Miliony dolarów, ukryte symbole, połamane kręgi i przepalone ciało. "Matrix" nie przestaje fascynować
Patrząc na to, jak wyglądały początki prac nad pierwszym filmem, można złapać się za głowę i zadać sobie pytanie, jak oni w ogóle byli w stanie stworzyć taką historię. "Matrix" nawet współtwórcom wydawał się nierealny do zrobienia. Cud, że w ogóle powstał.
22.12.2021 12:56
"Matrix" to zdecydowanie jeden z najważniejszych filmów wszech czasów. Ma swoich zatwardziałych fanów, krytyków też mu nie brakuje, ale wszyscy muszą się zgodzić z tym, jak film sióstr Wachowskich (wtedy w latach 90. identyfikowali się jeszcze jako mężczyźni) ukształtował dzisiejszą popkulturę. "Matrix" wyznaczył nową epokę w kinie.
Jak oni to zrobili?
Dwóch gości w za dużych jeansach i w czapkach na głowach opowiada przed kamerami, jak ot tak udało im się zacząć pracę nad "Matriksem". Andrew i Larry Wachowscy w filmie dokumentalnym "The Matrix Revisited" z 2001 r. tak od niechcenia opowiadali o początkach produkcji, która totalnie zmieniła popkulturę.
Carrie-Anne Moss owinięta w kocyk wspominała, jak wyglądały warunki pracy na planie pierwszego filmu. – Nie mieliśmy kamperów, nie było nawet ekspresu do kawy na planie. Nie mieliśmy nic. Była jedna łazienka dla wszystkich – wspomina.
- Pracowaliśmy w… nawet nie wiem, co to było. Opuszczony magazyn? – mówi Keanu Reeves.
- Marzyliśmy o zrobieniu takiego filmu przez naprawdę długi czas i chcieliśmy zawrzeć w nim każdy pomysł, jaki nam się przyśnił – komentował Larry Wachowski.
"Ambitni idealiści", tak Wachowskich określił Lorenzo di Bonaventura, głowa Warner Bros w tamtym czasie. To do niego przyszli twórcy "Matriksa" przyszli z pomysłem nie na jeden film, a od razu na trylogię. Wydawało się to wariactwem, bo w tamtym czasie mało kto słyszał o duecie braci reżyserów. Kto miałby wyłożyć fortunę na historię science-fiction, w której postaci łażą po ścianach i skaczą z jednego budynku na drugi?
Mieli na koncie raptem jeden film. Niedługo przed "Matriksem" zrobili historię dwóch lesbijek – "Brudne pieniądze", którym udowodnili, że mają głowy do robienia filmów. "Brudne pieniądze" zrobili za 5 mln dolarów. "Matrix" miał kosztować 100. I dzięki odwadze, jaką pokazali w "Brudnych pieniądzach", dostali je.
To, że Warner Bros. zdecydowało się powierzyć taką produkcję właściwie naturszczykom, wydawało się cudem. "Cudów" było więcej, w końcu w "Matriksie" odniesień do religii jest mnóstwo.
Tam wszystko ma jakieś znaczenie
Pamiętacie tę scenę? Morfeusz wyjaśnia Neo, czym jest Matrix chwilę przed tym, gdy daje mu do wyboru dwie pigułki: czerwoną i niebieską. Mówi tak: - Matrix jest wszędzie. Jest, gdy wyglądamy przez okno, gdy idziemy do kościoła, gdy płacimy podatki. To świat postawiony nam przed oczami, by przykryć prawdę. – Jaką prawdę? – pyta Neo. W odpowiedzi słyszy, że jesteśmy niewolnikami systemu.
"Matrix" może nie jest przyczyną wybuchu teorii spiskowych na świecie, ale jak pięknie główna historia z filmu koresponduje z przekonaniem setek tysięcy osób, że wszyscy jesteśmy okłamywani przez jakiś większy system. Tak było w latach 90., tak jest teraz. Kto po seansie pierwszego "Matriksa" nie był oszołomiony teorią, że może świat, jaki znamy, nie jest prawdziwy? Że to iluzja? Oszołomieni są niektórzy aż do dziś. Weźmy na przykład Edytę Górniak czy Violę Kołakowską, ale to już temat na inną analizę.
Samego "Matriksa" można analizować godzinami. Tu każdy drobny szczegół w kadrze ma jakieś znaczenie. Są nawiązania do religii chrześcijańskiej, do buddyzmu, do różnych nurtów w filozofii i psychologii.
Odkopywanie różnych znaczeń i symboli w filmie stało się po premierze zabawą tysięcy fanów na lata. Weźmy dla przykładu numer 101, czyli numer mieszkania Neo, który zaznaczony jest na początku filmu.
Interpretacje robią do dziś wrażenie. Eksperci punktowali, że to ukłon w stronę kodu binarnego. Neo w końcu zamknięty jest w świecie stworzonym przez komputer. W książce "1984" George Orwella w tajemniczym pokoju 101 torturuje się ludzi i każde wierzyć w tworzone kłamstwa. Wskazywano, że anagramem imienia Neo jest angielskie "one", a Neo ma być przecież tym Jedynym. Idąc głębiej – porównywano liczbę 0 do embrionu w łonie, co ma oznaczać jego nowe życie.
A to tylko jedna drobna rzecz. Jest przecież też pokój 303, który ma odnosić się do Trójcy Świętej. To przed pokojem 303 właśnie Neo zmartwychwstaje.
Neo odwiedzają w jego mieszkaniu Choi i jego dziewczyna Dujour z wytatuowanym białym króliczkiem (witamy fanów "Alicji w Krainie Czarów"). "Choix du jour", wybór dnia – Neo wybiera, jaką drogą pójdzie.
Studnię pełną znaczeń można otworzyć, gdy zacznie się zagłębiać w symbolikę imion bohaterów. Neo z łaciny to przecież "nowy". Thomas to w hebrajskim "bliźniak", a nasz pan Anderson wiedzie podwójne życie hakera i smutnego programisty w korporacji. Tomasz w Biblii był tym, który wątpił – też się wszystko zgadza. Nazwisko "Anderson" także rozłożono na czynniki pierwsze. Adros z greckiego to człowiek, mężczyzna. Son z angielskiego to syn. Syn Człowieczy.
Legenda za kilkadziesiąt milionów
Film wypełniony jest ukrytymi znaczeniami, przez co od lat trzyma się zasłużenie na liście najbardziej spektakularnych przedsięwzięć filmowych. A równie dużo działo się na planie.
Keanu Reeves przed zdjęciami do pierwszej części "Matriksa" musiał przejść poważną operację odcinka szyjnego kręgosłupa. Był na tyle uszkodzony, że paraliżowało mu nogi.
Na planie ćwiczył sceny walk kung fu w kołnierzu ortopedycznym. Kolejny cud, że nie zrobił sobie większej krzywdy i w filmie w ogóle nie widać tego, że miał o wiele gorszą sytuację od pozostałych aktorów. Tylko nieliczni zapaleńcy zwrócą uwagę, że Neo jakoś tak za często nie kopie swoich przeciwników…
Słynna scena walki w dojo, gdzie pierwszy raz Neo pokazuje swoje nowe umiejętności Morfeuszowi, była nagrywana praktycznie bez udziału dublerów. Keanu i Lawrence wyszli z tego posiniaczeni i z przepalonymi fragmentami ciała, o które ocierała się uprzęż.
A skoro o scenach walk mowa. Najprawdziwszym mistrzem był na planie Yuen Woo-Ping – choreograf, któremu udało się wytrenować kompletnych naturszczyków, jakimi byli Hugo Weaving, Lawrence Fishburne, Carrie-Anne i Keanu. Yuen odwalił taki kawał dobrej roboty, że otworzył się w Hollywood potężny popyt na filmy ze scenami wschodnich sztuk walki. Ten sam człowiek, który nauczył modelkę chodzić po ścianach, zrobił później choreografię do "Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka" czy równie kultowego "Kill Billa".
Równie ciekawą historię mają główni aktorzy "Matriksa". Keanu Reeves miał zarobić za pierwszy film około 35 mln dolarów, które w ogóle go nie interesowały. Większość zysków z kolejnych filmów trylogii rozdał po ludziach. Carrie-Anne Moss komentowała w wywiadach, że przed "Matriksem" była nikim, że nie miała w ogóle kariery. Decydując się pracować dla Wachowskich, straciła ubezpieczenie z gildii aktorów, bo plan filmowy był w Australii, gdzie nie sięgała pomoc organizacji.
Moss mówiła nie raz, że gdyby "Matrix" okazał się finansową klapą i przeszedł bez echa, musiałaby zostać kelnerką, by mieć na życie.
Nie da się nie wspomnieć, jak trylogia zmieniła także życie Wachowskich. Rodzeństwo polskiego pochodzenia startowało w świecie filmu od zera. Mało kto ich znał, a dziś są legendami branży, choć trzeba zaznaczyć, że ta popularność w ostatnich latach mocno przygasła.
W lipcu 2012 r. Lana po raz pierwszy wystąpiła publicznie jako kobieta. Już po operacji korekty płci. Lilly o swojej tranzycji poinformowała 4 lata później. Do "Matriksa" dopisano kolejną warstwę. Już po premierze pierwszego filmu domyślano się, że w filmie zwarty jest wątek transpłciowości. Tyle że – jak komentuje Lana po latach – "świat korporacji nie był gotowy", by wskazać jasno ten temat.
Lana w jednym z wywiadów potwierdziła krążącą od lat plotkę, że razem z siostrą napisała postać Switch jako tę, która w prawdziwym świecie jest mężczyzną, a w matriksie kobietą. To miało odzwierciedlać, jak Lana sama czuła się w tamtym czasie. Tylko w wyimaginowanym świecie mogła być naprawdę sobą.
Wtedy ten pomysł trzeba było porzucić. A jak teraz Lana pokazuje świat w czwartej odsłonie "Matriksa"? Film wchodzi do kin 22 grudnia. Zanim sami się przekonacie, czy i tym razem "Matrix" napakowany jest ukrytymi symbolami, przeczytajcie naszą przedpremierową recenzję. Ten film to głęboki ukłon w stronę fanów i wszystkich tych, których latami kręciły teorie i symbole związane z jego uniwersum. A czy nie to jest właśnie w tym wszystkim najlepsze?