Schematy apokalipsy
Co jakiś czas, w cieniu wielkich hollywoodzkich produkcji fantastycznonaukowych, pojawiają się małe, niedoceniane obrazy. Kręcone za stosunkowo niewielkie pieniądze, niemal nie reklamowane, przemykają poniżej zasięgu radaru polskiego widza.
20.01.2014 12:08
Moją ulubioną perełką tego gatunku jest niemal zapomniane "Pandorum" wyreżyserowane przez Christiana Alvarta. Mroczna opowieść o wybudzonych z hibernacji pilotach statku kosmicznego, którzy muszą dowiedzieć się, dlaczego ich podróż poszła nie tak, rozpoczyna się niczym horror w stylu "Obcego", by z biegiem czasu przemienić się w slasher, a w finale w thriller psychologiczny z interesującym zwrotem akcji. Scenariusz "Pandorum" być może nie zawsze trzyma się kupy, ale zagadka statku jest na tyle intrygująca, a występy głównych aktorów (Dennis Quaid i Ben Foster)
tak dobre, że trudno oprzeć się niskobudżetowemu urokowi tej produkcji. Sięgając po "Kolonię" amerykańskiego reżysera Jeffa Renfroe'a miałem nadzieję na podobne odkrycie. Gotów byłem temu filmowi wybaczyć wiele, byleby tylko czymś mnie zaintrygował. Niestety, prawdziwe perełki zdarzają się rzadko.
Akcja "Kolonii" rozgrywa się w nie tak odległej przyszłości. Na skutek manipulacji pogodą świat pogrążył się w wiecznej zimie. Zdziesiątkowani ludzie ukryli się w koloniach - małych społecznościach, egzystujących w zakopanych pod śniegiem budynkach. Ich życia to ciągła walka o przetrwanie, a największymi wrogami, poza mrozem, są choroby i głód. Kiedy w rządzonej przez Briggsa (Laurence Fishburne) Kolonii 7 odebrany zostaje sygnał S.O.S. od Kolonii 5, wyrusza wyprawa ratunkowa. Uczestniczący w niej Sam (Kevin Zegers)
będzie musiał się zmierzyć nie tylko z tym, co wystraszyło przyjaciół-kolonistów, ale i z psychotycznym Masonem (Bill Paxton), któremu coraz mniej podobają się rządy Briggsa.
Pomysł wyjściowy nie jest może szczególnie oryginalny, ale nie jest też na tyle zgrany, by od razu odpychał. Tym bardziej, że specom od efektów specjalnych, dysponującym zaledwie 16 milionami dolarów, udało się przekonująco oddać świat pogrążony w wiecznej zimie. Zakopane pod śniegiem miasta; rozpadające się z zimna mosty; uliczne latarnie wystające na kilka centymetrów ponad zmarzlinę wyglądają wystarczająco przekonująco, by widz nie czuł się oszukiwany i zapomniał o niskim budżecie produkcji. To jednak za mało by przykryć marność scenariusza.
Przez 93 minuty seansu nie dzieje się w "Kolonii" absolutnie nic zaskakującego. Widz, który obejrzał wcześniej choć kilka produkcji postapokaliptycznych, od razu rozpozna znajome motywy. Są tu i jałowe spory pomiędzy humanistami a twardzielami, którzy chcą przede wszystkim przetrwać, i banały na temat głodu doprowadzającego do szaleństwa, i zbuntowani, silni mężczyźni, przejmujący władzę w najmniej odpowiednim momencie. Nic z tego jednak nie wynika. Renfroe podsuwa kolejne klisze, wierząc naiwnie, że tym razem pokaże coś oryginalnego, a jednocześnie chowając się w bezpiecznych schematach. Widz porzuca więc nadzieję już w połowie filmu, w momencie, gdy dowiaduje się jaki los spotkał Kolonię 5. Nie będę tu zdradzał tajemnicy, napiszę tylko, iż właściwym rozwiązaniem jest to najbardziej oczywiste. Być może znajdą się tacy, którzy pochwalą Renfroe'a za konserwatyzm, trudno jednak nie zadać pytania, po co w zasadzie stanął za kamerą, skoro nie miał nic ciekawego do powiedzenia. Przemykając poniżej linii wzroku
większości krytyków, dysponując małym budżetem i dobrą obsadą, Amerykanin mógł sobie pozwolić na choć odrobinę szaleństwa, czegoś, co odróżniłoby jego obraz od mnóstwa innych. Zamiast tego utopił go w kliszach.
"Kolonii" nie ratują nawet nieźli aktorzy. Przekonująco wypadają zarówno Laurence Fishburne jak i Bill Paxton, odgrywający twardych mężczyzn, gotowych zrobić wiele by ocalić Kolonię. Paxtonowi udaje się uratować postać nawet w momentach, gdy gra wbrew idiotyzmom scenariusza, zmuszającym jego postać do absurdalnych, autorytarnych zachowań. Obaj wcielają się jednak w postacie drugoplanowe, na pierwszy plan wypychając młodego, bezbarwnego Kevina Zegersa - zbyt ładnego i za mało utalentowanego by uwierzyć w dramat i przemianę jego bohatera.
Jedyne o czym warto zapamiętać po wymęczonym seansie to drobne smaczki. Urokliwa, acz niezbyt zdolna Charlotte Sullivan w roli Kai. Otwarte zakończenie - rzadkość w takich filmach. Nieźle rozegrany epizod w Kolonii 5, nim rozwiązana zostanie zagadka. Klimatyczne plany totalne fotografowane w kanadyjskiej bazie wojskowej CFB North Bay służącej niegdyś jako ośrodek NORAD. Wszystko inne wylatuje z głowy tuż po napisach końcowych.
Wydanie DVD: Na płycie nie ma żadnych dodatków poza kilkoma zwiastunami.