W świecie geniuszu

Wielokrotnie udając się do kina robię to z samej przyjemności, a nie z zawodowych obowiązków. Często zdarza się, że obejrzany film pozostawiam bez oceny, zwłaszcza tej przelanej na kartkę papieru. Kiedy później dana produkcja trafia na nośnik DVD i mam ponownie z nią kontakt, moje wrażenia i odczucia są bardziej wyraziste. Oglądając jakikolwiek film po raz pierwszy, nie zauważamy wielu szczegółów. Natomiast każdy kolejny wyostrza nasze zmysły i sprawia, że wcześniej niezauważone staje się widoczne. Takiego właśnie wrażenie doznałem po powtórnym obejrzenia dramatu muzyczno - biograficznego zatytułowanego „Solista” (dystrybutor TIM Film Studio).

Reżyserem filmu jest Brytyjczyk Joe Wright, ten sam który w 2005 roku pokusił się o ekranizację powieści Jane Austin „Duma i uprzedzenie”. Natomiast autorem scenariusza jest kobieta, Susannah Grant, w dorobku której możemy znaleźć disnejowską klasykę animacji „Pocahontas” oraz genialny dramat „Erin Brockovich” z fantastyczną kreacją Julii Roberts. Skoro mowa o znanych aktorach, trzeba zaznaczyć, że „Solista” ma się czym pochwalić. Główne role przypadły: Robertowi Downey Jr. – de facto zdobywcy tegorocznego Złotego Globa za kreację w „Sherlocku Holmesie” oraz Jamie Foxkowi, który za rolę w filmie „Ray” (biografia muzyka Ray Charlesa) dostał statuetkę Oskara. Plejada utytułowanych aktorów, pod okiem doświadczonych filmowców, wspólnie musiała stworzyć coś wielkiego. Ale czy na pewno?

Wiadomo, że życie pisze najlepsze scenariusze. Najczęściej filmy oparte na życiu, przedstawiają smutną i pełną goryczy historię. Tak właśnie jest w przypadku „Solisty”. Naszym oczom ukazuje się postać genialnego skrzypka (wiolonczelisty), Nathaniela Ayersa (Foxx), który w przeszłości zachorował na schizofrenię. Fakt ten sprawił, że jego domem stały się ulice Los Angeles, na których grą zarabia na życie. Pewnego dnia muzyka spotyka wypalający się dziennikarz Los Angeles Times, dla którego Nathaniel staje się interesującym materiałem reporterskim. Steve Lopez (Downey Jr.) nie przewidział, że artysta wywoła u niego odruchy człowieczeństwa. Starając się przywrócić go do społeczeństwa, zrozumie jakimi prawami rządzi się współczesny świat.

„Solista” to przykład filmu, który najlepiej obejrzeć w samotności, w totalnej ciszy i przy pełnej koncentracji. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie wczuć się w bohaterów i poczuć klimat produkcji. W historii kina mieliśmy wiele filmów poruszających problem genialności osób innych od reszty ludzi. „Rain man” czy „Forrest Gump” szybko nie znajdą godnych sobie przeciwników i grzechem by było, zaliczyć do nich „Solistę”. Nie oznacza to, że należy ominąć go szerokim łukiem. Joe Wright stworzył dobre obyczajowe kino, traktujące o bardzo poważnym temacie. Zrozumieć chorą osobę jest naprawdę trudno. Tolerancja i cierpliwość odgrywają wtedy priorytetową rolę. Nie zawsze to co w naszym rozumowaniu jest najlepsze, dla innych ma taką samą wartość. „Solista” ciekawie pokazuje zderzenie, tak bardzo różniących się od siebie, dwóch światów. Mistrzowska perfekcja doświadczonych aktorów, pozwala na jeszcze głębszą analizę całej opowieści. Czuje się ból i cierpienie dotykające bohaterów. U tych wrażliwszych z pewnością
pojawią się łzy. „Solista” to kawał wartego polecenia kina, łapiącego za serce i uczącego patrzeć na wiele spraw w całkowicie innym wymiarze. To piękna, napisana przez życie historia, która u wielu z was utkwi na stałe w pamięci. Więcej ciekawych recenzji znajdziecie na www.recenzentfilmowy.fora.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)