Udany pastisz klasycznych produkcji z wytwórni Disneya
No nie! Znowu to samo. Pomyślałam przygnębiona. Czy wytwórnia Disneya ciągle musi się powtarzać? Znowu sielankowa, nierealna sceneria. Znowu będąca ucieleśnieniem wszelkich możliwych cnót księżniczka, która marzy o ożenku z przystojnym posiadaczem królewskiego tytułu. I znowu wredna macocha, której życiowym celem jest knucie przeciwko księżniczce. Znowu śpiewy i tańce. Ile razy można oglądać tą samą bajkę?
18.01.2008 16:31
Ale zaraz, zaraz. Co się dzieje? Nagle cała ta bajkowa, przesłodzona historia wykonuje szaleńczego fikołka i z sielskiej krainy akcja przenosi się wprost do niebajkowego i raczej mało sielskiego współczesnego Nowego Jorku. Księżniczka trafia tu za sprawą wrednej macochy. W ślad za nią w mieście pojawia się także królewicz, a wreszcie i sama sprawczyni całego zamieszania. A wtedy zaczyna się zupełnie inny film.
Owszem nadal oglądamy bajkę. Ale jednocześnie „Zaczarowana” jest pastiszem klasycznych produkcji z wytwórni Disneya. Zderzenie przeniesionych z nich żywcem zachowań i nawyków bajkowych bohaterów z nowojorskimi realiami i sposobem życia nowojorczyków daje za każdym niemal razem efek przekomiczny. Jak choćby w scenie w Central Parku, kiedy królewiczowi zbiera się na śpiew.
Disneyowskie schematy zostały celnie wypunktowane i sparodiowane. „Zaczarowanej” bliżej jest do „Shreka” czy „Madagaskaru” niż do innych disneyowskich produkcji. Zabawa jest tym ciekawsza, że to wytwórnia Disneya parodiuje samą siebie.
Aktorzy wyraźnie świetnie się bawili na planie, a atmosfera zabawy udziela się widzom. Grająca księżniczkę Amy Adams czaruje naturalnym wdziękiem. A znany z „Chirurgów” Patrick Dempsey w roli nowojorskiego prawnika został już przez Amerykanki uznany za ideał mężczyzny.