Wredne dziewczyny wracają i są jeszcze bardziej wredne (recenzja filmu "Mean Girls")
Szkolna drama powraca w wielkim stylu! Kolorowa, rozśpiewana, musicalowa i idealnie przenosząca historię wrednych dziewczyn do roku 2024. Jest trochę śmieszno, trochę straszno i absolutnie wciągająco. I tak, w środy nadal nosimy róż!
16.03.2024 | aktual.: 18.03.2024 08:05
Nie ma chyba osoby, która nie znałaby historii Cady Heron (Angourie Rice) – matematycznego nerda, wyrwanego z bezpiecznego środowiska kenijskiej sawanny i wrzuconego w odmęty amerykańskiego liceum. 20 lat później jej historia doczekała się nowej odsłony i o ile nie wymyśla koła na nowo, opowiada ją w dużo bardziej ekscytujący i zgodny z duchem czasów sposób. Spieszę jednak uspokoić wielbicieli klasyki z 2004 roku – "na nowo" nie oznacza z pominięciem kultowych elementów oryginału – rozpędzonego busa, batonów proteinowych, "The Burn Book" i bardzo trafnych porównań stadnych zachowań nastolatków do tego, co dzieje się w świecie zwierząt.
Nazywa się Regina George i będziecie się jej bać oraz ją kochać
Ach, Regina! W panteonie kultowych villanów plasuje się w ścisłej, różowej topce. Atrakcyjna i pewna siebie, niepodzielna królowa liceum, przed którą wszyscy padają na kolana. Samica alfa, otoczona swoimi minionami, która ma władzę i nie boi się użyć. Jej popisowy numer "My name is Regina George" jest jednocześnie niesamowicie zmysłowy i niesamowicie przerażający. I jeśli o tym, jak dobry jest film świadczy klasa jego głównego antagonisty, "Mean Girls" są tak doskonałe, jak grająca Reginę, Renee Rapp. Od pierwszej chwili, gdy pojawia się na ekranie, przykuwa wzrok i sprawia, że choć wiemy, że Regina to różowe zło wcielone, nie można oderwać od niej oczu. W końcu jej żelazna tyrania i spektakularny upadek to główne powody, dla których ogląda się ten film.
I piszę to z całą świadomością faktu, że to Cady jest główną bohaterką, myszką, która pokonała lwicę. I w wersji 2024 ten kontrast jest bardzo mocno zarysowany – outsiderka w kraciastej koszuli vs gwiazda social mediów. I, jak w oryginale, Dawid pokonuje Goliata przy pomocy wiernych przyjaciół – artystycznej Janis (Auli'i' Cravalho) i rozkosznie queerowego Damiana (Jaquel Spivey) – i sam zmienia się w potwora.
"Every a**hole has opinions"
Tym, co dodaje dodatkowego pieprzyka relacji tej czwórki (która sama w sobie jest skomplikowana i pełna wątpliwych zachowań oraz motywacji), jest wprowadzenie do narracji elementu socialmediowego. Na występy bohaterów patrzymy przez kadry aplikacji, filtrów, rolek i relacji, i najważniejsze punkty fabuły są przez też same powielane i komentowane. Obserwujemy zatem upadek – dosłowny i wizerunkowy – Reginy i to, jak #Cady trenduje także w wirtualu.
Sprawia to, że zwykłe nastoletnie problemy i wydają się jeszcze gorsze, większe i poważniejsze. Każdy ma na ich temat zdanie i nie waha się go użyć. Tę spiralę dodatkowo nakręca legendarna, różowa "The Burn Book" i nagrania ze spektakularnej zbiorowej histerii na szkolnym korytarzu (naprawdę współczułam wtedy dyrektorowi Duvallowi…). Przerywa ją dopiero Janis i jej brutalnie szczere wyznanie na sali gimnastyczne oraz następujący po nim jeden z lepszych numerów śpiewanych (zaraz po "My name is Regina George"!) tego filmu, czyli "I'd rather be me". I ten moment jest prawdziwym katharsis tej odsłony historii wrednych dziewczyn.
Zaśpiewaj to jeszcze raz!
Film jest nie tylko szalenie kolorowy – tak w realu, jak i wirtualu – i bez skrępowania bawiący się blaskiem, różem, światłem i wszystkim, co teoria koloru oferuje, ale i rozśpiewany oraz roztańczony. To bardzo udany mariaż między klasyczną "high school drama" z musicalem, obficie podlany ważnym społecznie kwestiami, takimi jak tolerancja dla odmienności, seksualizacja nastolatek, podwójne standardy w odniesieniu do płci, presja rówieśnicza. Jednak przez tę rozkosznie lekką formę ani na moment nie wpada w tony moralizatorskie czy sztuczne ugładzenie (choć nie brakuje w nim żartobliwych odniesień do bycia "PG-13 friendly"). Wręcz przeciwnie, jest wyjątkowo szczery i sprawia, że kupujemy każdą jego scenę.
Czy zatem rok 2024 będzie tym, w którym "fetch will happen"? Na to się zanosi!
PS Twórcy przygotowali dla widzów szczególny "easter egg". Ale na niego musicie poczekać do Olimpiady Matematycznej!
Film "Mean Girls" można obejrzeć w kinach od 15 marca.