Volkodav
Rosyjski film fantasy przynosi interesującą odmianę po dotychczasowych polskich i międzynarodowych produkcjach tego typu.
14.07.2007 22:03
W dzieciństwie Volkodav był świadkiem, jak ludzie Ludojada i Żadoby zaatakowali jego wioskę, wybijając w pień jej mieszkańców, łącznie z ciężarną matką i parającym się kowalstwem ojcem. Już jako dorosły mężczyzna nasz heros powraca w towarzystwie sympatycznego Nielota Gacka, ogniście mszcząc się na Ludojadzie. Wędrując dalej tropem Żadoby, Volkodav ratuje kilka osób, a także zostaje ochroniarzem Eleny (piękna, choć nie do końca przekonana do swojej roli Oksana Akinshina)
, córki kniazia władającego Galiradem. Czarne charaktery okazują się być druidami (sic!) okrutnej bogini Morgany, która chwilowo pozostaje w uśpieniu, gdyż uwięził ją dziadek kniaziówny. Waleczny Volkodav bez wahania realizuje wyznaczony sobie plan, choć wie, że Przeznaczenie skazało go na śmierć.
Podejrzewam, że druidzi w filmie to kwestia tłumaczenia. Ludojad i Żadoba są sługami Morgany, ale w obrazie nie ma żadnej wzmianki o ich celtyckim pochodzeniu, mimo że w "Volkodavie" obecne są motywy spoza mitologii słowiańskiej. Choćby sam bohater - grany przez niezwykle pociągającego Aleksandra Bukharova - który bardziej przypomina członka rodu wikingów niż swojskiego Kozaka. Reżyser Nikolai Lebedev napisał scenariusz na podstawie powieści Marii Siemionowej. Miłośnicy serii o Volkodavie mogą twierdzić, że w obrazie zabrakło wielu wątków, łącznie z tłumaczącym, co wyróżnia Volkodava spośród innych ludzi. Jednak film jako odrębne dzieło jest zrozumiały również dla osób, które nie czytały "Wilczarza", a to wielki plus.
"Volkodava" wypełniają efektowne bijatyki i pojedynki, atrakcyjne widoki (scenografka Ludmiła Kusakova spisała się na medal; Galirad i inne miejsca robią wrażenie) oraz podniosła muzyka. Dobre kino fantasy z niejednym deus ex machina.