Kazimierz Wichniarz: Nie tylko życie zawodowe miał udane
26.06.2015 | aktual.: 22.03.2017 20:18
Ci, którzy mieli przyjemność go spotkać, nie kryli swojego zachwytu, opisując Kazimierza Wichniarza jako człowieka dobrego, pracowitego, niezwykle serdecznego, zawsze służącego pomocą, emanującego ciepłem i tryskającego dobrym humorem. Odszedł kilka miesięcy po swoich 80. urodzinach, 26 czerwca 1995 roku, po walce z ciężką chorobą.
Ci, którzy mieli przyjemność go spotkać, nie kryli swojego zachwytu, opisując Kazimierza Wichniarza jako człowieka dobrego, pracowitego, niezwykle serdecznego, zawsze służącego pomocą, emanującego ciepłem i tryskającego dobrym humorem. Odszedł kilka miesięcy po swoich 80. urodzinach, po walce z ciężką chorobą.
26 czerwca 2015 roku mija równo 20 lat od śmierci Kazimierza Wichniarza, jednego z najpopularniejszych aktorów od lat 60. przez kilka następnych dekad; słynnego Zagłoby z „Potopu” Jerzego Hoffmana i niezapomnianego Króla z „Bajek dla dorosłych” w reżyserii Janusza Rzeszewskiego.
Cyrkowe marzenia
Urodzony w Poznaniu Wichniarz już od dzieciństwa marzył o występach przed publicznością, choć początkowo widział się w roli... cyrkowca.
Dopiero potem zaczął rozmyślać o karierze scenicznej i powtarzał wszystkim, że zostanie aktorem. Dopiął swego.
Jeszcze jako nastolatek, na początku lat 30., zadebiutował w teatrze. Co ważne, w niczym nie odstawał od zawodowych aktorów, z którymi występował. Zachęcony odniesionym sukcesem zapisał się do Studium Aktorskiego w Poznaniu.
Wojenna niewola
W 1934 roku zdał egzamin eksternistyczny, otrzymał dyplom i zaczął grać w teatrach – jego świetnie rozwijającą się karierę przerwał dopiero wybuch wojny.
Wichniarz dostał powołanie i ruszył na front. O swojej burzliwej przeszłości mówił niewiele. Wiadomo, że trafił do niewoli, prawdopodobnie wywieziono go do Niemiec, lecz udało mu się uciec i ukryć w Mielcu, gdzie przebywał do końca wojny.
Amant charakterystyczny
Dopiero gdy sytuacja polityczna nieco się ustabilizowała, Wichniarz wrócił do teatru, występując na scenach w całej Polsce, by wreszcie pod koniec lat 50. osiąść w Warszawie, gdzie cieszył się opinią jednego z najpopularniejszych aktorów.
- Gdy tylko wchodziłem na scenę, widownia parskała śmiechem, a przecież amant jest piękny – cytuje słowa aktora "Życie na gorąco".
Względy estetyczne
Chętnie wspominano też sytuację, jak Adam Hanuszkiewicz, reżyser i dyrektor teatru, próbował namówić Wichniarza do rozebrania się na scenie.
Ich rozmowę przytacza "Życie na gorąco":
- Do rosołu? - jęknął Wichniarz.
- Całkowicie.
- Nie mogę, lekarz mi zabronił.
- Dlaczego?
- Ze względów estetycznych.
Od tamtej pory nikt go już do zrzucania ubrań nie namawiał.
Zagłoba idealny
Wreszcie Wichniarzem zainteresowała się też telewizja i od drugiej połowy lat 40. aktor zaczął pojawiać na wielkich oraz małych ekranach. Jednak choć grywał w kilku filmach i serialach rocznie, największą popularność przyniosła mu rola Zagłoby w „Potopie”.
Początkowo Jana Onufrego zagrać miał, tak jak i w „Panu Wołodyjowskim”, Mieczysław Pawlikowski, jednak problemy zdrowotne uniemożliwiły aktorowi powrót na plan. Wtedy przypominano sobie o Wichniarzu, który wcielił się już w Zagłobę znacznie wcześniej, w Teatrze Radia Polskiego.
A ten przyjął rolę z przyjemnością, podkreślając, że niezwykle lubi postać szlachcica, i tak jak on ma słabość do jedzenia i picia.
Szczęśliwe życie
Nie tylko życie zawodowe miał udane – prywatnie również Wichniarzowi układało się znakomicie. Ożenił się z Mieczysławą, która, jak podkreślał, była jego wymarzoną partnerką. I tylko czasem żałował, że nie doczekali się dzieci.
Z biegiem czasu Wichniarz grywał coraz mniej, choć twierdził, że brakuje mu pracy i chętnie znowu pojawiłby się na scenie lub ekranie.
- Kazio miał rzadkie poczucie humoru i niespotykaną pogodę ducha. Zachował poczucie humoru nawet wtedy, gdy zmagał się z chorobą – cytuje "Życie na gorąco" słowa przyjaciela aktora.
Jeszcze kiedy świętował 80. urodziny, nic nie zapowiadało nieszczęścia – Wichniarz był w doskonałej formie i chętnie mówił o przyszłości. Zmarł kilka miesięcy później. (sm/zj/gk)