Reżyserka "Chłopów" ma żal nie tylko do "Wyborczej". Mówi, kto wyrządził najwięcej szkody
- W naszym odczuciu opublikowany przez "Duży Format" artykuł jest bardzo stronniczy. Buduje opowieść o masowym wyzysku, która najzwyczajniej nie jest prawdziwa - mówi w rozmowie z WP reżyserka "Chłopów". DK Welchman nie oskarża "Wyborczej" o odebranie szansy na Oscara, ale dostrzega "przemyślany atak", który mocno zaszkodził jej filmowi na arenie międzynarodowej.
Karolina Stankiewicz, Wirtualna Polska: Czym cię tak ujął Reymont, że postanowiłaś zabrać się za ekranizację "Chłopów"?
DK Welchman: Wydał mi się wtedy niezwykle prawdziwy i aktualny. Ujął mnie swoją malarskością języka, poruszył moją wyobraźnię. Jestem dziewczyną ze Śląska, więc nie wychowałam się na wsi i te sielskie obrazki nigdy mnie nie otaczały. Moje wyobrażenie o wsi było oparte o młodopolskie malarstwo. Kiedy pracując przy "Twoim Vincencie", słuchałam "Chłopów" w formie audiobooka, zobaczyłam te obrazy i pomyślałam, że to jest coś, co dałoby się fajnie opowiedzieć w tej technice, którą chcieliśmy dalej kontynuować.
Historia opisana w "Chłopach" mnie zachwyciła, postać Jagny absolutnie zafascynowała. Myślałam sobie, że ta opowieść o szukaniu kozła ofiarnego, o hejcie, jest mocno aktualna. Trochę zabawne jest to, jak opowiadam o tym po takim czasie, mając taką perspektywę, jaką mam obecnie. Bo teraz sama przeżywam Lipce 2.0 i myślę, że to jest niesamowita ironia losu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najbardziej wyczekiwane premiery filmowe 2024 roku
Lipce 2.0? Aż tak?
Hejt, który budował się wokół tego filmu, pojawił się jeszcze przed premierą. Ale widownia tak bardzo pokochała ten film, że gdzieś to się rozmyło. Pomyślałam, że to jest za nami, że ten film został doceniony przez widownię i krytyków - bo pierwsze pokazy były świetnie przyjęte i miały dobre recenzje. Jednak jak pokazał ostatni czas, ta fala hejtu czekała gdzieś przyczajona. Czekała na najlepszy moment, w którym można to było wykorzystać. Szczerze mówiąc, jestem pełna podziwu, jak taktycznie to zostało przemyślane. Wybrany został świetny moment i świetne medium.
Rozumiem, że mówisz o artykule dotyczącym zarobków malarzy pracujących przy "Chłopach".
Też, bo to był jeden z pierwszych ataków, ale nie tylko, bo były tez inne. Oczywiście najłatwiejszym był ostatni artykuł o rzekomej porażce "Chłopów". Bawi mnie to, bo jest to niezwykle przewidywalne. Takie "a nie mówiłem?", bo niby jednak okazało się, że film jest słaby, bo nie dostał nominacji do Oscara. To tak, jakby powiedzieć niemal dwumilionowej publiczności i setkom tysięcy wielbicieli tego filmu, że jednak się nie znają, bo amerykańska Akademia wie lepiej. I w ogóle - to jakby założyć, że nominacja do Oscara jest wyznacznikiem jakości filmu. Setki, a wręcz tysiące filmów zostały pominięte w nominacji do Oscara. W tym roku na przykład Greta Gerwig czy Margot Robbie nie otrzymały nominacji, a to nie znaczy, że jedna jest złą reżyserką a druga kiepską aktorką.
Twoim zdaniem ten artykuł wpłynął na decyzję o pominięciu "Chłopów" przy shortliście, a później nominacjach?
Nie. Szczerze wątpię, żeby miał takie zasięgi. Choć pewnie ze względu na strategiczny czas publikacji mógł mieć takie intencje. Najwięcej szkody wyrządziły artykuły i recenzje kilku przedstawicieli LA Critics (Los Angeles Film Critics Association - amerykańska organizacja zrzeszająca krytyków filmowych - dop. red.), sugerujące, że utożsamiamy się z przedstawicielami prawicowego konserwatywnego rządu i podbijające kontrowersje wokół procesu selekcji filmów do Oscara w Polsce, zamiast recenzować nasz film. To było niesprawiedliwe wobec nas i naszego filmu.
Akademicy, podobnie jak większość filmowców, są liberałami. Jeśli więc trzech krytyków w Los Angeles na tydzień przed głosowaniem opisze nasz film jako prawicowy - co jestem pewna, że zmieszałoby i zasmuciło Reymonta, który zawsze współczuł uciskanym, tak jak zasmuciło nas - to oczywiście sprawi, że Akademicy będą trzymać się z daleka od naszego filmu. Ich moment był strategiczny, powodujący maksymalne szkody. Bo przecież film nie traci na jakości po kilku tygodniach od premiery. Nie ma czegoś takiego, że w tak krótkim czasie nagle się gusta zmieniają. Film, który był jeszcze kilka tygodni przed tą całą aferą wymieniany w przewidywaniach oscarowych – w "Variety" i w "Hollywood Reporter" w pierwszej piątce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
CHŁOPI | oficjalny zwiastun:
Chyba wiele osób myślało, że będziecie na shortliście.
W konkursie do nominacji na najlepszy film zagraniczny startowało prawie sto filmów z całego świata - każdy z nich był wybrany jako najlepszy film z danego kraju - więc konkurencja była ogromna. Osobiście obejrzałam większość z nich i byłam zaskoczona, jak wiele tytułów, które były naprawdę bardzo mocne, nie znalazło się nawet na shortliście. Na przykład australijski film "Shayda", reprezentujący Chile film "The Settlers", czy wiele innych świetnych tytułów, które z różnych powodów na shortliście się nie zmieściły, co wcale nie świadczy o ich słabości czy porażce.
Hugh (Welchman, mąż reżyserki- dop. red.) otrzymał Oscara za "Piotrusia i wilka". Byliśmy nominowani za "Twojego Vincenta". Jako jedyny z polskich filmów, które ubiegały się o kandydaturę oscarową, "Chłopi" mieli dystrybutora amerykańskiego i w dodatku prestiżowego, bo Sony Pictures Classics, który ma największe doświadczenie i najwięcej Oskarów i nominacji w tej kategorii na swoim koncie. I ten dystrybutor też w nas mocno wierzył. Ale jako że sami jesteśmy w Akademii, wiemy, jak to wszystko przebiega. I jeżeli jest jakakolwiek afera czy podejrzenie o skandal wokół filmu, to oni są bardzo ostrożni.
To jest w pewnym sensie zrozumiałe, zwłaszcza w kontekście zarzutów o brak parytetów czy inkluzywności, z jakimi od lat zmaga się sama Akademia.
Oczywiście. Niestety wewnętrzne konflikty polityczne na pewno "Chłopom" zaszkodziły na arenie międzynarodowej. Nie padły jednak nigdy w stosunku do nas żadne pytania na temat reportażu w "Wyborczej", wiec wątpię, żeby to odbiło się na kampanii oscarowej jakimś szerszym echem.
Czy po tym artykule temat płac jakoś do was wrócił? Czy inni malarze przyszli do was? Upominali się o swoje?
Nie, bo taki problem nie istnieje. System wynagrodzeń był transparentny i znany wszystkim zaangażowanym malarzom. Średnie wynagrodzenie za wytworzenie jednego fizycznego obrazu (namalowania pierwszej klatki i sekwencji klatek animacyjnych) wynosiło około 5 000 złotych. Średnie wynagrodzenie malarzy pracujących w ostatnich 6 miesiącach produkcji wynosiło 7 020,93 złotych netto. Ocena tego, czy są to kwoty wysokie czy nie, to już kwestia subiektywna. Praca przy filmie była wymagająca, tworzyliśmy coś zupełnie nowego sami, modelując technologię animacyjną, i zdajemy sobie sprawę, że szczególnie ostatnie miesiące były dla malarzy wyzwaniem i dziękujemy im za ich ciężka pracę. Stanowczo jednak odżegnujemy się od oceny, że oczekiwaliśmy od artystów pracy "za miskę ryżu".
"Chłopi" wyszli w dużej mierze spod rąk tego samego zespołu co film "Twój Vincent". Wielu członków zespołu malarskiego oraz artystów cyfrowych pracowało przy obu produkcjach. Dzięki temu doświadczeniu zyskali nową, atrakcyjną specjalizację, która otwiera wiele możliwości pracy przy kolejnych projektach. Niektórzy malarze będą pracować przy następnych produkcjach naszego studia – w tym przy jednym tytule francuskim oraz dwóch nowych projektach zainicjowanych w Polsce.
Jakie jeszcze korzyści czerpali malarze pracujący przy "Chłopach"?
Przez ponad 2 lata pracy nad "Chłopami" daliśmy naszym malarzom stabilne zatrudnienie – w okresie, kiedy przez świat przetoczyła się globalna pandemia, a potem wybuchła wojna w Ukrainie. W zawodzie takim jak malarz, podobnie jak w dziesiątkach zawodów twórczych, w tym w biznesie filmowym, żyje się od zlecenia do zlecenia. Z dużą niepewnością co do terminów i czasu realizacji poszczególnych projektów. Dlatego też sama ciągłość pracy była dla wielu osób olbrzymią wartością.
Jesteśmy bardzo dumni z "Chłopów". Jesteśmy wdzięczni naszej ekipie i całemu zespołowi malarzy, którzy pracowali przy filmie. Byli oni zawsze sercem tego projektu. Z ogromną ich grupą pozostajemy w przyjacielskich stosunkach. Dziękujemy szczególnie tym z nich, którzy po publikacji "Dużego Formatu" zabrali głos w dyskusji na temat pracy na projekcie i bronili naszego dobrego imienia swoim osobistym świadectwem. Wiemy, że nasi hejterzy ich również atakowali.
Ale w branży filmowej zdarzają się sytuacje, w których wykorzystuje się pracowników. To dobrze, że takie tematy pojawiają się w debacie publicznej.
Zgadzam się. Rozmawiam czasem ze znajomymi z branży filmowej o sytuacjach, jakie ich spotykają. Nie tylko o nagminnych zaległościach w wypłatach. Dużo jest niesprawiedliwości i rzeczy, które się dzieją na planach, choć nie powinny. Ale w naszym przypadku takie rzeczy się nie działy. I dlatego ten artykuł wywołał we mnie taki smutek, rozgoryczenie i potrzebę wyjaśnienia tej sytuacji, bo czuję, że spotkała nas wielka niesprawiedliwość.
W naszym odczuciu opublikowany przez "Duży Format" artykuł jest bardzo stronniczy. Buduje opowieść o masowym wyzysku, która najzwyczajniej nie jest prawdziwa. Autorka skupia się na wykazaniu rzekomej ogromnej skali nadużyć, jakich mieliśmy się dopuszczać wobec zespołu malarzy współpracujących przy naszych dwóch produkcjach. Jednocześnie sama przyznaje, że z 45 osób, z którymi rozmawiała, ostatecznie na wywiad do publikacji zdecydowało się 11. Wiemy, że spośród pozostałych osób, z którymi się kontaktowała, wielu odmówiło komentarza po rozmowie z red. Kromer. Było dla nich jasne, że tekst ma już tezę i jednego klarownego złego bohatera. Niestety media powielają ten artykuł, bo ma niezwykle klikalny tytuł i to też sprawiło, że nakręcił się taki hejt.
Dlaczego nie zdementowaliście tego od razu? Dlaczego dopiero teraz postanowiłaś odpowiedzieć na te zarzuty?
Ponieważ dopiero teraz mamy przestrzeń i szansę na to, aby odnieść się właściwie i merytorycznie do tych ataków. Wcześniej mieliśmy inne priorytety. Ja wówczas byłam świeżo po dwóch nagłych operacjach, wynikających z drastycznego pogorszenia mojego stanu zdrowia, które podupadło szczególnie mocno na skutek przepracowania podczas kończenia filmu i moim priorytetem wówczas było zdrowie i całkowita rekonwalescencja.
Później liczyło się dołączenie do Hugh, który skupiał się wtedy na pracy nad kampanią oscarową oraz promocja filmu za granicą, w związku z premierą "Chłopów" w innych krajach. Dopiero niedawno Hugh ten artykuł wnikliwie przeczytał i wtedy zdecydowaliśmy się do niego odnieść.
Czy myślisz, że gdybyście poczekali i wypuścili "Chłopów" na przykład rok później, sytuacja byłaby inna?
Tak. Ale zarówno prywatnie jak i jako firma nie mogliśmy sobie na to pozwolić.
Waszych "Chłopów" spotkała też krytyka ze strony osób, które bardzo chciałyby, aby filmy kostiumowe były poprawne pod względem historycznym czy też etnograficznym. Tutaj krytykowano m.in. stroje i choreografię.
Robiliśmy oczywiście wszelkiego rodzaju research, ale ja nigdy nie upierałam się, że ten film jest zgodny z historycznymi realiami, czy że ja chcę coś takiego pokazać. Od tego są skanseny, muzea czy zespoły muzyki i tańca tradycyjnego, które starają się jak najdokładniej odwzorowywać tę muzykę. Akurat L.U.C. bardzo szanował te korzenie i czerpał z nich, tworząc muzykę do "Chłopów". Ale musimy pamiętać o tym, że my tworzymy pewną opowieść filmową i to temu podporządkowujemy to, w jaki sposób to jest opowiadane. Muzyka też została stworzona do filmu, czyli musiała mieć pewną dramaturgię, przenosić pewne napięcie. Tak samo kostiumy służyły do tego, by wydobyć pewne elementy z danej sceny czy żeby podkreślić temperament danej postaci.
Suknia ślubna Jagny była w dużej mierze oparta na opisie Reymonta, bo to on opisywał te koronki i pawie pióra. Czy tak faktycznie ubierano panny młode na wsiach? Nie wiem. Ale wiem, że tak to opisał. Wiadomo, że zawsze takie zarzuty będą, ale one mnie nie martwią bo była to nasza wizja i najważniejszym dla mnie jest to, że ta wizja spodobała się widowni.
Film obejrzało 1,8 mln widzów w Polce - wciąż dostajemy mnóstwo niezwykle entuzjastycznych i pełnych zachwytów wiadomości. W ubiegłym tygodniu, w związku z premierą naszego filmu w USA, w "Wall Street Journal" ukazała się wspaniała recenzja "Chłopów", w której Kyle Smith pisze między innymi, iż "Chłopi przenoszą widza w nowy, nieznany świat za pomocą bogactwa środków, na które już mało kto w kinie ma w ogóle odwagę". Wczoraj odebraliśmy na wspaniałym koncercie muzyki do "Chłopów" w Nosprze złotą płytę za muzykę, która już wpisała się do polskiej popkultury i nie tylko.
Spotykamy się dziś z okazji kandydatury "Chłopów" do Polskich Nagród Filmowych ORŁY 2024. Czy ta nagroda jest dla ciebie ważna?
Tak. Sama jestem członkinią tej Akademii. Jest dla mnie ważne to, w jaki sposób moją pracę odbierają koledzy i koleżanki z branży. Na pewno taka nagroda byłaby dla mnie wielkim wyróżnieniem i zaszczytem. Chcielibyśmy, żeby nasz film, który celebruje wielką polską literaturę i wielkie polskie malarstwo i, który został tak bardzo doceniony przez polska widownię, został również doceniony przez naszych kolegów i koleżanki z branży.
Czy w obliczu tego, co się wydarzyło, uważasz, że ten film to jest twój sukces?
Oczywiście. Sukces, szczególnie wśród młodej widowni, który przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. To, że film stał się już tak naprawdę publiczności, że pokochali te postaci, że czują potrzebę dzielić się tym entuzjazmem z nami oraz na swoich mediach społecznościowych, to ogromny sukces i wielka satysfakcja. Za to jesteśmy niezwykle wdzięczni i z tego niezwykle się cieszymy. Ta radość i wiara pozostanie w nas na zawsze i nic nie jest stanie jej zakłócić.
Rozmawiała Karolina Stankiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad serialem "Forst" z Borysem Szycem, omawiamy ostatni film Nicolasa Cage'a, a także pochylamy się nad "The Curse" czyli najbardziej niezręczną produkcją ostatnich lat. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.