"Titane". Najbardziej szokujący film 2021 r. Widzowie nie wytrzymali do końca
"Titane" Julii Ducournau okazał się zaskakującym zdobywcą Złotej Palmy na tegorocznym festiwalu w Cannes. Czy film jest rzeczywiście tak szalony i nieprzewidywalny, jak rozpisywali się krytycy? Okazuje się, że tak. Nie wszyscy widzowie podczas seansu na wrocławskim festiwalu Nowe Horyzonty zostali do końca projekcji.
Przyjęło się, że Złotą Palmę w Cannes często dostają filmy prestiżowe. Jak napisał amerykański krytyk Dennis Lim, chodzi o produkcje, które mają czytelne i godne pochwały humanistyczne intencje. Są zrobione tak, byśmy od razu uznali je za arcydzieło. Ale już wygrana "Parasite" w 2019 r. pokazała, że słynny festiwal umie docenić nie tylko filmy pokroju "Miłości" Michaela Hanekego.
W tym roku jury pod przewodnictwem Spike’a Lee zaskoczyło jeszcze bardziej. Za najlepszy film uznano obraz, który od samego początku łamie konwencje i próbuje brutalnie wyciągnąć widza ze strefy komfortu. Bo "Titane" to solidnie pokręcona produkcja, w której kotłują się seks, samochody, morderstwa, traumy i płynna seksualność. Samo streszczenie akcji nie jest w stanie do końca oddać, z czym mamy tutaj do czynienia. Ale spróbuję.
Zobacz: zwiastun "Titane"
W filmie Julii Ducournau śledzimy losy Aleksji (Agathe Rousselle), która w domu jest chodzącym zombie, a w nocy tancerką w klubie samochodowym. Przy okazji funkcjonuje też jako seryjna morderczyni. Gdy wygląda to, że policja w końcu ją złapie, bohaterka wpada na szalony pomysł: ścina włosy i goli brwi, by podszyć się pod zaginionego przed laty syna kapitana straży pożarnej, Vincenta (Vincent Lindon). Co zadziwiające, mężczyzna rozpoznaje w niej swego syna i zabiera do domu.
Co dzieje się dalej, nie ma oczywiście sensu zdradzać. Tym bardziej że opisałem z grubsza sam początek filmu. "Titane" zaskakuje niemal na każdym kroku. Pierwszy akt jest podany we frenetycznej manierze. Przemoc potrafi zaszokować, bo jest realistyczna i nagła. Kobieta morduje w nietypowy sposób, bo za pomocą szpilki do włosów. Gdy wbija ją w skroń pewnego mężczyzny, z jego ust obficie wypływa ślina, a my patrzymy na jego śmierć dłużej, niż przywykli nam to pokazywać inni twórcy.
Niejeden widz może się też wzdrygnąć, gdy Aleksja podczas pieszczot z koleżanką z pracy niemal odgryza jej sutek albo gdy własnoręcznie postanawia dokonać "korekty" swojego nosa.
Takich scen, gdzie ciało jest wystawiane na różnego rodzaju cierpienie, jest w filmie więcej. Ducournau w końcu mocno korzysta z konwencji kina grozy. Przypisuje się ją do tzw. Nowej Ekstremy Francuskiej, której reżyserzy, zdaniem twórcy tego terminu Jamesa Quandta, atakują widza obrazami tortur, krwi i ekskrementów tylko dla samego szokowania. Akurat ten zarzut nie jest do końca trafiony, a na pewno nie możemy zastosować go przy ocenie dorobku reżyserki. Tym bardziej, że jeśli już Ducournau tapla się w jakimś nurcie, to jest to body horror.
Mówiąc najprościej, jak się da, body horror opiera się na obrazowym ukazywaniu różnych deformacji ludzkiego ciała. Uwierzcie mi, że tych w "Titane" nie brakuje. Mistrzem tego podgatunku przez wiele lat był David Cronenberg, twórca bardzo kontrowersyjnego "Crash" (1996). To właśnie do tego filmu wielu krytyków porównało nowe dzieło Francuzki. W arcydziele Cronenberga (adaptacji powieści J.G Ballarda o tym samym tytule) bohaterów podniecały wypadki samochodowe.
W "Titane" obserwujemy coś podobnego – kraksa z dzieciństwa również wywołała u bohaterki nietypowe uczucia do czterech kółek. Tylko tutaj sprawy poszły dalej, bo w pewnym momencie… protagonistka dosłownie uprawia seks z samochodem. Nie ma jednak w tym żadnej zgrywy – wszystko jest pokazane na poważnie.
Zagrywki rodem z horroru czy kina klasy B to jedno, ale "Titane" nie da się zaszufladkować w jednym konkretnym gatunku, bo czarna komedia i melodramat również stanowią jego kościec. Choć nie brzmi to wszystko zbyt poważnie, to uspokajam – ostatnie, co można powiedzieć o tym filmie, to to, że jest głupi.
Ducornau już w swoim pierwszym filmie "Mięso" (2016), za który zebrała wiele nagród, pokazała, że prowokacyjne fabuły (wegetarianka zmienia się w kanibalkę) potrafi połączyć z głębszym studium przemiany psychicznej i fizycznej swojej bohaterki. W przypadku "Titane" także chodzi o coś więcej – można stwierdzić, że głównym tematem jest rodzina, która potrafi zniszczyć człowieka lub go odmienić.
Co więcej, za sprawą androgenicznej Aleksji autorka w intrygujący sposób ukazuje, że heteronormatywność to przestarzała idea, niemająca żadnego zastosowania we współczesnym świecie. Podkreśla to nie tylko za sprawą "przekształcenia" kobiety w chłopca, ale też poprzez wyciągnięcie homoerotycznych podtekstów z zachowań strażaków, których przeważnie wrzuca się do worka z napisem "maczo".
Takich tropów w "Titane" jest więcej. Ale nie ma co się oszukiwać. Nie każdemu ta produkcja przypadnie do gustu. Podczas seansu na Nowych Horyzontach we Wrocławiu ciekawie było obserwować reakcje widowni. Obok mnie siedziała kobieta, która bardzo żywo reagowała na dosadniejsze momenty. Właściwie przy każdym z nich zasłaniała oczy. Ostatecznie dała sobie spokój i po dwóch kwadransach uciekła z kina. Mniej więcej w tym samym czasie salę opuściło przynajmniej 10 osób.
Po niezwykłym i szalonym finale, w kinie na chwilę zapanowała cisza. Ludzie byli na tyle skonfundowani, że zajęło im parę sekund, by przepracować to, co właśnie zobaczyli. Potem rozległy się gromkie brawa. Zasłużenie. Film Ducornaut to znakomita rzecz. Warto się z nią zmierzyć.