Nie wróżono mu kariery. Robert Więckiewicz miał zostać glazurnikiem
Rodzice chcieli, żeby został górnikiem, on sam marzył o karierze zawodowego piłkarza. Kontuzja pokrzyżowała te plany, jednak wyszło mu to na dobre – dziś Robert Więckiewicz jest jednym z najbardziej cenionych aktorów swojego pokolenia.
Jak sam wspominał, nie był miłym i grzecznym dzieckiem – do nauki się nie przykładał, rozsadzała go energia i chętnie wdawał się w bójki z rówieśnikami, dlatego długo był prawdziwym utrapieniem dla nauczycieli i rodziców. Dorastał w Nowej Rudzie i ojciec, górnik, naciskał, by syn poszedł w jego ślady. Chłopiec nie wyobrażał sobie jednak pracy w kopalni, tak naprawdę chciał zostać piłkarzem, zwłaszcza że na boisku radził sobie całkiem nieźle.
Przez jakiś czas Robert Więckiewicz grał w trzeciej lidze w Piaście Nowa Ruda i kto wie, jak wyglądałaby jego przyszłość, gdyby nie nabawił się poważnej kontuzji kręgosłupa. Na wszelki wypadek, by mieć fach w ręku, ukończył technikum budowlane, ale nie zamierzał pracować jako glazurnik. Tym bardziej, że jako nastolatek, za namową nauczycielki, zaczął uczęszczać na zajęcia teatralne. I chociaż o występowaniu na scenie do tej pory nie myślał, kiedy okazało się, że do grania ma prawdziwą smykałkę, zaczął poważnie rozważać przystąpienie do egzaminów w szkole aktorskiej.
Do podjęcia decyzji ostatecznie przekonała go perspektywa obowiązkowej służby wojskowej, której za wszelką cenę chciał uniknąć. - W tamtych czasach mężczyzna u progu osiemnastoletniego życia miał alternatywę: studia lub wojsko. Nie chciałem iść do wojska. Nie wiedziałem też, na czym polega aktorstwo. Myślałem, że facet wychodzi przed kamerę albo na scenę, coś tam powie i już, zrobione - mówił w "Gazecie Wyborczej".
Robert Więckiewicz w końcu odnalazł sens w małżeństwie
Kiedy rozpoczął studia na wrocławskiej uczelni, wydawało się, że jego zawodowa przyszłość nie rysuje się w zbyt jasnych barwach. Twierdzono, że nie ma urody filmowej, że zostanie zaszufladkowany jako aktor charakterystyczny i nie będzie mógł liczyć na wiele filmowych propozycji. Kiedy po ukończeniu szkoły trafił na scenę, reżyserzy traktowali go z dystansem; panowało powszechne przekonanie, że Więckiewicz nie jest dobrym aktorem, a na scenie po prostu się "męczy".
To Lech Raczak, który objął stanowisko dyrektora Teatru Polskiego w Poznaniu, dostrzegł, że Więckiewicz ma talent i osobowość, może osiągnąć wiele, jeśli tylko pozwoli mu się na spontaniczność i da więcej wolności. - Już w trakcie pracy zobaczyłem, że to jest niezwykły aktor. Na próbach przyciągał uwagę partnerów, sterował nimi. Pozwoliłem mu grać w sposób trochę bardziej filmowy, z porzuceniem szkolnych schematów - wspominał Raczak w "Newsweeku".
To był strzał w dziesiątkę – okazało się, że Więckiewicz ma niezwykły talent do tworzenia różnorodnych postaci, potrafi zagrać niemal każdą rolę. I choć zdobył uznanie dzięki swoim umiejętnościom, ze względu na niepokorny charakter, cięty język oraz mówienie wprost tego, co myśli, nie cieszył się wielką sympatią kolegów po fachu. Szybko zaczęto szeptać, że aktor jest "trudny towarzysko", a w branży krążyły plotki o jego wybuchowym temperamencie.
Może był to jeden z powodów, dla których w 1998 r., gdy w Teatrze Polskim zmieniły się władze, Więckiewiczowi podziękowano za współpracę. Aktor nie krył rozżalenia i zaczął nawet myśleć o zmianie zawodu, bo gdy zjawiał się na kolejnych przesłuchaniach, odsyłano go z kwitkiem.
Nadzieję przywróciła mu dopiero propozycja etatu w warszawskim Teatrze Rozmaitości, a potem, powoli, zaczął rozwijać swoją karierę filmową. Początkowo Więckiewicz dostawał same epizody, rozgłos zyskał dopiero dzięki filmowi "Vinci" Juliusza Machulskiego z 2004 r. i o trzy lata późniejszemu serialowi "Odwróceni". Od tamtej pory reżyserzy zaczęli spoglądać na niego łaskawszym okiem. Zagrał główną rolę w filmie "W ciemności" Agnieszki Holland i wcielił się w byłego prezydenta w dramacie "Wałęsa. Człowiek z nadziei" Andrzeja Wajdy. Ostatnio pojawił się w serialu "Behawiorysta", a na następny rok zapowiedziano premierę filmu "Różyczka 2" w reżyserii Jana Kidawy-Błońskiego.
Angaż w Teatrze Rozmaitości był dla Więckiewicza ważny nie tylko dlatego, że zapewnił mu pracę i uratował karierę – to właśnie tam aktor poznał Natalię Adaszyńską, która pracowała jako kierowniczka literacka. Lecz chociaż serce Więckiewicza zabiło szybciej, jego wybranka początkowo nie chciała odwzajemnić uczucia. Zniechęcał ją imprezowy tryb życia Więckiewicza oraz wianuszek otaczających go pań. - Uwodzę kobiety mimo woli. Nieraz sam się dziwiłem, jak mi się to udaje. Przecież nie jestem klasycznym przystojniakiem. Myślę, że to był syndrom "pięknej i bestii" - śmiał się aktor w "Vivie!".
Jego romanse trwały jednak krótko, Więckiewicz aż do spotkania z Adaszyńską nie myślał o stabilizacji i zakładaniu rodziny. To właśnie dla niej postanowił wziąć się w garść i wydorośleć. Pobrali się, na świat przyszedł ich syn, a żona została jego menadżerką i pomogła mu rozwinąć skrzydła. Media plotkarskie donosiły jednak o kolejnych kryzysach w ich związku – a to Więckiewicz rzucił się w wir pracy i coraz rzadziej bywał w domu, a to mówiono, że coraz częściej sięga po butelkę, by rozładować stres. Wreszcie w 2012 roku jeden z tabloidów opublikował zdjęcie, na którym aktor całował kobietę, która z pewnością nie była jego małżonką. I chociaż dziennikarze wieszczyli rozstanie, Więckiewicz postanowił zawalczyć o swój związek. Adaszyńska zaś dała mu drugą szansę i obecnie są nierozłączni.
Zofia Mozelowska, dziennikarka Wirtualnej Polski