Hou Hsiao-hsien: W naszych czasach trudno o ludzi, którzy są naprawdę wytrwali
Chiński reżyser i scenarzysta Hou Hsiao-hsien stworzył wariację na temat klasycznego filmu Alberta Lamorisse’a Czerwony balonik, nagrodzonego Złotą Palmą w Cannes w 1956 roku. O pracy nad "Podróżą czerwonego balonika", pierwszym filmem nakręconym w Paryżu twórca opowiedział w wywiadzie.
23.01.2008 14:23
- Kiedy po raz pierwszy zobaczyłeś film Alberta Lamorisse’a „Czerwony balonik”?
Kiedy Francois Margolin wraz z dyrektorem Musee d’Orsay postanowili mnie zaprosić do zrealizowania filmu w Paryżu. Zgodziłem się i rozpocząłem poszukiwania i przygotowania do projektu. Zastanawiałem się, co mógłbym dla nich zrobić. Spotykałem się z ludźmi, czytałem o Paryżu, o francuskim kinie i wtedy właśnie wpadłem na ślad tego filmu. Oczywiście natychmiast go obejrzałem...
W tamtym czasie trafiłem też na bardzo pomocną dla mnie książkę „Paris to the Moon” napisaną przez Amerykanina, Adama Gopnika. Stała się moim przewodnikiem po Paryżu. Z niej dowiedziałem się o dziecięcej grze, którą nazywa się tutaj „maszyną do rysowania świata”. W filmie grają w tę grę Simon i Louis w scenie, w której rysują obrazki. Z książki Gopnika dowiedziałem się też o innych ciekawych rzeczach, na przykład o tym, że flipery były w wielu paryskich kawiarniach od bardzo dawna i o grze, w którą grają dzieci na karuzeli w Jardin de Luxembourg. Polega ona na tym, że dzieci w czasie jazdy karuzeli próbują wepchnąć małe kijki, które trzymają w rękach, w niewielką, metalową obręcz. Tę grę również umieściłem w filmie.
- Jak dobrze znałeś Paryż przed nakręceniem „Podróży czerwonego balonika”?
Odwiedziłem to miasto dwa lub trzy razy. Wtedy patrzyłem na nie okiem turysty. Odkąd zdecydowałem się zrobić film, korzystałem z każdej okazji odwiedzenia Paryża i w końcu byłem tu tak wiele razy, że naprawdę poznałem to zdumiewające miasto.
- Twój Paryż ma chiński posmak dzięki temu, że wybrałeś Song Fang do roli niani i dzięki kukiełkowym przedstawieniom, których narratorką jest Suzanne.
Spotkałem Song Fang na Pusan Film Festival, kiedy byłem dziekanem w Asian Film Academy, a ona była jedną ze studentek. Rozmawiałem z nią i okazało się, że Song płynnie mówi po francusku. Spędziła wiele lat w Brukseli i w Paryżu, a potem studiowała w Beijing Film Academy. Jej charakter jest nietypowy, odbiega od stereotypowej „Chinki we Francji”. Wielu Tajwańczyków przyjeżdża studiować do Francji, ale trudno im podjąć pracę jako, na przykład opieka do dziecka.
Marionetkowe przedstawienie, którego Suzanne jest narratorką, to tradycyjna opowieść z czasów dynastii Yuan. Reżyser Bai Jingrui chciał nakręcić filmową adaptację tej historii już wiele lat temu, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Różne wersje tej opowieści są często wykonywane w tajwańskich teatrach. Jakieś pięć lat temu pismo „Cahiers du ciemna” poprosiło mnie o napisanie czegoś o kinie Truffaut’a i od razu przyszła mi do głowy ta sztuka. Kojarzę Truffaut z portretami upartych, cierpliwych osobowości, a ta starożytna opowieść zawiera w sobie, moim zdaniem, archetypiczne wyobrażenie wytrwałości.
W naszych czasach bardzo trudno jest znaleźć ludzi, którzy są naprawdę wytrwali, ale myślę, że Suzanne jest właśnie taka. Kiedy opowiada historię Zhang Yu, dziewczyny która próbuje pokonać ocean, żeby odzyskać swojego ukochanego Qiong Lian, tak naprawdę wie, że jej własna, wewnętrzna sytuacja jest podobna. Suzanne tkwi w emocjonalnym impasie, ale jest zdeterminowana, by sobie pomóc.
- Czy scenariusz takiego filmu jak „Podróż czerwonego balonika” masz gotowy wcześniej, czy może istnieje tylko jego ogólna struktura?
Mam scenariusz, ale bez dialogów. Każda scena jest przedyskutowywana z aktorami, którzy kreują swoje postacie stosownie do sytuacji. Ten rodzaj pracy zazwyczaj się sprawdza, ale tym razem miałem problem z dziecięcym aktorem grającym Simona. Dotyczyły go bowiem surowe regulacje odnośnie godzin pracy dzieci, a ja miałem tylko 30 dni na zrobienie zdjęć. Nie byłem w pełni zadowolony z ujęć, które miały pokazywać świat dziecka, dziecięce uczucia. To sprawiło, że było wiele dodatkowej pracy w postprodukcji.
- Czy Juliette Binoche poradziła sobie z Twoją metodą pracy? Przecież przypuszczalnie zawsze używała scenariuszy z dialogami…
Nie mieliśmy wiele czasu na przygotowania. Przed rozpoczęciem zdjęć spotkałem Juliette tylko trzy razy. Za pierwszym razem nie była gotowa, by zaproponować mi jakikolwiek dialog. Za drugim razem nie było lepiej. Ale na trzecim spotkaniu pojawiła się jako Suzanne; otworzyła się na nią, znała jej kolor włosów, wiedziała jak mówi, wszystko... Od aktorów tak profesjonalnych jak Juliette Binoche można dostać ten rodzaj wsparcia, który współtworzy postać... To wspaniała, charyzmatyczna aktorka.