Od nowa
Chicca (Francesca Neri)
i Lino (Fabrizio Bentivoglio) są małżeństwem od ćwierćwiecza. Dobrze sytuowani, zawodowo spełnieni - ona jest wykładowcą uniwersyteckim, on cenionym dziennikarzem sportowym – tworzą zgraną, dojrzałą relację. Zgodnie z ekranową logiką, szczęście nie może zbyt długo trwać niezmącone. Zachowanie Lino zaczyna budzić niepokój żony, jest inne, czasami zaskakujące; Chicca wie, że dzieje się coś złego. Diagnoza okazuje się okrutna: Lino ma Alzheimera. To wyrok z odroczonym terminem wykonania, tykająca bomba zegarowa. Kobieta staje przed szeregiem trudnych decyzji, musi nauczyć się radzić sobie z wciąż zmieniającym się stanem męża. Na skutek postępujacych zmian neurologicznych Lino zaczyna się przepoczwarzać, powoli staje się całkiem nową, nieprzewidywalną, obcą osobą.
30.07.2012 13:04
Pupi Avati, reżyser „Długiego dzieciństwa” ma lat siedemdziesiąt parę, kręci filmy regularnie, a jego pozycja na wloskiej scenie filmowej jest mocna i stabilna. Mimo to polscy dystrybutorzy do tej pory nie widzieli w jego twórczości kinowego potencjału, była ona znana tylko pasjonatom, festiwalowiczom. Teraz wreszcie ma się to szansę zmienić. Avati przygląda się ewoluującej z powodu choroby relacji małżonków. Czyni to w sposób pełen delikatności i wyczucia, nie feruje wyroków, nie narzuca opinii. Choć sugeruje delikatnie jaka on sam ma opinię na portretowany temat. Pokazuje, że zmiana, choć trudna, może być wartościowa, a inne nie zawsze oznacza gorsze.
Chicca uczy się oswajać chorobę męża, co nie jest łatwe. Jednak jej decyzja, by pozostać przy jego boku, nie jest tylko altruistyczną jałmużną; okazuje się, że podjęcie tego wyzwania także ją samą rozwija i ubogaca. Choć film powstał w 2010 roku, pokazywanie go dopiero teraz może dać mu dodatkowy kontekst i punkt odniesienia. Wkrótce przecież na polskie ekrany wejdzie „Miłość” Michaela Haneke, film o zupełnie innym ciężarze gatunkowym, ale także poruszajacy kwestię malżeńskiej relacji skonfrontowanej z okrutnym losem i nieubłaganie postępująca chorobą.
U Avatiego mniej jest emocji skrajnych, granicznych, a jego pełen nadziei optymizn podany jest bardziej otwartym tekstem. Reżyser nie szuka łapczywie sensacji, dramatu. Jest wobec przedstawianej sytuacji uczciwy, nie pudruje jej, nie koloruje. Ale zdecydowanie bardziej interesują go odpryski ciepła i czułości, próby utrzymania bliskiej relacji bohaterów, niż ich nieodzowne, sprowokowane przez chorobę starcia. Pięknie dają się reżyserowi prowadzić aktorzy, którzy z dojrzalościa i wyczuciem wcielają się w swoich bohaterów.
„Długie dzieciństwo...” to film nieco nostalgiczny, tradycyjnie zrealizowany, chronologiczny, poparty logika przyczynowo-skutkową melodramat. Ten gatunek odszedł do lamusa, krytykowany za predylekcje do kiczu i emocjonalnej pretensjonalności. W przeciwieństwie do twórców, którzy niechętnie doń sięgają, Avati robi to z przyjemnościa, wyczuciem materii i inteligencją. I na tyle sprawnie, że nawet momenty zbyt płaskie, naiwne, czy przewidywalne jakos łatwiej jest mu wybaczyc.