Reżyser "Avatara" obnaża hipokryzję Akademii przyznającej Oscary. "Nie nagradzają filmów, które ludzie chcą oglądać"
James Cameron jest rozgoryczony. Zdaniem reżysera takich hitów, jak "Terminator" i "Avatar", kasowe produkcje niezmiennie nie mają szans walczyć o Oscary.
W najnowszym wywiadzie dla serwisu "The Daily Beast" twórca "Titanica" skrytykował członków Akademii Filmowej. Cameron stwierdził, iż nie doceniają oni blockbusterów czy - jak on to nazwał - "kina wizualnego".
- W całej historii Oscarów było kilka przypadków, kiedy naprawdę popularny film został dobrze odebrany przez Akademię - mówi reżyser, scenarzysta i producent. *- Zazwyczaj podejście Akademii jest następujące: "To nasz obywatelski obowiązek mówić wam, maluczkim, co trzeba oglądać". I nie nagradzają filmów, które ludzie chcą oglądać i płacą, aby oglądać. Zamiast tego mówią: "Wydaje wam się, że podoba wam się to, ale powinno wam podobać się tamto". Dopóki Akademia będzie miała takie podejście, nie spodziewajcie się wysokiej oglądalności oscarowych dzieł. "Titanic" był wyjątkowym przypadkiem. Nie mówię, że to film lepszy od wcześniejszych czy późniejszych, ale zarobił górę pieniędzy i dostał dużo nominacji. *
James Cameron częściowo obwinia za to aktorów, którzy stanowią większość członków Akademii i sceptycznie podchodzą do obrazów z efektami specjalnymi.
-* Jeśli obraz zbytnio jest oparty na efektach, uznają, że nie jest to aktorski film* - żali się Cameron. - "Titanic" też był pełen efektów, tyle że był to wilk w owczej skórze. To była opowieść o ludziach, co przyćmiło efekty. Jednak w przypadku np. "Avatara" efekty są na pierwszym planie i choć zarówno aktorstwo, jak i historia stały na bardzo wysokim poziomie, to tego nie doceniono.
Przypomnijmy, że "Titanic" z 1997 roku zarobił 1,8 miliarda dolarów i pozostał najbardziej dochodowym filmem do czasu "Avatara" z 2009 roku. Dzieło z Leonardem DiCaprio i Kate Winslet w rolach głównych* otrzymało 14 nominacji do Oscara (tyle samo co "La La Land" oraz "Wszystko o Ewie" z 1950 roku).*
Jednak Cameron nie ma do końca racji. Najprawdopodobniej w emocjach umknęło mu, że w ostatnich latach doceniono kilka filmów, które intensywnie czerpały z dobrodziejstw nowoczesnych technologii. Były to m.in. "Grawitacja" czy "Mad Max: Na drodze gniewu". Z kolei w tym roku Akademia w swych nominacjach zignorowała jeden z największych ubiegłorocznych hitów, czyli "Deadpoola".