Sztuka dla sztuki
„Cesarzowa”, najnowszy film Zhanga Yimou, wskazuje na to, że ten niezwykle znany i wpływowy chiński reżyser zaczyna w swoich filmach iść bardziej w stronę formy niż treści.
20.03.2007 10:51
Genialna scenografia, piękne kostiumy, imponujące sceny walk, barwy, kształty i przedmioty dopracowane w najmniejszym szczególe, rzeczywiście robią na widzach ogromne wrażenie. Robią wrażenie przez… pierwsze dwadzieścia minut filmu. Potem zaczynamy się zastanawiać: „po co to wszystko”?
Czy tylko dla frajdy reżysera, który mógł poszaleć, wydając 45 milionów dolarów, bo tyle wynosił budżet filmu? Czy ja, widz, mogę odnaleźć w tym kinowym monumencie jakiś głębszy sens, ukryty pod krótkotrwałym zachwytem nad jego formalnym przepychem?
Fabuła filmu oparta na sztuce teatralnej Yu Cao jest dość wątła. Tytułowa bohaterka (Gong Li)
to Cesarzowa późnej dynastii Tang. Między nią i mężem-Cesarzem (Chow Yun Fat) trwa poważny konflikt. On wciąż celebruje śmierć swojej pierwszej żony, z którą ma ukochanego syna, księcia Wana (Liu Ye). Ona od trzech lat żyje w kazirodczym związku ze swoim pasierbem. On każe jej pić truciznę, która powoduje stopniową utratę władz umysłowych.
Ona, gdy to odkrywa, postanawia doprowadzić do zamachu stanu i obalenia męża tyrana. Trzej synowie stają po różnych stronach barykady, a najmłodszy próbuje nawet upiec na buntowniczym ogniu swoją pieczeń i występuje przeciwko obojgu rodzicom. Do tego mamy pierwszą żonę cesarza, która jednak nie umarła, rzeczywisty kazirodczy związek brata z siostrą i… to by było na tyle… Film Zhanga Yimou, przygotowany ewidentnie pod zachodniego odbiorcę, budzi skojarzenia z mitami greckimi. Szczególnie Książę Wan, żyjący najpierw ze swoją matką, a potem siostrą, jawi się jako chińska wersja Edypa. Może nie w znaczeniu dosłownym, ale jest to postać, która z czasem uświadamia sobie ogrom winy i błędów, jakie popełnia.
Z kolei piękna Cesarzowa to mityczna Fedra i Jokasta w jednej osobie. Ciekawy jest również motyw kwiatu chryzantemy. Przewrót w pałacu oraz dramatyczne wyjawienie wszystkich tajemnic ma odbyć się właśnie w Święto Chryzantemy. Dzień, znany także pod nazwą Święta podwójnej dziewiątki, przypada na dziewiątego września: w dziewiątym dniu dziewiątego miesiąca.
W tradycji Yin i Yang owe dziewiątki są podwójnym yang, co kojarzy się z pozytywną energią i męskością. Święto Chryzantemy to wyjątkowy czas dla chińskiej rodziny. Wspomina się wtedy przodków, starszych członków rodów, ucztuje z bliskimi. Święto, które powinno zażegnać wszystkie rodzinne kryzysy, tutaj, paradoksalnie, je uwypukla. Poza tym w chińskim ziołolecznictwie chryzantemy wykorzystywano do odtruwania ludzi i wypędzania zła.
W kontekście powolnego zabijania cesarzowej trucizną oraz widocznej degrengolady rodziny cesarskiej symbol tego kwiatu nabiera przewrotnego znaczenia. Jednak zdeptany przez wojskowe hordy i przesiąknięty krwią żołnierzy nie pozostawia nadziei na to, że spełni swoje magiczno-symboliczne właściwości.
Mimo tych prób dopatrzenia się w „Cesarzowej” jakiegoś „drugiego dna” nie przeżyjemy greckiego katharsis ani nawet małego emocjonalnego poruszenia… przedstawionymi przez reżysera wydarzeniami. Film robi wrażenie formą, nie treścią.
Warto na koniec dodać, że „Cesarzowa” została ostro skrytykowana przez czołową uczelnię Komunistycznej Partii Chin, jako przykład krwawych szlagierów ekranowych we współczesnym kinie chińskim. W magazynie „Study Times”, będącym tubą szkoły, napisano, że chińscy reżyserzy łudzą się nadzieją, że zdobędą nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej za wielkobudżetowe filmy pełne przemocy.
„Sztuki piękne nie są zbudowane na pieniądzach. Dobre filmy nie opierają się na scenach pełnych efektów specjalnych i rozmachu, a już najmniej na wykorzystywaniu obrazów seksu i przemocy” – stwierdzono w komentarzu. „Filmy, które poruszają publiczność i krytykę, stawiają proste i niezmienne pytania, opowiadają historie, które naprawdę mogą ludzi inspirować i które przekazują podstawowe zasady moralne”.
Kto po tym komentarzu będzie spodziewał się w „Cesarzowej” wiele seksu i przemocy niewątpliwie się zawiedzie. Dostanie jednak ostrzeżenie nie tylko od recenzenta, ale od samej Komunistycznej Partii Chin: „idąc na kosztowny film, nie musisz iść wcale na dobry film”. Choć cel Zhanga Yimou: 14 nominacji do Oskara oraz 35 mln dolarów zysku w ciągu 20 dni od wejścia na ekrany chińskich kin, z pewnością został osiągnięty. Dlatego też reżyser nie musi przejmować się krytycznymi recenzjami i może spokojnie zająć się przygotowywaniem ceremonii otwarcia i zamknięcia Igrzysk 2008 w Pekinie.