Mariusz Gorczyński: przeszkadzał im jego cięty język
25.03.2016 | aktual.: 22.03.2017 16:47
Nie miał wielkiego szczęścia do filmu
*Mariusz Gorczyński nie miał wielkiego szczęścia do filmu. Odnosił wprawdzie sukcesy w teatrze, a kiedy już pojawiał się na ekranie, z miejsca przykuwał uwagę widzów. Jednak *szybko zaszufladkowano go jako aktora drugiego planu.
Czy winna temu stanowi rzeczy była jego egzotyczna, nietypowa uroda, odstająca od polskich realiów, czy też uznano go za aktora „zbyt charakterystycznego”? A może filmowcom po prostu przeszkadzał jego cięty język albo nieskrywana słabość do alkoholu?
W końcu nie można mu było odmówić ani nieprzeciętnego talentu, ani ogromnej charyzmy.
''I zdanżam na czas, proszę pana''
Wydawało się, że jest wręcz stworzony do aktorstwa. Łódzką PWST skończył w 1958 roku, mając już za sobą pierwsze doświadczenia zawodowe. Zaczynał od epizodów i, o dziwo, aktorem drugoplanowym pozostał już na zawsze.
Choć czasu ekranowego miał niewiele, z powierzanych mu ról wyciskał co tylko się dało, pokazując drzemiący w nim potencjał. Do historii kinematografii przeszedł już jego dialog z filmu „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”:
- Ja nie wiem, też jeżdżę samochodem tak samo jak pan. I nigdy mi nic nie ukradli. I zdanżam na czas, proszę pana – mówił grany przez Gorczyńskiego bohater.
- Zdążam – poprawiał go rozmówca
- No właśnie, i pan zdanża – zgadzał się uprzejmie Gorczyński.
''Na pewno w grę nie wchodził alkohol''
Do dziś tajemnicą pozostało, dlaczego nikt nie odważył się powierzyć Gorczyńskiemu głównych ról, spychając tak utalentowanego aktora na drugi plan.
- Ci wszyscy reżyserzy, Bareja, Chęciński, Szyszko, to byli jego koledzy z łódzkiej szkoły. Nie wiem, czemu dawali mu tylko epizody, dlaczego nigdy nie odważyli się zaproponować mu bardziej odpowiedzialnego zadania. Ja oceniam jego aktorskie zdolności bardzo wysoko. On miał najprawdziwszy talent, iskrę bożą – mówił Jerzy Fijałkowski w wywiadzie dla strony mariuszgorczynski.pl.
- Na pewno w grę nie wchodził alkohol, nie przesadzajmy, Mariusz nie pił tak znowu więcej niż wielu innych kolegów. Może Mariusz nie potrafił zabiegać o siebie, dbać o własne sprawy? A może decydowało jego specyficzne, złośliwe poczucie humoru? Potrafiło być uszczypliwe, tym bardziej, że Mariusz nie klął, tylko na chłodno, intelektualnie komentował sytuację, co potrafiło dopiec.
Mógł zagrać wszystko, od krowy do Hamleta
Inną teorię miał jego przyjaciel ze studiów, Michał Szewczyk, który również zachwycał się aktorskim talentem Gorczyńskiego.
- Jako student zapowiadał się wspaniale, jako niesamowity talent, wręcz aktorski samorodek, taki, co to może zagrać wszystko, od krowy do Hamleta – mówił Rafałowi Dajborowi, prowadzącemu stronę internetową poświęconą Gorczyńskiemu.
- Jego ówczesne warunki fizyczne predestynowały go wręcz do ról amantów. Wszystko Mariuszowi jakoś tak łatwo szło i chyba dlatego jakby przestał się starać, przykładać się do tej roboty. Myślę, że z tego powodu przestano go z czasem postrzegać jako potencjalnego wykonawcę głównych ról.
Wspaniały przyjaciel
Obdarzony nieprzeciętną inteligencją, potrafiący walczyć o swoje, przyciągający uwagę kobiet, Gorczyński nigdy jednak się nie wywyższał i nie traktował swoich kolegów z góry.
Ci, którzy go znali, wspominają go jako mężczyznę niezwykle kulturalnego, sympatycznego i uprzejmego. Był wspaniałym przyjacielem, a przy tym człowiekiem towarzyskim i spontanicznym.
Nigdy również nie wymigiwał się od pracy i traktował towarzyszy na planie z szacunkiem, zawsze służąc pomocą tym, którzy potrzebowali jego rady.
Druga połówka
Nie narzekał na powodzenie wśród pań, ale swoje serce oddał Renacie Skibińskiej, pracującej w Polskim Radiu.
Nigdy się nie pobrali, ale ich przyjaciele nie mieli wątpliwości, że Gorczyński i Skibińska zostali wręcz dla siebie stworzeni.
Zakochani cieszyli się z każdej chwili spędzonej w swoim towarzystwie i nie mogli bez siebie żyć – Gorczyński odszedł w 1990 roku, osamotniona Skibińska zmarła zaś kilkanaście miesięcy później.
Spirytusowa woń
Choć przyjaciele i znajomi wspominali, że Gorczyński za kołnierz nie wylewał, dodawali równocześnie, że był prawdziwym profesjonalistą i nigdy nie przyszedł nietrzeźwy do pracy. Inni zaznaczali, że zdarzało mu się wychylić kilka kieliszków, ale wiedział, kiedy powiedzieć „dość”.
- W pracy był zawsze bez zarzutu – podkreślał w rozmowie z Rafałem Dajborem Tadeusz Pluciński.
- Pod tym względem Mariusz miał żelazną dyscyplinę, *zawsze był przygotowany do roli, do spektaklu, choć oczywiście, mimo że jak mówię zawsze w pracy był trzeźwym, w pełni przygotowanym profesjonalistą, często leciał od niego charakterystyczny „chuch”*.
Zabił go alkohol
Aktor zmarł 20 grudnia 1990 roku w Warszawie. Miał zaledwie 57 lat.
- Dowiedziałem się, że przegrał walkę z nałogiem, że alkohol zniszczył go i ostatecznie zabił. Muszę tylko dodać, jeśli już o tym mowa, że podczas studiów nic tego nie zapowiadało. Mariusz pił, ale nie więcej niż wszyscy inni studenci – mówił Michał Szewczyk, wspominając śmierć kolegi.
- Wydaje mi się, że on się w tym wszystkim spalał i myślę, że stąd wziął się jego problem z alkoholem, który z czasem go zniszczył – dodał Tadeusz Pluciński w rozmowie opublikowanej na stronie mariuszgorczynski.pl.(sm/mn)