Nienawidził roli Marysi w "Poszukiwany, poszukiwana", choć przyniosła mu sławę
Aktorem został właściwie z przypadku, dołączając do amatorskiej grupy teatralnej działającej przy zakładzie pracy. Przez ponad pół wieku pracował na tytuł jednego z największych polskich aktorów, grając w teatrze, filmach i serialach. W napiętym grafiku znajdował ponadto energię na reżyserię, kabaret oraz działalność pedagogiczną. 90 lat temu urodził się legendarny Wojciech Pokora.
02.10.2024 07:39
Był jednym z najbardziej uwielbianych artystów ekranu i sceny czasów PRL-u. Choć jego umiejętności były wszechstronne, to najlepiej czuł się w kreacjach komediowych, które zresztą przyniosły mu wciąż niesłabnącą rozpoznawalność. W kanonie polskiej kinematografii Wojciech Pokora zapisał się rolami z filmów "Brunet wieczorową porą" (1976) czy "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" (1978). Największą sławę zawdzięczał jednak portretowi Marysi z kultowej komedii Stanisława Barei "Poszukiwany, poszukiwana" (1972).
Sam aktor wprost nie znosił wspomnianej kreacji, a po premierze musiał mierzyć się z krzywdzącym zaszufladkowaniem. Po latach opowiadał z goryczą: "Posiadając obecną wiedzę, na pewno nie przyjąłbym roli Stanisława Marii Rechowicz w filmie 'Poszukiwany, poszukiwana'. Ta rola na długo zapisała się w pamięci Polaków, ale i sprawiła, że nie mogłem się uwolnić od łatki 'Marysi'. Wielokrotnie ludzie krzyczeli za mną na ulicy 'te, Maryśka!' albo wołali na plaży 'Marysiu, zupa ci kipi!'. To była etykieta, której nie mogłem się pozbyć. I zresztą nigdy na dobre jej się nie pozbędę".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ramię w ramię z Jerzym Turkiem
Na wiele lat przed ekranowym sukcesem, który miał swoje blaski i cienie, Wojciech Pokora omal nie związał własnej przyszłości z zawodem technicznym. Urodził się 2 października 1934 roku w Warszawie w inżynierskiej rodzinie. Odziedziczył po przodkach ścisły umysł. Po trudnych latach dzieciństwa naznaczonych wojenną zawieruchą rozpoczął naukę w Technikum Budowy Samochodów. Jego kolegą z ławki został Jerzy Turek – późniejszy aktor znany m.in. z filmów "Miś" i "Nie lubię poniedziałku".
Już jako absolwenci przyjaciele znaleźli zatrudnienie w Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu. Tam, zarówno Pokora, jak i Turek dołączyli do amatorskiego koła teatralnego przy zakładzie pracy. Okazało się, że ich ścisłe umysły nie stanęły na przeszkodzie artystycznym zdolnościom. Postanowili zająć się aktorstwem na poważnie. W 1958 roku ukończyli Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Zrządzenie losu sprawiło, że w kolejnych dekadach stali się ikonami polskiej komedii. Pozostali przyjaciółmi do końca.
Największe miłości
Główną pasją Wojciecha Pokory stał się teatr dający większą wolność kreacji niż X muza. Grał instynktownie, z wielkim skupieniem i oddaniem względem swojej profesji. Na kolejne 26 lat związał się z Teatrem Dramatycznym, gdzie, jak sam wyznał, "naprawdę nauczył się zawodu". Dyrektor teatru Edmund Kierwiński mówił o nim: "Prywatnie był poważnym, skupionym na pracy człowiekiem i przeciwieństwem tego, co reprezentował na scenie".
Z czasem nawiązał również współpracę z Teatrem Nowym, Kwadrat, Rozmaitości, Studio i Och-Teatr. W inscenizacjach grał pod okiem Janusza Kondratiuka, Wandy Laskowskiej czy Jerzego Jarockiego. W latach 80. i 90. Pokora zajął się ponadto reżyserią teatralną.
Poza sceną największą miłością Wojciecha Pokory była żona Hanna, u której boku spędził 60 lat. Ukochaną poznał jeszcze podczas studiów aktorskich. Rodzina była przeciwna ich związkowi, przez co zakochani wzięli ślub w tajemnicy. Z czasem doczekali się dwóch córek: Anny i Magdaleny. Stanowili oddane małżeństwo wyzbyte skandali. Hanna łączyła obowiązki rodzinne z rozwojem własnej kariery (była m.in. asystentką Olgi Lipińskiej, w której kabarecie występował Pokora). Dla Wojciecha zawsze stanowiła główne oparcie.
Druga strona medalu, czyli "Poszukiwany, poszukiwana"
Sławę i trwające do dziś zainteresowanie widzów zapewniły mu jednak występy w filmach oraz serialach. Przez wiele lat Wojciech Pokora był jednym z nieoficjalnych mistrzów dalszego planu, wsławiając się drobnymi rolami z dzieł "Zezowate szczęście" (1960), "Hydrozagadka" (1970) czy "Rejs" (1970). Przełom nastąpił wraz z kultową kreacją Marysi w "Poszukiwany, poszukiwana". Do przyjęcia tej roli namówiła Pokorę żona, która użyczyła mu ponadto elementy własnej garderoby: sukienkę i perukę.
"Zgodziłem się na tę rolę pod przymusem. Zmusiła mnie żona! Nie mówiąc o reżyserze, scenografie, operatorze, którzy mnie nachodzili, mówili: 'Wojtek, tylko ty, tylko ty'" – relacjonował po czasie artysta.
"Poszukiwany, poszukiwana" to komedia, która przeszła do historii, a po latach od premiery wciąż bawi i zachowuje niezwykłą aktualność. Wojciech Pokora zawdzięczał jej uznanie krytyków i publiczności, stałą współpracę ze Stanisławem Bareją, ale też… łatkę, której nie przebiły pozostałe wyśmienite role teatralne i filmowe.
Co ciekawe, sam Pokora był niezadowolony z rezultatów własnej gry. Jednak artystyczna frustracja nie była jedynym powodem, dla którego nie znosił ekranowej Marysi. W kolejnych latach gwiazdor wielokrotnie padał ofiarą żartownisiów oraz widzów nierozróżniających kreacji od prywatnej osoby.
Zobacz także
"Z powodu 'Poszukiwanego, poszukiwanej' przez lata dzwonili do mnie ludzie z propozycją pracy dla Marysi jako pomocy domowej; musieliśmy trzy razy zmieniać numer telefonu. Nieustannie też dzwonił domofon; jak ktoś wracał z nocnej zabawy i przechodził obok naszego domu, to czuł się w obowiązku zadzwonić i zapytać o Marysię. Już nawet nie chcę mówić, co było na ulicy. Nad morzem wokół mnie zawiązał się wianuszek osób, nie mogłem wejść do wody. Wszyscy krzyczeli: 'Marysia!' albo: 'Te, Maryśka, zupa ci kipi!'. Istny koszmar" – wspominał gorzkie konsekwencje roli w książce "Z Pokorą przez życie. Wojciech Pokora w rozmowie z Krzysztofem Pyzią".
Rola okazała się przekleństwem. Mimo kolejnych wybitnych wcieleń z filmów "Nie ma róży bez ognia" (1974) albo "C.K Dezerterzy" (1985), w pamięciach polskich kinomanów Wojciech Pokora na zawsze pozostał ekranową Marysią. Sam za swoją najwybitniejszą kreację uznawał jednak hrabiego Żorża Ponimirskiego z serialu "Kariera Nikodema Dyzmy". Odszedł 4 lutego 2018 roku w wyniku komplikacji po udarze, którego doznał trzy miesiące wcześniej. Został pochowany na cmentarzu Bohaterów Bitwy Warszawskiej w Radzyminie.
Źródła: Culture.pl, Polskie Radio, Rp.pl, Radio Pogoda, Wyborcza.pl.