Trup ścielący się gęsto
Dobra muzyka, znakomite zdjęcia, świetne krajobrazy i trup, który ściele się gęsto. O tak, "Bękarty diabła" zdecydowanie nie jest propozycją dla pensjonarek. Co więcej, nowe filmowe dzieło Roba Zombie adresowane jest nie tyle do osób o mocnych nerwach, co żołądkach ... i sporej odporności na brutalną i krwawą estetykę.
04.12.2006 18:08
"Bękarty diabła" to sequel "Domu 1000 trupów" z 2003 roku. Ponownie mamy więc okazję obserwować mordercze poczynania szalonej rodzinki Firefly. Po zamordowaniu szeryfa Wydella klan trafia na celownik brata denata, również stróża prawa. Uciekając przed policją Cipcia (Sheri Moon Zombie), Otis (Bill Mosley) oraz kapitan Spaulding (Sig Haig) ruszają w morderczą trasę.
Film niefortunnie zaklasyfikowano do gatunku "horror". Tymczasem "Bękarty diabła" nie straszą, a co najwyżej przerażają. I to dość nietypowo. Mamy bowiem do czynienia z osobliwym połączeniem makabry i groteski. Potworność i obrzydliwość czynów diabelskiej trójcy niejednokrotnie ukazana jest w sposób, który raczej bawi niż zatrważa. Specyficzny acz mało wysublimowany styl wypowiedzi bohaterów oraz niezbyt wyszukany, jednak szalenie wymowny dobór słownictwa również dostarcza wielu powodów do śmiechu.
"Bękarty diabła" porównywane są do kultowych "Urodzonych morderców". Jedynym wspólnym mianownikiem obydwu produkcji jest jednak wyłącznie beztroska wręcz pasja zabijania cechująca oprawców. Podczas gdy dzieło Olivera Stone'a podszyte było silnym i złożonym tłem psychologiczno - dramatycznym, tak w obrazie Roba Zombie mamy do czynienia z bardzo prostym i bezpośrednim przekazem emocjonalnym: władza, żądza, zemsta ... i dobra zabawa.