''Seksmisja'': Wiesław Michnikowski skończył 93 lata
03.06.2014 | aktual.: 22.03.2017 11:18
Od czasu do czasu zagości też w studiu dubbingowym. Zapewnia, że chętnie zagrałby w jakimś filmie, tylko interesujących scenariuszy brak.
Nie wypada mu już życzyć 100 lat, tylko znacznie, znacznie więcej. 3 czerwca jeden z najbardziej cenionych i lubianych polskich aktorów skończył bowiem 93 lata!
Niegdyś jego nazwisko było na ustach wszystkich – widzowie uwielbiali go za występy w Kabarecie Starszych Panów i "Dudku", a wyśpiewywane przez niego „Addio pomidory” nucił pod nosem niemal każdy.
Prawdziwą furorę zrobił jako Jej Ekscelencja w kultowej „Seksmisji”, a gdy akurat miał wolne od grania, użyczał głosu Papie Smerfowi.
Twierdził, że „wesołe jest życie staruszka”. A jak wiodło się samemu Wiesławowi Michnikowskiemu? Wcale nie najgorzej.
''Los przesądził inaczej''
Gdyby szczęście się do niego nie uśmiechnęło i nie dostał szansy na sceniczną karierę, pewnie pracowałby w branży motoryzacyjnej. Samochody to bowiem jego pasja już od dzieciństwa.
- W czasie okupacji pracowałem w warsztatach samochodowych. Byłem pomocnikiem montera – opowiadał w Fakcie.
- Pracowałem i jednocześnie kończyłem technikum samochodowe, bo licea były przez okupanta zamknięte. Tak, tak, taki właśnie stary już jestem. Otrzymałem dyplom technika samochodowego. Jednak los przesądził inaczej i zostałem aktorem.
''Nie rozumiem żartu teraźniejszego pokolenia''
Ogromną popularność zdobył dzięki Kabaretowi Starszych Panów – wciąż z sentymentem wspomina chwile spędzone w towarzystwie kolegów.
I z rozczarowaniem dodaje, że dziś takich kabaretów już nie ma.
- Wasowski i Przybora to był zaczarowany duet – zapewniał w wywiadzie dla Faktu. - Bardzo dobra muzyka i teksty, które coś ze sobą niosły. Wyszukany dowcip na najwyższym poziomie. Kto dziś tak potrafi? Równie dobre teksty mieliśmy w Dudku. Bardzo brakuje mi tego kabaretu. Nie rozumiem, dlaczego teraz ze sceny kabaretowej pada tyle niecenzuralnych słów. Podobno im więcej przekleństw, tym lepiej bawi się publiczność. Przecież to nienormalne! Nie podoba mi się to, ale może jestem już po prostu stary i nie rozumiem żartu teraźniejszego pokolenia - utyskiwał nestor polskiej sceny.
''Zawsze mówił, że widziałby mnie w roli uroczej starszej damy''
Na ekranie nie pojawiał się zbyt często, znacznie bardziej cenił sobie występowanie na teatralnej scenie i kontakt z widzami.
- Zawsze czułem się człowiekiem teatru* – twierdził w rozmowie z tabloidem. *- Propozycje może i były, ale role, które mi proponowano, naprawdę nie wniosłyby niczego nowego do mojego aktorstwa.
Michnikowski, choć nader wybredny, w 1983 roku przyjął dość specyficzną rolę w „Seksmisji” Juliusza Machulskiego.
- Tak, to był dobry wybór. A wszystko przez Erwina Axera (słynny reżyser teatralny – przyp. red.). To on zawsze mówił, że widziałby mnie w roli jakiejś uroczej starszej damy. Jakoś w teatrze nie było okazji, więc gdy Julek Machulski zaproponował mi rolę Wielkiej Ekscelencji, postanowiłem ją przyjąć i pozwoliłem sobie zadedykować ją Erwinowi – dodawał Michnikowski.
''Knuje, za co by się do mnie przyczepić z rana''
Swoją żonę Marię, historyka sztuki, poznał właśnie w teatrze.
Przez lata powtarzał, że „powinna zostać beatyfikowana” za to, że tyle z nim wytrzymywała. I żartował, że to jedyna osoba, która za nim nie przepada.
- Jest taka jedna osoba, która chyba mnie nie lubi – śmiał się w Gazecie wyborczej. - Żona... Ona nie śpi po nocach, tylko knuje, za co by się do mnie przyczepić z rana...
''Jestem przeterminowany''
Przyznaje, że męczy go nieco ta cała popularność i szum medialny związany z jego osobą. Twierdzi, że chciał być aktorem, ale nie zamierzał być sławny.
- Nigdy nie cieszyło mnie rozdawanie autografów i chodzenie na bankiety. To strasznie męczące – wyznawał w Rzeczpospolitej. I dodawał, że znacznie chętniej wystąpiłby w jakimś filmie, ale, niestety, branża już o nim zapomniała.
- Ostatnio nie dostaję żadnych propozycji. Jestem już tak przeterminowany, że nikomu nie wpadnie do głowy powierzyć mi rolę.
Czarny humor go nie opuszcza
I chociaż wciąż jest w doskonałej formie, grywa coraz mniej. W 2007 roku, po dłuższej przerwie, pojawił się przelotnie w serialu „Na dobre i na złe”.
Od czasu do czasu zagości też w studiu dubbingowym. Zapewnia, że chętnie zagrałby w jakimś filmie, tylko interesujących scenariuszy brak.
- Gdybym dostał jakąś propozycję, dla której warto byłoby przerwać spokój, to na pewno – mówił w Gazecie wyborczej.
**- Ale im jestem starszy, tym lepsza musiałaby to być rola. Bo trudniej będzie mnie namówić. Zresztą ja to już dzisiaj mogę tylko zaśpiewać: „Do zakopania jeden krok...”. (sm/gk)