Vivien Leigh: Pogryzł ją... Andrzej Łapicki
08.07.2014 | aktual.: 22.03.2017 10:44
Sukces osiągnęła samodzielnie, dzięki ciężkiej pracy. Nie miała obsesji na punkcie sławy, nie chciała być gwiazdą filmową. Zdobywczyni Oscara swoją statuetkę traktowała jako podpórkę do podtrzymywania otwartych drzwi.
- Miałam siedem lat, kiedy moja przyjaciółka Maureen O'Sullivan zapytała: „Co chcesz robić, kiedy dorośniesz?", a ja odpowiedziałam: „Zamierzam zostać aktorką”. Moi rodzicie byli zachwyceni, że mam tak jasno sprecyzowane plany na przyszłość – wspominała kiedyś Vivien Leigh, niezapomniana Scarlett O'Hara z „Przeminęło z wiatrem” i Blanche DuBois z filmowej adaptacji „Tramwaju zwanego pożądaniem”, uznawana dziś za jedną z największych hollywoodzkich gwiazd.
Sukces osiągnęła samodzielnie, dzięki ciężkiej pracy. Nie miała obsesji na punkcie sławy, nie chciała być gwiazdą filmową. Zdobywczyni Oscara swoją statuetkę traktowała jako podpórkę do podtrzymywania otwartych drzwi.
Zmarła 8 lipca 1967 roku. Miała zaledwie 53 lata...
Podbój Hollywood
Vivian Mary Hartley, urodzona 3 listopada 1913 roku, sławę zdobyła jako Vivien Leigh (po pierwszym mężu) lub Lady Olivier (po drugim małżonku).
Przyszła na świat w Indiach Brytyjskich. Potem wraz z rodzicami podróżowała po Europie, by wreszcie w 1931 roku osiąść w Londynie - choć nie na długo.
Karierę filmową zaczęła w 1935 roku; cztery lata później, po premierze "Przeminęło z wiatrem", jej nazwisko znał już cały świat.
Pierwsze małżeństwo
W miłości nie uznawała kompromisów. Kochała mocno, intensywnie, choć krótko. Jej życie obfitowało w romanse i krótkie lub dłuższe związki, każdy z nich kończył się jednak bolesnym rozstaniem.
* Herberta Leigh Holmana* poznała na początku lat 30. Od razu wpadł jej w oko.
- Zamierzam go poślubić - obwieściła przyjaciółce.
- Ale on właśnie się zaręczył.
- To nie ma znaczenia. Po prostu jeszcze mnie nie spotkał - miała powiedzieć pewna siebie aktorka.
Dopięła swego. Pobrali się w grudniu 1932 roku, a rok później na świat przyszła ich córka.
Fatalne zauroczenie
Laurence Olivier zachwycił się Leigh (na zdjęciu) już w 1935 roku, kiedy zobaczył ją na scenie w "The Mask of Virtue". Gdy dwa lata później spotkali się na planie "Wyspy w płomieniach", połączył ich płomienny romans.
Ona była wówczas mężatką, on od kilku lat miał żonę, aktorkę Jill Esmond. Ich romans szybko stał się tajemnicą poliszynela.
Ten związek zniszczyła jej choroba
Ich małżeństwo oficjalnie rozpadło się po 20 latach, ale zapowiedzi tego rozstania pojawiały się znacznie wcześniej. Od lat 40. Leigh zmagała się z chorobą maniakalno-depresyjną. Niezwykle podatna na krytykę, nie radziła sobie w Hollywood i zaczęła coraz częściej zaglądać do kieliszka.
Paliła po cztery paczki papierosów dziennie. Wdawała się w romanse. Stan jej zdrowia zaczął się pogarszać, lekarze zaobserwowali u niej pierwsze objawy gruźlicy. Dwukrotnie była w ciąży i dwukrotnie poroniła, co wpędziło ją w depresję.
- Przez cały okres jej opętania przez niezwykle nikczemnego demona, psychozę maniakalno-depresyjną, z jej wciąż zawężającą się spiralą śmierci, udało jej się zatrzymać swoją przebiegłość, zdolność do ukrywania prawdziwego stanu psychicznego przed wszystkimi z wyjątkiem mnie, po którym nie powinna była oczekiwać udźwignięcia tego ciężaru - pisał po latach w swojej autobiografii Olivier.
Łapicki ugryzł ją w palec...
Na swojej drodze piękna aktorka spotkała również Andrzeja Łapickiego. Leigh wraz z ówczesnym mężem, Laurence'em Olivierem, w 1957 roku przybyła do Polski. Wieczór spędziła w warszawskim „Krokodylu” w towarzystwie polskiego artysty. Który, jak głosi plotka, ugryzł ją w palec u stopy...
- Wiedziałem, że lubi sobie drinknąć, więc zaproponowałem: pójdźmy w Polskę – wspominał ten wieczór Łapicki w Wyborczej.
- Ona mówi: z przyjemnością. I poszliśmy. Tańczyliśmy. To była gwiazda "Przeminęło z wiatrem". Strasznie mi to imponowało i chciałem jakoś wyrazić mój podziw. Stąd pewnie ta historia z gryzieniem, którą pani Szyfmanowa opisała później w pamiętniku.
''Rozmawiasz z parą żywych trupów''
Uważano ją za jedną z najpiękniejszych kobiet na świecie, ale Leigh przez całe życie zmagała się z kompleksami. Miała obsesję na punkcie swoich dłoni - uważała, że są duże i brzydkie, najchętniej ukrywała je pod rękawiczkami (miała w swojej garderobie aż 150 par).
- Nie jestem gwiazdą filmową, jestem aktorką - podkreślała.
Choć twierdziła, że "życie jest zbyt krótkie, by ciężko pracować", wielokrotnie rzucała się w wir pracy.
- Możesz tego nie widzieć, ale właśnie rozmawiasz z parą żywych trupów - miał powiedzieć Olivier po powrocie z jednego z ich wspólnych tournée.
Była przepracowana, jej stan zdrowia pozostawiał wiele do życzenia. Zaczęła znowu chorować na gruźlicę. Zmarła w nocy z 7 na 8 lipca. (sm/gk)