TOP 7: Najgorsze polskie filmy patriotyczne ostatnich lat

TOP 7: Najgorsze polskie filmy patriotyczne ostatnich lat
Źródło zdjęć: © Film polski

Czy to wyłącznie kwestia pieniędzy, czy może po prostu… braku umiejętności? Z okazji Święta Niepodległości przypominamy kilka patriotycznych filmów, które w ostatnich latach rozminęły się ze swoimi założeniami.

„Czym się różni amerykański film wojenny od polskiego?” – zapytał w pamiętnym odcinku programu aktor Jacek Braciak. I natychmiast odpowiedział: „W amerykańskim zapie***ala 20 helikopterów, napie***la napalm, wszyscy strzelają. I to jest groza wojny, a nie jak w naszym kinie, gdy bohater mówi »Czuję się wyobcowany przez Niemców«!”.

Monolog Braciaka, choć śmieszny, ma w sobie sporo gorzkiej prawdy. Dlaczego wciąż nie potrafimy kręcić kina wojennego na wysokim poziomie, a zamiast dumnych patriotycznych hitów dostajemy rozmazany po ekranie filmowy pasztet?

Czy to wyłącznie kwestia pieniędzy, czy może po prostu… braku umiejętności? Z okazji Święta Niepodległości przypominamy kilka patriotycznych filmów, które w ostatnich latach rozminęły się ze swoimi założeniami.


1 / 7

''Bitwa pod Wiedniem'', reż. R. Martinelli, 2012

Obraz
© Monolith Films

Przykład filmu, który niezamierzenie staje się własną parodią. Wysiłkami polskich i włoskich producentów powstała „superprodukcja”, która przypominać miała o triumfie naszych wojsk z 1683 roku, a tymczasem dowodzi raczej, że zamaszyste widowiska wciąż jeszcze są poza naszym zasięgiem.

Ach, czego tu nie ma! Efekty specjalne metodą kopiuj-wklej, przebrzmiałe gwiazdy na pierwszym planie, polskie gwiazdy w kuriozalnych epizodach (przykładowo: Borys Szyc nie wypowiada ani słowa, bawiąc się jedynie swoim sztucznym wąsem!) oraz, na deser, wątek nadprzyrodzony – zakonnik zamieniający się w wilka.

Włoski twórca Renzo Martinelli wyraźnie przestrzelił, a ilość kiczu i tandety wylewająca się z jego filmu wystarczyłaby na kilka ceremonii wręczenia Złotych Malin razem wziętych.

2 / 7

''1920 Bitwa Warszawska'', reż. J. Hoffman, 2011

Obraz
© Film polski

Miała być spektakularna superprodukcja i wielki powrót do reżyserii Jerzego Hoffmana, jest zaś olbrzymich rozmiarów kompromitacja.

„Bitwa…” dowodzi, że polską kinematografią wciąż jeszcze rządzi tzw. magia nazwisk. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której widowisko za grube miliony złotych powierza się 80-letniemu weteranowi, który za kamerą nie stawał od blisko dekady?

Nie dziwi tym samym, że gotowy film to przebrzmiała sztampa zrealizowana według wytycznych, które dawno już przestały obowiązywać – „„Bitwa…” to widowisko sztuczne, spreparowane, realizatorsko ubogie i, co najgorsze, zapatrzone w zachodnie wzorce sprzed kilkudziesięciu lat, a przez to przypominające raczej średniej klasy spektakl telewizyjny niż kino z prawdziwego zdarzenia.

3 / 7

''Był sobie dzieciak'', reż. L. Wosiewicz, 2013

Obraz
© Film polski

Kolejny film opowiadający o Powstaniu Warszawskim, tym razem w wersji Leszka Wosiewicza, autora pamiętnego „Kornblumenblau”. Od czasu sukcesu tamtego filmu minęło jednak sporo czasu, a Wosiewicz w międzyczasie zatracił swój filmowy instynkt.

”Był sobie dzieciak”, opowiadający o losach niedoszłego maturzysty i początkującego poety, mierzy się z dwoma problemami. Pierwszym jest wyjątkowo niski budżet, który nawet na sekundę nie pozwala twórcom wyjść poza ramy ubogiej inscenizacji, drugim zaś, znacznie poważniejszym błędem jest porażająca dosłowność i martyrologia.

Wosiewicz mnoży banalne symbole, stawia na tanią ikonografię, obarczając swój film ciężarem, którego ten nie potrafi udźwignąć.

4 / 7

''Sierpniowe niebo. 63 dni chwały'', reż. I. Dobrowolski, 2013

Obraz
© Film polski

„Sierpniowe niebo” to zlepka filmu aktorskiego, archiwalnej kroniki i szkolnego dokumentu.

Cel, jaki przyświecał temu projektowi, jest jasny – uczcić pamięć uczestników Powstania Warszawskiego, jednego z najważniejszych, wciąż budzących żywe emocje, wystąpień zbrojnych w dziejach Polski.

Dokumentalista Ireneusz Dobrowolski, autor m.in. znakomitego „Portrecisty”, zainteresowany jest tylko tym pierwszym – bohaterskim – aspektem Powstania. Na próżno szukać w jego filmie przyczynku do merytorycznej debaty, sporo jest tu za to prostych ujęć podkreślających ciężki los powstańców.

W samym założeniu nie ma jeszcze nic złego, wręcz przeciwnie, ale na ekranie przekłada się to na filmową siermięgę najgorszego sortu.

5 / 7

''W ciemności'', reż. A. Holland, 2011

Obraz
© Film polski

Ze wszystkich filmów z tego zestawienia, „W ciemności” jest tym najbardziej udanym. Dobre rzemiosło idzie pod rękę ze świetnymi kreacjami aktorskimi, ale… film Agnieszki Holland wpada w inną pułapkę, uzależniając swoje powodzenie od samej tylko tematyki.

Co najmniej od czasu „Listy Schindlera” Holokaust pełni w kinie funkcję dyżurnego, odgórnego wyznacznika jakości, który nawet najbardziej prymitywnej fabule potrafi nadać szlachetnego, wartościowego rysu. Obarczony piętnem dramatycznej historii film staje się przez to „ważny” i „ponadczasowy”, a oczy tym chętniej zamykają się na jego ewentualne wady.

Nowy film Agnieszki Holland jest tego idealnym potwierdzeniem. Klasyczna, przeciętna w gruncie rzeczy historia duchowej przemiany została przez prasę rozdmuchana do rangi artystycznego wydarzenia. Wystarczy jednak zeskrobać tu i ówdzie warstewkę dumnego kiczu, by zauważyć, że jedyne o co dramat Holland się troszczy, jest nasze dobre samopoczucie.

6 / 7

''Baczyński'', reż. K. Piwowarski, 2013

Obraz
© Film polski

W pełnometrażowym debiucie Kordiana Piwowarskiego poświęconym poecie Baczyńskiemu tyle samo rzeczy wyszło, co nie wyszło.

Z pułapki filmowego pomnika reżyser próbuje uciekać w stronę poetyckiego eksperymentu, co tylko bardziej komplikuje i zaciemnia powzięte założenie – ukazać poetę przez pryzmat jego twórczości.

Największym problemem jest chyba to, że Baczyński nie jest tu pełnowymiarową postacią – to cień, przesuwający się po ruchomych obrazach tego quasi-teledysku z okresu II wojny światowej, czasem tylko wypluwający z siebie pojedyncze słowa, kiedy indziej będący tylko figurą z taniej telewizyjnej rekonstrukcji.

7 / 7

''Tajemnica Westerplatte'', reż. P. Chochlew, 2013

Obraz
© Film polski

Film wychodzi z ciekawego założenia i sprzeciwia się historycznemu postrzeganiu bitwy o Westerplatte przedstawiając polskiego przywódcę jako człowieka niekompetentnego i strachliwego.

Także pod względem akcji „Tajemnica…” spełnia swoje zadanie – tempo jest dość żwawe, a poszczególne sceny zrealizowane bez przesadnego zadęcia. Cóż jednak z tego, skoro ilekroć reżyser zwalnia i pozwala swoim bohaterom mówić, natychmiast odsłania podstawową wadę swojego filmu – scenariusz.

Ten jest napisany nieskładnie, dialogi są wyjątkowo drętwe, zaś aktorzy deklamują je bez pomysłu. Nazwisko głównego bohater, majora Sucharskiego, staje się przez to cierpkim podsumowaniem samego widowiska – ot, kolejny wojenny sucharek. (pp/gk/mn)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (240)