Ten film bulwersuje widzów Netfliksa. Dlaczego? To nie jest lekka historia
"Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie" Mike’a Barkera z Milą Kunis debiutuje na Netfliksie w atmosferze skandalu. Opowiada bowiem o głęboko skrywanej traumie z dzieciństwa głównej bohaterki z dość graficznym jej przedstawieniem, ale bez odpowiednich, zdaniem wielu użytkowników, ostrzeżeń o kontrowersyjnych treściach na samej platformie. Czy są one rzeczywiście niezbędne i czy bulwersujące, według niektórych, treści są w stanie na długo utrzymać uwagę widzów?
W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy Netflix zaczął mocno polaryzować swoich użytkowników. Z jednej strony w ofercie giganta pojawiają się bardzo dobre propozycje (choćby niedawna premiera "Wielkiej wody"), ale z drugiej - są tam produkcje, które w najlepszym razie można by określić mianem "hallmarkowych" czy "algorytmowych". To historie ku pokrzepieniu serc, dla każdego możliwego widza, układane według konkretnych narracyjnych schematów. W związku z liczbą premier zaplanowanych na każdy miesiąc i bogatą ofertą konkurencji, której zresztą wciąż przybywa, również Netflix mierzy się zapewne z nieustannie zadawanymi pytaniami: co dalej? Oraz: czym jeszcze można zaskoczyć widza?
Analiza niedawno wprowadzonych do oferty tytułów pozwala wyciągnąć wnioski, że gwiazdorskie nazwiska w obsadzie nie są gwarancją dobrej czy nawet przyzwoitej oglądalności (niespecjalnie udany "Grey Man" jest tego dobrym przykładem), celować więc trzeba w inne pola, na których wciąż można manewrować, jak choćby w kontrowersję i tabu.
Trudno powiedzieć, czy właśnie tego rodzaju analiza poprzedziła udzielenie "zielonego światła" dla "Najszczęśliwszej dziewczyny na świecie", ale być może twórcy i szefowie platformy szukają nowych rozwiązań, wpływających na wyniki sprzedaży i to jest właśnie ten kierunek, który obrali. Jedno jest pewne: film Mike'a Barkera nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle pozostałej oferty platformy, a jedyne co może ewentualnie przyciągnąć widzów, to właśnie tabu. Tu: mocno graficznie zaprezentowana przemoc na tle seksualnym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wielka woda": Żulewska i Schuchardt wspominają powódź tysiąclecia. "Obserwowaliśmy ślady, które zostawiła po sobie woda"
"Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie" to historia Ani (Mila Kunis), która szykuje się do ślubu z ukochanym. Od samego niemal początku wiemy, że od wczesnej młodości dziewczyna zmagała się z akceptacją własnego ciała, a źródło tego problemu tkwi w pewnych wydarzeniach z przeszłości. W serii "flashbacków" dowiadujemy się, że Ani została grupowo zgwałcona w liceum, że od tamtej pory nie przepracowała dramatycznych wydarzeń, a ich skutki oddziałują (nawet po latach) na wiele sfer jej życia.
Najbardziej traumatyczne wydarzenia z życia Ani pokazane są w sposób gwałtowny, bez ostrzeżenia, scen wprowadzających czy narratora, który przygotowałby na mocniejsze treści. Sceny te ogląda się z dreszczem i przejęciem wywołanym głównie tym, że Ani już całkiem nieźle zdążyliśmy poznać jako sympatyczną, choć wewnętrznie skonfliktowaną młodą osobę, która wciąż poszukuje swojego szczęścia. Wszystkie te elementy wywołują pewne uczucie szoku i niedowierzania, bo Netflix przyzwyczaił widzów, że w produkowanych przez siebie filmach i serialach momenty najbardziej dramatyczne są niejako filtrowane, pokazane z nieco telewizyjnej perspektywy.
Nie bagatelizując traumy i piekła, przez które przeszła główna bohaterka, artykułowanie żądań do platformy o publikowanie odpowiednich mocnych ostrzeżeń o kontrowersyjnych treściach wydaje się jednak na wyrost. Film został opatrzony kategoriami "przemoc, wulgarny język, przemoc seksualna, drastyczne sceny oraz odpowiednie dla widzów od 18. roku życia" i niezależnie od reakcji niektórych zszokowanych użytkowników, te właśnie określenia należy brać serio podczas dokonywania wyboru seansu na niedzielnie popołudnie.
A Mila Kunis? Cóż, popisu życia nie daje, ale "Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie" jest produkcją poprawną, nawet wybijającą się powyżej średniej ostatnich nowych tytułów Netfliksa. Przez kilka następnych dni będziemy o niej mówić w kontekście istotności oznaczeń na platformie, ale raczej niewielkie szanse, że w jakiś szczególnie istotny sposób wpłynie na czyjekolwiek życie.