Twórca "Smoleńska" o fatalnej pozycji w rankingu. "Przykro"
Jeden z twórców "Smoleńska" mówi WP o złej pozycji (1,2 gwiazdki na 10) produkcji w rankingu serwisu IMDb: - Przykro, bo dla wielu widzów to jednak ważny tytuł. Oni dali na jego produkcję swoje pieniądze.
Film "Smoleńsk", opowiadający o rzekomym zamachu z 10 kwietnia 2010 r. na samolot lecący z polską delegacją do Katynia, zajmuje od niedzieli pierwsze miejsce w rankingu najgorszych filmów świata serwisu International Movie Data Base (IMDb). Użytkownicy tego największego portalu filmowego na świecie oceniają produkcje i na podstawie ich not powstaje oficjalna lista 250 najlepszych i 250 najgorszych filmów.
"Smoleńsk" w reż. Antoniego Krauzego ma tam teraz ocenę 1,2 gwiazdki na 10 możliwych. Polski film "wyprzedził" takie produkcje jak np. "Ludzka stonoga III". I ma pierwsze miejsce na liście "Bottom 250".
Akcję wywindowania "Smoleńska" na pierwsze miejsce tego niechlubnego rankingu rozpoczął w ostatni weekend Tygodnik NIE Jerzego Urbana, zachęcając do głosowania i zaniżania ocen "Smoleńska". Przyniosła efekty.
Krytyk filmowy Tomasz Raczek ocenia dla WP: -  To jest pomysł w stylu Urbana i jak zwykle w jego przypadku jest to pomysł inteligentny. A jeśli idzie o sam film, to oceniam go bardzo nisko. Jest bardzo nieudany, robiony na zamówienie, z politycznych pobudek, a to nigdy sztuce nie służy.
Michał Walkiewicz, redaktor naczelny portalu Filmweb, mówi, że sprawa ma dwa aspekty:
- Po pierwsze "Smoleńsk" z całą pewnością nie jest filmem najgorszym na świecie, mimo całej mizerii realizacyjnej i aktorskiej. Nie mogę myśleć o roli Lecha Łotockiego inaczej niż w kategorii czułego portretu Lecha Kaczyńskiego. Ale z drugiej strony "Smoleńsk" to kliniczny przypadek propagandy. Z tej perspektywy pospolite ruszenie przeciw filmowi na IMDb jest dla mnie po prostu zabawnym i oczyszczającym flashmobem. A manipulowanie rankingami nie jest niczym nowym i ma swoje umocowanie w wyjątkowo silnej kulturze fanowskiej, która dzieli i rządzi w sieci.
Rafał Pawłowski, krytyk filmowy i współpracownik miesięcznika "Kino", mówi WP, że internetowe rankingi traktować należy z przymrużeniem oka.
- Nie zmienia to jednak faktu, że "Smoleńsk" jest filmem pod każdym względem koszmarnie napisanym, zrealizowanym i zagranym – mówi Pawłowski. - I takie właśnie, druzgocące dla twórców, były oceny polskiej krytyki po premierze.
Pawłowski przypomina, że w 2017 roku kapituła nagrody Węży uhonorowała "Smoleńsk" w siedmiu kategoriach, w tym tytułem Najgorszego Filmu Roku.
Skąd jednak aż tak duża niechęć widzów do tego tytułu?
Pawłowski: - Akcję wyforsowania "Smoleńska" na pierwsze miejsce rankingu IMDb traktowałbym jako odreagowanie na nieznośny smoleński patos oraz powielane teorie spiskowe. To rządzący, za sprawą swoich działań, wpisali tragedię smoleńską w przestrzeń popkultury. Teraz zbierają tego żniwo.
Co na to twórcy filmu?
WP dotarła do Bartosza Paducha, drugiego reżysera filmu "Smoleńsk".
Jak odebrał akcję polskich internautów?
- Trochę mnie to śmieszy, a trochę mi przykro – powiedział WP Paduch. - Rozumiem, że ludzie chcą w ten sposób odreagować religię smoleńską. Ludzie nie mają innego ujścia swoich emocji, bo pomnik na pl. Piłsudskiego jest otoczony kordonem policji, a też nie wypada kulturalnym osobom go niszczyć czy pluć na niego. No to przynajmniej można sobie poklikać na IMDb. Jak rozumiem, jest to ujście dla niedobrych emocji. Niech się wyżywają w internecie, a nie na ulicy.
Paduch, absolwent reżyserii w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach, broni jednak filmu:
- Ten film był bardzo ważny dla sporej grupy ludzi. Poszli na niego do kina, bo postaci Lecha Kaczyńskiego i innych ofiar były im bliskie. Przypomnę, że rozpoczęliśmy ten film jeszcze za rządów PO. Nie mieliśmy jakiejś wielkiej dotacji, robiliśmy go z pieniędzy ze zbiórki publicznej. Ta produkcja powstawała w undergroundzie i nie był to film reżimowy, co potem nam zarzucano.
Paduch przyznaje, że nigdy nie przepadał za PO.
- Ale za PiS też nie przepadam. Uważam, że każda władza się wyczerpuje i zużywa.
Dlaczego reżyser zdecydował się wziąć udział w tej produkcji?
Paduch: - Środowisko filmowe jest raczej liberalno-lewicowe, a ja wierzę w niezależność i możliwość powiedzenia tego, co chcę. Nikt mi nie będzie mówił, co można a czego nie można nakręcić. Działam na własny rachunek.
- Chciałem więc pomóc przy filmie, który nie miał prawa powstać w tamtych warunkach politycznych, z przekory, czyli na pohybel ówcześnie rządzącej partii – przyznaje Paduch. - Z drugiej strony to był mój świadomy wybór i to było ciekawe doświadczenie, dla mnie jako II reżysera. Otrzaskałem się z planem, prowadziłem zdjęcia. Część ekipy bała się, że już nigdy nie dostaną pracy w branży, bo pracowali lub zagrali w tym filmie. Próbowali się więc kamuflować, była na nich ogromna presja środowiskowa.
- Na IMDb "Smoleńsk" ma teraz 1,2 gwiazdki i jest najgorszym filmem świata – mówię. – Zgadzasz się z tą oceną?
Bartosz Paduch: - Przyznaję, że film nam nie wyszedł i jest nieudany. Ale chyba też nie najgorszy na świecie. Widziałem gorsze. Rating 1,2 na 10 gwiazdek nie jest prawdziwy, bo wywołany akcją internetową. Ale z drugiej strony każdy może sobie kliknąć, co chce i ocenić film, jak chce.
- Reżyser opowiedział o zamachu, bo głęboko w niego wierzył – dodaje Paduch. - Ja osobiście po prostu nie wiem, co tam się stało. Było wiele teorii, w tym spiskowych. Uważam, że to mogła być katastrofa czy błąd pilota, ale wiemy też, że rosyjskie służby są zdolne do zestrzeliwania samolotów, czy otrucia i porywania ludzi. Z drugiej strony, to tylko film, prawda? A w filmach wszystko jest możliwe.
Po "Smoleńsku" Paduch zrealizował m.in. dokument "Skandal. Ewenement Molesty" o początkach polskiego hip-hopu. Obecnie pracuje nad swoim pełnometrażowym debiutem fabularnym "Koniec Polski".
"Smoleńsk" miał premierę w 2016 r. Kosztował około 10 mln zł. Aby zebrać kwotę potrzebną do realizacji produkcji, zorganizowano zbiórkę publiczną.