Lance Reddick dla WP: "Ciarki mnie przeszły, gdy zobaczyłem Keanu"

– Wiecie, co na zawsze zapamiętam? Pierwszą scenę, jaką grałem z Keanu. Wtedy przekonałem się, jak wspaniałym jest aktorem – mówił w rozmowie z WP Lance Reddick. Aktor "Johna Wicka" z dziecięcą radością wspominał 10 lat pracy przy serii. Jego śmierć dla wszystkich jest ogromnym szokiem.

Lance Reddick w serii "John Wick" wcielał się w recepcjonistę Charona
Lance Reddick w serii "John Wick" wcielał się w recepcjonistę Charona
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

Lance Reddick miał na koncie kilkadziesiąt filmów i seriali. Mogliście oglądać jego aktorski talent w "The Wire" i w filmach takich jak "Oldboy. Zemsta jest cierpliwa", "Świat w płomieniach", "Godzilla vs. Kong". W 2014 r. widzowie zobaczyli go w pierwszej odsłonie przygód "Johna Wicka". Recepcjonista Charon został w tej historii na dłużej i – podobnie jak sam John Wick – przyciągnął do siebie mnóstwo fanów. Nic dziwnego. Lance był hipnotyzujący.

"Został nam zabrany zbyt wcześnie" – pisze dziś jego żona Stephanie. Lance Reddick zmarł 17 marca. Był w trakcie promocji czwartej części "Johna Wicka". Podczas rozmów z dziennikarzami był naładowany pozytywną energią. Żartował i dzielił się z nami historiami z planu. Był otwarty i bezpośredni jak mało który aktor. Opowiadał, jak ogromne wrażenie wywarł na nim Keanu Reeves i że na zawsze zapamięta ich pierwszą wspólną scenę. Śmiał się, mówiąc o tym, że nie wyobraża sobie pożegnania z serią, której z nieukrywaną dumą był częścią. Nic nie zapowiadało, że aktor dwa tygodnie później odejdzie.

Tak razem z Ianem McShanem, czyli filmowym Winstonem, opowiadał nam 2 marca o tej przygodzie, jaką było kręcenie "Johna Wicka".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Jesteście od początku częścią uniwersum "Johna Wicka". Jaka była wasza reakcja po przeczytaniu scenariusza czwartej części?

Lance Reddick: Jestem w szoku, że tak długo przeżyłem. Byłem skonsternowany, gdy oglądałem trzecią część, gdzie było pełno zabitych. Potem przeczytałem scenariusz czwartej części i szczęka opadła mi jeszcze niżej, bo pokazało się, że John Wick może zostawić po sobie jeszcze więcej ofiar. To chyba światowy rekord!

Ian McShane: A ja od razu sprawdziłem ostatnią stronę scenariusza, żeby zobaczyć, czy wciąż żyję. Praca przy tej serii była czymś wyjątkowym. Zaprzyjaźniłem się z Lance’em, Keanu to świetny gość. Nawet nie czuję, że za nami jest 10 lat pracy. Filmy stawały się coraz bardziej spektakularne i napakowane jeszcze większą liczbą scen akcji, jeśli możecie w to uwierzyć. Cieszę się, że mogłem to obserwować.

"John Wick" ma przeogromny fandom. Skąd bierze się tak potężne zainteresowanie tą serią?

Lance: Pierwszy film był pełen napięcia i przedstawił niesamowicie przyciągających bohaterów. Stworzyli jakiś nowy, dziwny świat. Jako widzowie nie do końca rozumieliśmy panujące w nim zasady, ale było to na tyle ciekawe, że daliśmy się wkręcić. Stworzyli też jedyny taki styl kręcenia scen akcji, który wydaje się jakimś dzikim połączeniem sztuk walki i tańca. Fenomen tej serii wynika też w dużym stopniu z uszanowania dziedzictwa kina akcji.

Lance Reddick i Ian McShane
Lance Reddick i Ian McShane© Materiały prasowe

Co zostanie z wami na zawsze? Macie najbardziej pamiętną scenę lub moment?

Ian: "Johna Wicka 4" kręciliśmy przez 104 dni i każdy z nich był szaleństwem. Gdy w końcu powiedzieli "That’s a wrap!", to był najbardziej pamiętny moment, bo zamarzały nam tyłki gdzieś na jakimś parkingu na obrzeżach Paryża, gdzie tkwiliśmy od 4 rano. Potem część ekipy poleciała do Jordanii, by kręcić Keanu jeżdżącego na koniu po pustyni. Praca przy filmach to dziwaczne doświadczenie. Scenariusz pierwszej części był świetny. Miał wszystko, czego potrzeba: Keanu, szczeniaczka i całą masę ludzi, których John Wick musiał zabić. I oto jesteśmy, rozmawiając o czwartej części.

Lance: Jednym takich momentów było spotkanie Iana, bo od zawsze byłem jego fanem, a gdy się pierwszy raz spotkaliśmy, to się ośmieszyłem. Wiecie, co na zawsze zapamiętam? Pierwszą scenę, jaką grałem z Keanu. Wtedy przekonałem się, jak wspaniałym jest aktorem. Ja stoję za pulpitem, on wchodzi do lobby. Zatrzymuje się w połowie drogi i po prostu się na mnie patrzy. Ciarki mnie przeszły, bo wyglądało, jakby jego czarne oczy przenikały mnie na wskroś. Pomyślałem sobie: "O k...a. Ten koleś jest naprawdę Johnem Wickiem. I jest przerażający". Keanu, prawdziwy człowiek, nie jest taką osobą.

Lance Reddick i Keanu Reeves na planie "Johna Wicka"
Lance Reddick i Keanu Reeves na planie "Johna Wicka"© Materiały prasowe

Zaskoczyło was coś podczas seansu czwartej części?

Lance: Sporo rzeczy zmieniło się w porównaniu z tym, co było w mojej wersji scenariusza. Szczególnie pod koniec filmu. Byłem przede wszystkim zaskoczony, jak pięknie wyglądały sceny i jak niezmordowana była akcja. Tam jest walka po walce. Tempo nie zwalnia ani na trochę. Przysięgam, że jeszcze czegoś takiego nie widziałem.

Ian: Ja jeszcze nie widziałem, czekam na przyjemność pierwszego pokazu. Trzeba przyznać, że przy czwartym filmie człowiek czuje się już przywiązany do historii, a szczególnie – do postaci.

Świat "Johna Wicka" ma twarde zasady. Wśród zabójców panuje ścisły kodeks moralny. A w Hollywood?

Lance: Nie da się żyć w anarchii. Zasady muszą obowiązywać. Czy to w gangu, mafii czy międzynarodowej korporacji. Mimo że ludzie naginają zasady, to coś musi ich trzymać, bo inaczej rozpada się cała kultura. Hollywood działa tak samo.

Ian: Hollywood to biznes. Jeśli coś na siebie zarabia, to się to wykorzystuje. Można by zrobić 50 części "Johna Wicka", choć Keanu – wciąż wspaniały – się starzeje. Pierwszy "John Wick" nie zapowiadał się wszystkim na projekt godny uniwersum. Twórcy przynieśli ten projekt do Lionsgate, który go oszlifował i wypuścił kolejne filmy z serii. Można byłoby jeszcze to kontynuować przez następne lata, ale trzeba mieć szacunek do materiału, do widzów.

"John Wick 4"
"John Wick 4"© Materiały prasowe

"John Wick 4" wydaje się być końcem historii, ale gdyby miała powstać piąta część, to jak ją sobie wyobrażacie?

Lance: Muszę wykombinować, jak się załapać na tę pracę, ale zrozumiecie mój problem, gdy obejrzycie czwartą część.

Ian: Myślę, że to będzie historia o mnie i Lawrence'ie Fishbournie, starych wyjadaczach. Ciekawe, jaką będziemy mieć widownię. Myślę, że fabuła skupi się na dwóch facetach rozmawiających przy stole.

Lance: "John Wick" wprowadził do kina gun-fu, a wy zapoczątkujecie erę talk-fu.

Ian: Już niedługo w kinach pojawi się "Ballerina" z Aną de Armas w roli głównej. W filmie pojawia się przecież Keanu Reeves, bo historia będzie opowiadać o tym, co działo się w uniwersum po trzeciej części "Johna Wicka", ale jeszcze przed wydarzeniami z najnowszego filmu.

Co nas czeka?

Ian: "Ballerina" zapowiada się wyjątkowo. Tam też odmrażaliśmy sobie tyłki, tylko nie na przedmieściach Paryża, a w Pradze. Robienie filmu czasem nie ma nic wspólnego z urokiem, ale ona sprawiła, że praca na planie z nią była urocza. Jest wspaniała, świetnie przygotowana. Jest na co czekać.

Magdalena Drozdek, Wirtualna Polska

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" omawiamy 95. galę wręczenia Oscarów. Czy werdykt jest słuszny? Kto był największym przegranym? Jakie kreacje gwiazd nas zachwyciły? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (65)