w kinie. Jego punktem odniesienia było "Ostatnie tango w Paryżu" (1972) Bernarda Bertolucciego, które każdy chciał zobaczyć ze względu na słynną scenę z masłem służącym jako lubrykant w zespoleniu Marlona Brando i Marii Schneider.

Francuz wiedział, że potrzebuje czegoś podobnie mocnego, czegoś, co przyciągnie do kina jego rodaków, zrzucających jarzmo konserwatywnych gorsetów.

Bo rewolucja seksualna, której symbolem stał się rok 1968, ośmieliła ludzi do podejmowania rozmów na tematy dotąd zakazane. W dyskusji społecznej coraz częściej przewijały się terminy takie jak masturbacja, orgazm, antykoncepcja czy aborcja. Kobiety dopominały się praw dla siebie. Walczyły nieustępliwie, co doprowadziło do zmiany w zapisach francuskiego kodeksu - zakaz aborcji zniesiono po licznych marszach i protestach w 1975 roku. Ale z orgazmem nie było już tak łatwo.

Artystka Ovidie, która przez wiele lat pracowała w przemyśle pornograficznym, przytacza badania socjologiczne, które wskazują na to, że w latach 70. wiele francuskich kobiet nawet w małżeństwie nie zaznało nigdy orgazmu.

Seks służył prokreacji, więc był uznawany za udany, gdy wytrysk osiągnął mężczyzna.

Przyjemności kobiety pod uwagę nie brano. W upomnieniu się o nią miała pomóc właśnie "Emmanuelle", pokazująca, że można ją osiągać na wiele sposobów - samej ze sobą, z innymi mężczyznami, czy wreszcie z kobietą.

Cenzura kontra erotyka

Zanim powstał film, do księgarń trafiła książka Emmanuelle Arsan, żony francuskiego dyplomaty z Bangkoku, która miała w niej opowiadać o swoim seksualnym wyzwoleniu u boku rozpustnego męża (dopiero po latach na jaw wyszło, że w rzeczywistości książkę napisał jej mąż, Louis-Jacques Rollet-Andriane). Był rok 1959, więc nie trzeba było długo czekać na reakcję cenzury, która szybko doprowadziła do usunięcia skandalizującej, pełnej opisów erotycznych uniesień książki z list sprzedaży.

Działania tej cenzury jedynie wzmogły zainteresowanie czytelników utworem, który stał się białym krukiem. Nielegalne egzemplarze, często z wybrakowanymi kartkami i przetartymi literami, krążyły w drugim obiegu.

Francuzi czytali je z wypiekami. W końcu "Emmanuelle" wpadła w ręce Yves’a Rousseta-Rouarda, który udał się do wydawnictwa, by od Erica Losfelda wykupić prawa do ekranizacji. Okazało się, że prawa są już zarezerwowane - od wielu miesięcy opłacali je doświadczeni producenci, bracia Robert i Raymond Hakim.

Sylvia Kristel podczas promocji "Emmanuelle" w Wielkiej Brytanii. Londyn, październik 1974 roku
Sylvia Kristel podczas promocji "Emmanuelle" w Wielkiej Brytanii. Londyn, październik 1974 roku© Getty Images | Kent Gavin

Traf chciał, że spóźnili się z ostatnią wpłatą. Było dwa tygodnie po terminie. Losfeld przystał więc na oddanie praw Roussetowi-Rouardowi, który wykupił je zaledwie na sześć miesięcy za jedyne 1250 franków. Tak robi się interes życia.

Producent nie ma jednak na pokładzie znanego reżysera ani aktora pokroju Marlona Brando. Rozpoczyna poszukiwania. Rolę proponuje Alainowi Cuny, który dotąd stawał na planach najwybitniejszych autorów kina pokroju Marcela Carné, Federica Felliniego czy Michalangelo Antonioniego. Za reżyserię ma odpowiadać Just Jaeckin, debiutujący w tej roli fotograf, który robił zdjęcia m.in. we francuskiej armii.

Razem z Sylvią Kristel ekipa wyrusza do Tajlandii. Cel ich wyprawy jest ściśle tajny - na miejscu nikt nie może się dowiedzieć, że kręcą film erotyczny, bo boją się zarekwirowania taśm. Mają ze sobą tylko jedną kamerę i minimum sprzętu. Nakręconych fragmentów reżyser Just Jaeckin nawet nie ogląda. Od razu trafiają do Francji na biurko Yves’a Rousseta-Rouarda, który w czasie ich wyświetlania, wścieka się.

Jaeckina kręcą bowiem zmysłowe, subtelne zdjęcia, w których najważniejszy jest nastrój i erotyczne napięcie. A Rousset-Rouard chce dosłowności, nagich ciał i bezpośrednich zbliżeń. A reżyser kręci na przykład scenę namiętnego seksu zza firankowatego baldachimu. Niby wszystko widać, a jednak trochę trzeba sobie wyobrażać. Producentowi zupełnie nie o to chodzi.

Do największej sprzeczki między nimi dochodzi, gdy zbliża się dzień kręcenia jednej z najbardziej odważnych scen - tej, w której Emmanuelle wkłada sobie papierosa do pochwy i wypuszcza z niej dym. Jaeckin klnie się, że za nic jej nie nakręci. Producent zleca więc przygotowanie jej komu innemu.

"Nie wpędzi cię w poczucie winy"

Ale na tym problemy się nie kończą, bo ekipa w Tajlandii wpada w kłopoty. Tajskie władze są przekonane, że Francuzi kręcą film dokumentalnym. Nie mogą więc pojąć, jakim prawem kręcili nagą kobietę zaraz obok świątyni. Dla Tajów to świętokradztwo. Mętne tłumaczenia, oficjalne przeprosiny i łapówki pozwalają jednak ekipie uniknąć więzienia.

Gdy twórcy wracają do Paryża, wydaje się, że pech nareszcie ich opuścił.

Montują film i cieszą się na zbliżającą się premierę. Ale do tej nie dochodzi, bo do akcji wkracza ponownie cenzura. Reżyser Just Jackin nie odpuszcza. Zasypuje ministerstwo kultury listami, w których odwołuje się do francuskich wartości - wolności artystycznej i prawa do swobodnej wypowiedzi. Nie doczekuje się innej niż odmowne odpowiedzi, ale sytuację ratuje zmiana na prezydenckim stołku.

Gdy p.o. prezydenta Francji Alaina Pohera zastępuje Valéry Giscard d’Estaing, dochodzi do obyczajowego rozluźnienia. "Emmanuelle" wchodzi na ekrany 26 czerwca 1974 roku z hasłem promocyjnym: "W końcu! Film, który nie wpędzi cię w poczucie winy, bo czujesz się dobrze".

Sylvia Kristel osiągnęła niesamowitą popularność, ale została na zawsze przypisana do jednej roli. Na zdjęciu "Emmanuelle" na festiwalu w Cap d'Agde. Czerwiec 2008 roku
Sylvia Kristel osiągnęła niesamowitą popularność, ale została na zawsze przypisana do jednej roli. Na zdjęciu "Emmanuelle" na festiwalu w Cap d'Agde. Czerwiec 2008 roku© Getty Images | Eric Colomer

Rozpoczyna się ogólnokrajowe szaleństwo, które przyciąga do kin miliony Francuzów. O filmie mówi się w całym kraju. Trwa wojna między wieloma frakcjami. Jedni uważają, że to skandal i pornografia podszywająca się pod sztukę, inni, że to milowy krok na drodze emancypacji, wypuszczenie na widok publiczny kwestii tak pomijanych, jak kobiecy orgazm i miłość lesbijska (w jednej ze scen Emmanuelle oddaje się miłości ze znajomą męża).

Spór o "Emmanuelle" toczą także feministki. Jedne są oburzone, że kobietę na ekranie mężczyźni traktują przedmiotowo, inne twierdzą natomiast, że może i owszem dominują faceci, ale Emmanuelle nie jest do niczego zmuszana, tylko zachęcana, a gdy już się przełamie, skupia się na osiąganiu własnej przyjemności, a nie zaspokajaniu mężczyzn, co w 1974 roku było myśleniem wywrotowym i rewolucyjnym.

Zgody co do tego, jaką rolę film odegrał, nie ma do dzisiaj, co pokazuje dokument wyreżyserowany przez Clélię Cohen.

Reżyserka zbiera w nim materiały archiwalne i wspomnienia ekipy. Lansuje też śmiałą tezę, że film wywołał prawdziwą rewolucję w sypialniach Francuzów. Cóż, w pojedynkę tego na pewno nie zrobił, był częścią większej całości, ale jego rola wydaje się nie do przecenienia.

Zgoda panuje natomiast co do losów samej Sylvii Kristel, którą film z dnia na dzień uczynił symbolem seksu, ikoną rozpoznawalną w wielu krajach świata. Szaleństwo na jej punkcie objęło zwłaszcza Japonię, gdzie stała się prawdziwą boginią, i gdzie składano jej hołd.

"W ubraniu trudno ją rozpoznać"

Gigantyczny sukces filmu wbił jednak Kristel w szufladę z napisem "Emmanuelle", z której już nigdy nie zdołała się wydostać.

Chociaż cały czas pozostawała aktywna aktorsko - grała m.in. w "Ulicznicy" polskiego reżysera Waleriana Borowczyka - nigdy nie udało jej się zerwać z wizerunkiem Emmanuelle. W dokumencie Clélii Cohen możemy zobaczyć wywiady telewizyjne, w których dziennikarze pytają aktorkę, czy do Cannes zaprosili ją, czy Emmanuelle. Albo żartują, że w ubraniu trudno ją rozpoznać.

Kristel wracała do postaci Emmanuelle w jeszcze siedmiu filmach. Inne jej role nie osiągały sukcesu, a pieniądze były jej potrzebne, bo aktorka, coraz bardziej sfrustrowana tym, jak toczy się jej życie, popadała w uzależnienie od alkoholu, narkotyków i niewłaściwych mężczyzn, którzy wykorzystywali jej pozycję.

Przy występie w pierwszej "Emmanuelle" nie negocjowała stawki. Podpisała kontrakt na zaledwie kilka tysięcy dolarów. Za udział w "dwójce" dostała już 100 tys. Żadna z kolejnych części erotycznej serii nie powtórzyła już sukcesu "jedynki".

Sylvia Kristel zmarła samotnie w 2012 roku.

Dokument "Emmanuelle - francuskie kino erotyczne" można oglądać bezpłatnie na Arte.TV

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (52)