Strach zaprowadzi cię w dziwne miejsca, czyli włoskie kino giallo

Jeden z najbardziej spektakularnych gatunków filmowych wszech czasów, który wpłynął na twórczość wielu współczesnych reżyserów i utorował drogę do sławy amerykańskim slasherom, był włoskim wynalazkiem i do historii kina przeszedł jako giallo all'italiana lub po prostu giallo. Pomimo tego, że nurt umarł śmiercią naturalną na początku lat 80., od kilku lat odnotowuje się duży wzrost zainteresowania specyficzną „szkołą” włoskiej makabry. Nie bez powodu, gdyż giallo ma takie samo znaczenie dla genre cinema, co renesans dla sztuki europejskiej.
Strach zaprowadzi cię w dziwne miejsca, czyli włoskie kino giallo
Źródło zdjęć: © Sigma Cinematografica Roma

04.04.2012 21:38

Narodziny giallo

Nazwa giallo pochodzi od żółtych okładek, w których sprzedawano seryjne włoskie powieści typu pulp ficition począwszy od 1929, kiedy wydawnictwo Mondadori (obecnie należące do imperium medialnego Silvio Berlusconiego) wydało je po raz pierwszy. Gialli były w znacznej mierze kryminałami, thrillerami i opowieściami z dreszczykiem, tanio karmiącymi wyobraźnię czytelników, i które z początkiem lat 60. znalazły drogę na srebrny ekran. Jednak to nie Fellini, Visconti czy Antonioni mieli zabrać się za ekranizowanie popularnej literatury – pierwszym z odważnych został początkujący reżyser Mario Bava.

Zaledwie kilka lat wcześniej nakręcił on swój pierwszy film długometrażowy „La maschera del demonio” (1960), który jako „Black Sunday” znalazł swoją drogę do kin drive-in w USA dzięki dystrybucyjnemu potencjałowi legendarnych operatorów kina klasy B – firmie American International Pictures. Obraz okazał się wielkim hitem na tamtejszym rynku, głównie za sprawą scen fizycznej przemocy, których tak mocne akcentowanie wciąż było w tym czasie marzeniem amerykańskich twórców. Wynikało to z prostego faktu - kino europejskie było bardziej liberalne w posługiwaniu się nowymi środkami wyrazu, a co za tym idzie - znacznie bardziej dosadne.

Mario Bava swoje ostrogi szlifował pracując na planie produkcji spod znaku „miecza i sandałów”, jednak najbardziej pociągały go wątki fantasy i gotyckie horrory – literatura eksploatująca strach. Jak powiedział w jednym z wywiadów: Najbardziej interesują mnie filmy, skupiające się na jednej osobie. Gdybym mógł, opowiadałbym tylko takie historie. Co mnie interesuje, to strach doświadczany przez osobę osamotnioną w swoim pokoju. To właśnie tam człowiek zaczyna się miotać i zdajemy sobie sprawę, że jedynymi prawdziwymi potworami są te wewnątrz nas. Obrazem, który we wczesnym okresie mocno wpłynął na wyobraźnię twórcy, była klasyczna „Psychoza” (1960) Alfreda Hitchcocka – esencja strachu bez twarzy.

Zwracając się w nowym kierunku Bava realizuje w 1963 swój pierwszy, czarno-biały film giallo, „La ragazza che sapeva troppo” (aluzja do filmu Hitchcocka „Człowiek, który wiedział za dużo”). Skupia się on na losach Nory Davis, maniakalnie zaczytującej się w gialli. Młoda Amerykanka udaje się do Rzymu, aby odwiedzić swoją chorą ciotkę, która umiera krótko po jej przylocie. Próbując dostać się do szpitala zostaje uderzona w głowę i obrabowana, a gdy budzi się jest świadkiem tajemniczego morderstwa. Bohaterka staje się detektywem-amatorem, a w końcu następną ofiarą alfabetycznego mordercy.

Mimo że było to niezaprzeczalnie pierwsze giallo w historii, dopiero następne dzieło Bavy, „Sei donne per l'assassino” (1964) stało się brawurowym pokazem możliwości stylu i wyznaczyło kierunek dla wielu następnych produkcji. Jedną z najbardziej oczywistych inspiracji jest nakręcona dziesięć lat później przez Dario Argento „Suspiria” (1974), która nosi w zasadzie wszystkie ślady oryginału. W swoim znakomitym dziele Bava otwiera widzowi wrota włoskiego salonu mody, który staje się scenerią zbrodni popełnianych na jego modelkach. Gdy zostaje znaleziony kompromitujący dla pracowników pamiętnik pierwszej ofiary, zabójca próbuje go przechwycić zabijając wszystkich, którzy mieli z nim kontakt.

Nasycona erotyzmem, pełna napięcia akcja, z towarzyszącą jej przepiękną, barwną scenografią, prowadzi do tragicznego finału, w którym wszystkie karty zostają wyłożone na stół, a zabójca schwytany we własną sieć. W „Sei donne...” Bava daje się poznać jako prawdziwy mistrz intrygi i budowania atmosfery – smaku dodaje zaś jego osobiste zamiłowanie do malarstwa i fascynacja niemal artystycznie sfilmowaną przemocą. Pomimo tego, że niektóre z późniejszych klasyków giallo będą akcentowały skomplikowaną intrygę i konstruowały akcję w oparciu o ciekawość widza, większość z nich pójdzie w stronę „wizualnej drapieżności” odwołując się przy tym do wątków pogańskich, satanistycznych czy sado-masochistycznych, które budują specyficzną, gęstą siatkę wrażeń, silnie intrygującą odbiorcę.

Giallo, czyli seks, zbrodnia i okultyzm

Jak mówi w jednym z wywiadów Dario Argento: Moje filmy nie są jedynie horrorami, jest w nich także pełno miłości, pasji i ironii. Szczególnie tego ostatniego elementu bardzo brakuje w horrorach. Trzeba podkreślić, że giallo bardzo często akcentuje właśnie te elementy, dla których makabryczne sceny zabójstw stają się jedynie tłem. Jeśli spojrzeć na największe dzieła gatunku, tacy twórcy jak Lucio Fulci, Dario Argento, Sergio Martino czy Umberto Lenzi skupiają się w nich na mrocznych pokładach podświadomości i ich wpływie na wybory życiowe swoich bohaterów, przypadkowo wplątanych w sieć tajemniczych wydarzeń. Ich postacie nagle zostają skonfrontowane z ciemną stroną i
wychodzą cało dzięki szczęściu lub tragicznie giną.

Twórcy giallo często wplatają w akcję akcenty humorystyczne, które niekiedy graniczą z parodią – mistrzem tego typu zabiegów był Lucio Fulci. Główną warstwę stylistyczną stanowi jednak perwersyjna makabra, połączona z emocjonalną psychozą, nie zawsze będąca wynikiem obecności zabójcy. Można z dużą precyzją powiedzieć, że giallo robi przede wszystkim użytek z wątków quasi inicjacyjnych, które oscylują wokół sił paranormalnych, seksu i zbrodni. Specyficzny dla każdego twórcy krąg zainteresowań bądź popycha go w stronę okultystycznego horroru czy psychologicznego thrillera, bądź erotycznego kryminału (bardzo często eksploatującego rozpad małżeństwa lub romansu), które mogą być uznawane za trzy główne „gałęzie giallo”.

Jeden z największych skarbów gatunku spełnia się idealnie w tej ostatniej formie. Jest nim niezwykle rzadki obraz „One on the Top of the Other” (1969). Inspirowany „Zawrotem głowy” (1958) Hitchcocka, wyreżyserowany przez maestro Fulciego, w Stanach Zjednoczonych uchodzi za jeden z tych obrazów o powikłanej historii, które na ekrany kin trafiły w trzech wersjach – francuskiej, włoskiej i amerykańskiej (każda pocięta inaczej). Mimo że różnice pomiędzy nimi są kilkuminutowe, akcentują one różne wątki intrygi i uwypuklają lub pomijają sceny erotyczne. Scenariusz filmu to jeden z najbardziej zakręconych w historii kina. Osią intrygi jest małżeństwo pewnego przystojnego doktora i bogatej kobiety z San Francisco, które przeżywa głęboki kryzys. Prowadzi to do planów pozbycia się jednej strony przez drugą w
niewzbudzający podejrzeń sposób.

Gdy żona umiera na skutek ataku astmy, któremu pomaga sam mąż podmieniając fiolkę leku, jej polisa ubezpieczeniowa czyni go natychmiast bogatym. On, nie chcąc dawać nikomu powodu do oskarżeń, udaje, że nie miał o niczym pojęcia, jednocześnie rzucając się w objęcia nocnego życia. Za namową swojej przyjaciółki, fotografki, odwiedza klub ze striptizem, gdzie wpada w oko tajemniczej blondynce. Wkrótce rozpoczyna z nią gorący romans, prowadzący go w sidła zmarłej żony... która tak naprawdę wciąż ma się dobrze i sama pragnie pozbyć się męża, aby związać się z jego bratem.

Zmysłowy obraz *Lucio Fulciego* pełen jest charakterystycznych dla nowej fali ujęć kamery, namiętnego seksu (w wersji włoskiej i francuskiej) oraz wzbogacony zapierającą dech w piersiach jazzową ścieżką dźwiękową Riza Ortolaniego (m.in. „Mondo Cane”, „Cannibal Holocaust” czy „Drive”). Wprawdzie to wciąż film klasy B, jednak ogląda się go niczym ówczesne dzieła Godarda lub Antonioniego i jedynie surowo zaserwowana końcówka kładzie na nim „żółty” cień. Pomimo meandrów scenariusza, w których z łatwością można się zgubić, ciężko
nie dać się pochłonąć pełnym pasji wizualnym impresjom reżysera.

Do tej samej kategorii, co dzieło *Lucio Fulciego, można zaliczyć takie filmy, jak *„La morte ha fatto un uovo” (1968), „Femina Ridens” (1969), „Il tuo vizio è una stanza chiusa e solo io ne ho la chiave „(1972) czy „Il dolce corpo di Deborah” (1970). Wszystkie reprezentują skrzyżowanie erotycznego dramatu z kryminałem opartym na konstrukcji „kto jest zabójcą?”. Jeśli na Fulciego można patrzeć jako satanistyczno-erotycznego przedstawiciela giallo, inny klasyk stylu, *Dario Argento, byłby reprezentantem orientacji pogańsko-okultystycznej, która swój głęboki wyraz znajduje w takich filmach jak *„Suspiria” (1976) czy „Profondo Rosso” (1974). O
ile zazwyczaj to „Suspirię” najczęściej chwali się za wysokich lotów filmowy impresjonizm, ciężko pozbyć się wrażenia, że intryga jest tu mocno naciągana, obraz mało przerażający, a styl kręcenia stanowi niemal kopię wyżej wymienionego dzieła Bavy. Interesujące są w nim za to pogańskie odniesienia do włoskich wierzeń w czarownice oraz wysmakowana barokowa scenografia.

„Profondo Rosso” jest zupełnie innym obrazem, który w dużej mierze również czerpie z wątków okultystycznych i psychoanalitycznych, kładąc jednocześnie nacisk na specyficzny ładunek emocjonalny i prosty, choć bardzo dobrze wyreżyserowany scenariusz, pozbawiony późniejszego przerostu formy nad treścią. Z tego powodu, to właśnie „Profondo Rosso” uznałbym za ważniejszy dla historii giallo, choć wciąż znacznie mniej przerażający i krwawy niż większość obrazów *Fulciego*.

Film zaczyna się od konferencji psychoanalitycznej w Turynie wprowadzającej do fabuły jasnowidzącą Liwinkę, demonstrującą zdolność czytania w ludzkich myślach. Skanując salę niechcący napotyka ona w tłumie zebranych perwersyjny mózg mordercy, aby następnie sama stać się jego kolejną ofiarą. Przypadkowym świadkiem zabójstwa staje się nauczyciel muzyki, Marc Daly, który wkrótce wiedziony instynktem, sam rozpoczyna prywatne śledztwo, doprowadzające go na ślad wcześniejszych zbrodni i w końcu odkrywające tajemniczą osobowość psychopaty. Niesamowity film Argento wspomagany jest przez psychodeliczne fusion kultowego włoskiego zespołu Goblin oraz doskonałą grę Davida Hemmingsa (m.in. „Powiększenie”) w roli nauczyciela stanowiąc idealny przykład giallo jako horroru okultystycznego.

Innymi filmami, które świetnie wpasowują się w ten schemat są m.in. „Baba Yaga” (1974), „AntiChrist” (1976), „Non si sevizia il paperino" (1972) czy „Il gatto nero” (1981). Wszystkie z nich to wzorcowe przykłady użycia wątków paranormalnych czy pogańskich, znajdujących drogę w efektownym wyładowaniu formy. Obok tych najmroczniejszych przedstawicieli gatunku postawić można giallo skupiające się na zabójcy powodowanym szaleństwem lub chęcią ukrycia niewygodnych faktów. Są to w większości thrillery, które im bliżej lat 60., tym częściej eksploatują zdobycze i styl kultury psychodelicznej eksponując charakterystyczną modę czy design wnętrz.

Wśród nich znajdziemy takie, lepiej lub gorzej nakręcone, filmy jak m.in. „Una lucertola con la pelle di donna” (1971), „L'uccello dalle piume di Cristillo” (1971), „Il coltello di ghiaccio” (1970), „La tarantola dal ventre nero” (1971), „La casa dalle finestre che ridono” (1976) czy też filmy Mario Bavy, wśród których za najważniejszy można uznać legendarny proto-slasher, „Reazione a catena” znany również jako „Bay Of Blood” (1972). Z tym ostatnim związana jest ciekawa legenda z Federico Fellinim w roli głównej, który miał w 1972 otrzymać scenariusz od przyjaciela kreślący obraz kilkunastu zabójstw, ale zupełnie pozbawiony łączącej je nitki... Ta miała zostać zapewniona właśnie przez jego udział w filmie.

Drogi giallo

Oprócz wspomnianych „gałęzi giallo”, istnieje jeszcze cała masa filmów, których nie da się tak łatwo zaklasyfikować. Trzeba zdać sobie sprawę, że w okresie 1963-1982 nakręcono około trzystu gialli. Niektóre z nich ukazały się jedynie w formie bootlegów lub są absolutnie niedostępne, gdyż pierwszy dystrybutor zniszczył szpulę z filmem, gdy ten na siebie nie zarobił. Ponadto, często zdarza się, że nawet jeśli zaginiona perła w końcu gdzieś wypływa, zostaje wydana na DVD tylko w jednym kraju np. w Japonii i do tego w bardzo małym nakładzie, co momentalnie podnosi cenę jej wydania. W Polsce sytuacja jest jeszcze gorsza, ponieważ filmy giallo w ogóle nie istnieją na naszym runku wydawniczym. Fani gatunku muszą sprowadzać te filmy zza granicy.

Ewenementem gialli jest fakt, iż w większości nie posiadają one oryginalnej wersji językowej. W przypadku często realizowanych produkcji międzynarodowych, aktorzy wypowiadali kwestie we własnym języku, zaś cały film był później dubbingowany na potrzeby rynków lokalnych. Elastyczność gatunku prowadzi do kolejnego punktu – wielości wersji tego samego tytułu, dochodzącej nawet do pięciu tylko na samym rynku amerykańskim. Wiąże się to z zabiegami marketingowymi kolejnych dystrybutorów. W wypadku jednoczesnego promowania obrazu w Europie i USA dochodził jeszcze problem zróżnicowanego liberalizmu cenzorów, co w efekcie przekładało się na różniące się od siebie ostateczne wersje filmu. Warto przy tym wspomnieć, że jeśli ktoś chce dorabiać giallo znaczenie intelektualne, to strzeli kulą w płot. Wartość gatunku leży raczej w głębokim poczuciu estetyki, efektywnej zabawie „mroczną stroną” i charakterystycznym, włoskim poczuciu humoru niż społecznym czy psychologicznym kontekście.

Pomimo swej niszowości, giallo ma kluczowe znaczenie dla wyodrębnienia się podgatunku współczesnego horroru – slashera (m.in. „Piątek 13-ego”, „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, „Halloween”) oraz zainspirowania popularnych w latach 90. thrillerów z psychopatą w tle, m.in. „Milczenie owiec” czy „Siedem”. Wpływ włoskiej szkoły makabry sięga jednak znacznie dalej, inspirując takich popularnych twórców jak Tim Burton, którego osobistym mistrzem jest Dario Argento, co można dostrzec choćby w „Edwardzie Nożycorękim” czy „Miasteczku Halloween”. Są to filmy poruszające podobne do klasycznego giallo wątki i w zbliżony sposób straszące widza. Innym mainstreamowym artystą jest Takashi Miike, na którego filmy można patrzeć jako szczególny rodzaj fuzji twórczości Akiry Kurosawy i horroru Lucio Fulciego. Kolejnym twórcą inspirującym się „żółtymi filmami” jest sam Quentin Tarantino, który otwarcie przyznaje się do swojej słabości do giallo. Jest to wyraźnie widoczne w takich obrazach jak „Wściekłe psy” czy nawet „Kill Bill”. Ponadto, filmem, który obsesyjnie był analizowany w ostatnim czasie, jako późne dziecko giallo, jest oscarowy „Czarny łabędź” z Natalie Portman w roli głównej.

Giallo swój szczyt popularności osiąga w połowie lat 70., a potem zostaje powoli wyparte przez nowe formy genre ciemna. Ostatnie spektakularne fajerwerki Włochów to początek lat 80., kiedy swoje premiery mają późne obrazy Fulciego i Argento. Później mamy do czynienia jedynie ze sporadycznymi przypadkami realizacji stylu, które są jednak coraz bardziej wtórne. Wielu z twórców giallo odnajdzie się doskonale w nowych realiach - Lucio Fulci stanie się królem gore i niekwestionowanym mistrzem kinowej psychozy („Miasto żywych trupów”), Argento podąży drogą artystycznego horroru sięgając do klasyków („Upiór w operze”), a Bava zacznie reżyserować podziemne filmy gangsterskie („Rabid Dogs”). Najbardziej skrajny kierunek obierze jednak kariera Umberto Lenziego, który stał się jednym z najbardziej znanych przedstawicieli włoskiego kina kanibalistycznego, zapoczątkowanego przez Ruggero Deodato („Cannibal Holocaust”). Reżyser zasłynął niesławnymi „Eaten Alive” (1980) oraz „Cannibal Ferox” (1981), które zelektryzowały cenzorów na całym świecie.

Konrad Szlendak, autor filmowego bloga daemonbox, który znajdziecie pod tym adresem.

horrorydario argentolucio fulci
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)