"Generał Nil": Szanujmy zapomnianych bohaterów

"Generał Nil" to opowieść o zapomnianym przez lata bohaterze Polski. I choćby dlatego warto obejrzeć ten film, bo mimo, że patosu w nim nie brakuje, trzyma w napięciu do końca.

"Generał Nil": Szanujmy zapomnianych bohaterów
Źródło zdjęć: © Monolith Films

16.09.2009 17:57

Film przypomina sylwetkę zapomnianego bohatera, polskiego patrioty, ofiary komunistycznych rządów PRL. August Emil Fieldorf był żołnierzem I Brygady Legionów Józefa Piłsudskiego, jako dowódca 51 Pułku Piechoty walczył w kampanii wrześniowej 1939r. Po przemianach w kraju zainicjowanych przez drugą wojnę światową okazuje się lojalny przede wszystkim wobec siebie, ponieważ Polska już nie jest dla niego Ojczyzną.

Widz obserwuje cały czas życie bohatera z perspektywy wiedzy na temat tego, co stanie się z nim na końcu. Choć reżyser Ryszard Bugajski nie uniknął patosu, pokazał bohatera z krwi i kości. To ważne, by zaciekawić młodych, do których głównie adresowany jest obraz. A i bohaterowie sprzed lat na pewno ucieszą się na widok walczącego z reżimem człowieka, który dzięki silnej woli umiera z godnością.

Poruszenie wywołuje zmaganie się człowieka nie tylko z oprawcami, ale z samym sobą. Taką walkę często toczy każdy z nas, przeszłość tylko daje nam przykład. Ta uniwersalność pokazuje też, że w naszej historii byli bohaterowie jednoznaczni, którym nie można nic zarzucić, ani o nic oskarżyć. Pomimo prześwitujących sloganów pomnik udaje się skruszyć, a to zasługa przede wszystkim Olgierda Łukaszewicza.

Wielki powrót tego aktora na plan daje szansę, by Fiedorf mógł być nie tylko żołnierzem i oficerem, ale także człowiekiem. To sprawia, że jest bliższy kinomanowm, choć niekoniecznie krytykom, którym patriotyczne opowieści podobają się rzadko. Wielkie brawa dla Łukaszewicza, trochę mniejsze, ale szczere dla twórców.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (15)