Lech Łotocki: "Smoleńsk" to nie pierwszy filmowy skandal w jego dorobku
07.09.2016 | aktual.: 07.09.2016 16:16
„Smoleńsk”, ze względu na tematykę, od samego początku wzbudza ogromne emocje i kontrowersje. Kilkakrotnie przesuwano już jego premierę, a wielu aktorów odrzuciło propozycję zagrania w filmie i otwarcie bojkotowało projekt. Ale byli i tacy artyści, którzy bez wahania postawili wszystko na jedną kartę i chętnie zgodzili się zagrać u Antoniego Krauzego. Jednym z nich jest Lech Łotocki, który wciela się w tragicznie zmarłego prezydenta.
Aktor, choć na ekranie pojawia się od pięćdziesięciu lat, mało się widzom opatrzył. Zazwyczaj występuje gdzieś na drugim planie, nie kryje zresztą, że znacznie bardziej woli grać w teatrze niż przed kamerami.
Twierdzi też, że nie boi się zamieszania wokół „Smoleńska”. To zresztą nie pierwszy film z jego udziałem, który wywołał kontrowersje i podzielił polską publiczność.
Aktorskie marzenia
Skandalizujący film
Kiedy kończył studia, na ekrany wszedł film z jego udziałem, „Kto wierzy w bociany?”.
Dramat psychologiczno-obyczajowy, w reżyserii i ze scenariuszem Jerzego Stawińskiego i jego żony Heleny Amiradżibi, opowiadał historię pierwszej miłości pary siedemnastolatków, Filipa i Danki, którzy uciekają z domu.
Rolę Danki powierzono nastoletniej Marioli Kukule (na zdjęciu), Filipem został Łotocki, choć Amiradżibi nie była co do niego przekonana.
- Chłopaka wybrał Stawiński: "On dobrze mówi". Ja byłam trochę przeciw, bo chłopak nie podobał mi się fizycznie – mówiła.
Film, ze względu na rozbieraną scenę z udziałem Kukuły, wywołał ogromny skandal. Jej kariera niemal legła w gruzach. Za to Łotocki miał znacznie więcej szczęścia.
Drugi wybór
Od kilkudziesięciu lat Łotocki nieprzerwanie występuje na scenie i pojawia się przed kamerami, choć rzadko kiedy wybija się na pierwszy plan. Niedawno można go było oglądać w „Bogach”, „Hiszpance” czy „Zjednoczonych stanach miłości”. Teraz aktor pojawia się w „Smoleńsku”, gdzie wciela się w Lecha Kaczyńskiego.
Ale Łotocki nie był pierwszym wyborem reżysera. Początkowo rolę prezydenta chciano powierzyć Marianowi Opani. Ten jednak odmówił.
- Taką propozycję miałem, ale z racji swoich zapatrywań polityczno-społecznych odmówiłem – tłumaczył w „Super Expressie”.
Wtedy zwrócono się do Łotockiego.
Aktorski bojkot
Łotocki nie chciał przyłączyć się do bojkotu „Smoleńska”, który urządzili jego koledzy po fachu.
- Każdy uczciwy aktor, odrobinę myślący, powinien odmówić. Ja bym oczywiście odmówił, gdyby mnie zaproszono do zagrania – mówił na przykład w "Kropce na i" Daniel Olbrychski.
Gdy więc Łotocki otrzymał telefon od reżysera, bez wahania zgodził się przyjść na przesłuchanie.
Protesty filmowców
Antoni Krauze nieustannie napotykał kolejne przeszkody, zwłaszcza finansowe, gdyż PISF zdecydował się nie wspierać jego projektu.
- Film „Smoleńsk” negatywnie oceniony przez ekspertów Instytutu. Podzielam ich opinię na temat jakości artystycznej scenariusza – napisała na Twitterze Agnieszka Odorowicz.
„Smoleńsk” zrodził się więc z inicjatywy społecznej. Większa część budżetu pochodzi z prywatnych źródeł.
Krzysztof Krauze twierdził, że „Smoleńsk” „powstanie po to, żeby wydać wyrok, żeby oskarżyć”.
- Jak znam Antoniego i jego temperament, to nie będzie przebierał w słowach *– mówił Krauze.
*- Jestem przekonany, że ton tego filmu będzie indoktrynujący. Obawiam się, że w takich emocjach "Smoleńsk" niczego nie rozjaśni, tylko zaciemni; że to kolejny etap sakralizacji Smoleńska.
Zostać prezydentem
Łotocki nie podziela tych opinii i uważa, że film wcale nie poróżni Polaków.
*– Prawda wyzwala i łączy, dlatego cały czas mam nadzieję, że ten film zakopie rów, który podzielił polskie społeczeństwo *– powiedział w „TVP Info”.
- Nie można tragedii smoleńskiej zostawić, zapomnieć o niej, wmawiać sobie, że wszystko jest OK. Bo nie jest. I ten mój sprzeciw był też mocnym impulsem do przyjęcia roli w przedsięwzięciu apelującym o prawdę – dodawał w magazynie "wSieci".
Zapewniał też, że nie martwi się, że zostanie zaszufladkowany i że ta rola stanie się dla niego więzieniem.
- Nie boję się tego. Ja już mam swój wiek... - śmiał się w wywiadzie dla portalu Niedziela. - Nie każdemu jest dane na starość zostać prezydentem. (sm/gk)