Tadeusz Kondrat był wybitnym aktorem. Po wypadku wszystko zaczęło się sypać
08.04.2018 19:37
8 kwietnia minęła kolejna rocznica urodzin Tadeusza Kondrata, aktora teatralnego i filmowego, zdaniem wielu jednego z najlepszych odtwórców roli Papkina w dziejach. Chyba nie ma lepszej okazji, aby przypomnieć tego wybitnego artystę i okoliczności nieszczęścia, jakie wywarło olbrzymi wpływ na niego i jego bliskich.
- To, że ojciec był aktorem, nic specjalnego dla mnie nie znaczyło. Dla mnie był aktorem kulawym. Jako dziecko nie mogłem rozumieć, odbierać jego zasług z przeszłości, o których matka wiedziała, tego, że był lubiany, noszony na rękach, że ku uciesze innych wychodził przez okno na 3. piętrze w teatrze w Krakowie, że ich życie toczyło się podczas nocnych włóczęg, wśród krakowskiej bohemy. To była jakaś Młoda Polska, na którą ja w ogóle nie byłem gotowy - wspominał ojca Marek Kondrat w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Przypomnijcie sobie historię Tadeusza Kondrata.
Aktor kulawy
Urodził się w 1908 r. w Przemyślu, wtedy należącym do Austro-Węgier, jako syn Michała Kondrata i Ludwiki z Kaczmarów. Ojciec i dziadek aktora, którzy przybyli aż ze Żmudzi, brali udział w powstaniu styczniowym. Sześć lat wcześniej na świat przyszedł jego brat Józef, również aktor, w okresie wojennym skazany na karę infamii za udział w antypolskim filmie "Powrót do ojczyzny" (więcej tutaj)
.
Debiutował jeszcze w szkole
Kondrat występował na profesjonalnej scenie już od końca lat 20., kiedy pojawił się na deskach Teatru Wielkopolskiego w Poznaniu. Jednak nie był to jego debiut. Podobnie jak starszy brat swoje pierwsze kroki stawiał w teatrzykach wystawianych w przemyskim gimnazjum.
W Poznaniu występował do 1932 r. Do wybuchu wojny można było go zobaczyć również w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie czy łódzkich Teatrach Miejskich. W czasie okupacji wrócił do Krakowa, gdzie grał w przedstawieniach jawnych. Z tamtejszą sceną związany był aż do lat 50. Na deskach warszawskiego Teatru Polskiego występował aż do 1979 r.
Tęsknota za zwykłym dzieciństwem
- Urodziłem się pięć lat po wojnie, a kiedy po roku przeprowadziliśmy się do Warszawy, na Nowolipki - ojciec przeniósł się do Teatru Polskiego. Wokół nas były gruzy getta - wspominał Marek Kondrat.
Z rodzicami – zapatrzoną w męża matką i słynnym ojcem - łączyły go dość nietypowe relacje.
- W pokoju ojca było duże, rozkładane łóżko. Jako dziecko bawiłem się tam z nim w zjeżdżalnię, którą były jego podkurczone kolana.To wspomnienie jest dla mnie ważne, bo miałem bardzo niewiele fizycznych kontaktów z rodzicami. W ogóle nie kojarzę sobie, żebym był np. noszony na rękach, żeby ktoś mnie w domu dotykał - zwierzał się aktor.
Paradoksalnie zwyczajnego, "mieszczańskiego życia" i poczucia bezpieczeństwa aktor doświadczył dopiero, kiedy ojciec trafił do szpitala, a jego oddano pod opiekę zaprzyjaźnionej rodziny.
Wrócił do domu z dziurą w głowie
Do feralnego wypadku doszło w 1955 r. Tuż po zakończeniu spektaklu. Tadeusz Kondrat jako pasażer jechał do Łodzi na plan filmu "Zemsta" Antoniego Bohdziewicza i Bohdana Korzeniewskiego. Aktor został poproszony, aby jechał obok kierowcy i zagadywał go, aby ten nie zasnął. Niestety, jak po latach zdradził jego syn, tak go zabawiał, że samochód, którym podróżowali, uderzył w nieoświetloną ciężarówkę stojącą na poboczu.
- Kiedy po trepanacji czaszki, po kilku miesiącach szpitala w Łodzi wrócił do domu, miał dziurę w głowie, w miejscu, gdzie wbił mu się kawał pabiedy czy warszawy zbudowanej z blachy, z jakiej kiedyś robiono okręty - wspominał syn.
Tadeusz Kondrat do końca życia miał sparaliżowaną lewą stronę ciała i cierpiał na kłopoty z mówieniem. Jak wspominał syn, kiedy ojciec wrócił ze szpitala, postarzał się o kilkadziesiąt lat, mnóstwo czasu spędzał w łóżku i poruszał się o lasce.
Odbiło się to oczywiście na jego dalszej karierze, bo choć nadal występował, to już nie tak intensywnie jak kiedyś. Jego kariera się załamała. Wypadek nie pozostał bez wpływu na relacje z żoną i synem.
"Zawód ojca sprowadził na nas to całe nieszczęście"
- Wrócił do zawodu w bardzo ograniczonej formie, grał do końca życia w swoim macierzystym Teatrze Polskim, zrobił kilka filmów, chodził do SPATiF-u, pijał wódkę- wspominał pan Marek, 10 lat po śmierci ojca.
Matka aktora odchodziła od zmysłów, kiedy wybierał się na wieczorne eskapady. Zawsze bała się, w jaki sposób wróci do domu. Ten niepokój oczywiście udzielał się jej dziecku. Oboje często nie spali przez całą noc, nasłuchując jego kroków.
- Uważałem, że to zawód ojca sprowadził na nas to całe nieszczęście - podsumował swoje dzieciństwo syn Tadeusza Kondrata.
Tęsknota za zwykłym domem, bez posiadówek i przewijających się nieustannie licznych znajomych ojca, doskwierała mu przez cały okres dorastania.
- To nie jest mój żywioł. Ożeniłem się z osobą, z którą założyłem normalną, mieszczańską rodzinę - zwierzał się aktor.
W filmie Hasa zobaczył prawdziwego ojca
Ostatnim występem na ekranie w dorobku Tadeusza Kondrata był serial Bohdana Poręby "Polonia Restituta" z 1982 r., gdzie wcielił się w postać doktora. Aktor zmarł 19 czerwca 1994 r. w Domu Aktora Weterana w Skolimowie pod Warszawą.
Odbierając nagrodę na festiwalu w Gdyni za rolę w "Dniu świra", Marek Kondrat życzył swoim synom, aby w filmie Koterskiego zobaczyli go tak, jak on kiedyś dostrzegł ojca w "Sanatorium pod Klepsydrą".
- W tym filmie zobaczyłem w nim jakąś część ludzką, nie aktorską, uczucia, wrażliwość człowieczą, ojcowską. To, czego było mi brak - mówił Marek Kondrat, dodając, że podczas seansu obrazu Hasa przeszły go dreszcze.