Wredne dziewczyny wracają i są jeszcze bardziej wredne (recenzja filmu "Mean Girls")

Szkolna drama powraca w wielkim stylu! Kolorowa, rozśpiewana, musicalowa i idealnie przenosząca historię wrednych dziewczyn do roku 2024. Jest trochę śmieszno, trochę straszno i absolutnie wciągająco. I tak, w środy nadal nosimy róż!

"Mean Girls", United International Pictures
"Mean Girls", United International Pictures
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Nie ma chyba osoby, która nie znałaby historii Cady Heron (Angourie Rice) – matematycznego nerda, wyrwanego z bezpiecznego środowiska kenijskiej sawanny i wrzuconego w odmęty amerykańskiego liceum. 20 lat później jej historia doczekała się nowej odsłony i o ile nie wymyśla koła na nowo, opowiada ją w dużo bardziej ekscytujący i zgodny z duchem czasów sposób. Spieszę jednak uspokoić wielbicieli klasyki z 2004 roku – "na nowo" nie oznacza z pominięciem kultowych elementów oryginału – rozpędzonego busa, batonów proteinowych, "The Burn Book" i bardzo trafnych porównań stadnych zachowań nastolatków do tego, co dzieje się w świecie zwierząt.

"Mean Girls", United International Pictures
"Mean Girls", United International Pictures© Materiały prasowe

Nazywa się Regina George i będziecie się jej bać oraz ją kochać

Ach, Regina! W panteonie kultowych villanów plasuje się w ścisłej, różowej topce. Atrakcyjna i pewna siebie, niepodzielna królowa liceum, przed którą wszyscy padają na kolana. Samica alfa, otoczona swoimi minionami, która ma władzę i nie boi się użyć. Jej popisowy numer "My name is Regina George" jest jednocześnie niesamowicie zmysłowy i niesamowicie przerażający. I jeśli o tym, jak dobry jest film świadczy klasa jego głównego antagonisty, "Mean Girls" są tak doskonałe, jak grająca Reginę, Renee Rapp. Od pierwszej chwili, gdy pojawia się na ekranie, przykuwa wzrok i sprawia, że choć wiemy, że Regina to różowe zło wcielone, nie można oderwać od niej oczu. W końcu jej żelazna tyrania i spektakularny upadek to główne powody, dla których ogląda się ten film.

"Mean Girls", United International Pictures
"Mean Girls", United International Pictures© Materiały prasowe

I piszę to z całą świadomością faktu, że to Cady jest główną bohaterką, myszką, która pokonała lwicę. I w wersji 2024 ten kontrast jest bardzo mocno zarysowany – outsiderka w kraciastej koszuli vs gwiazda social mediów. I, jak w oryginale, Dawid pokonuje Goliata przy pomocy wiernych przyjaciół – artystycznej Janis (Auli'i' Cravalho) i rozkosznie queerowego Damiana (Jaquel Spivey) – i sam zmienia się w potwora.

"Mean Girls", United International Pictures
"Mean Girls", United International Pictures© Materiały prasowe

"Every a**hole has opinions"

Tym, co dodaje dodatkowego pieprzyka relacji tej czwórki (która sama w sobie jest skomplikowana i pełna wątpliwych zachowań oraz motywacji), jest wprowadzenie do narracji elementu socialmediowego. Na występy bohaterów patrzymy przez kadry aplikacji, filtrów, rolek i relacji, i najważniejsze punkty fabuły są przez też same powielane i komentowane. Obserwujemy zatem upadek – dosłowny i wizerunkowy – Reginy i to, jak #Cady trenduje także w wirtualu.

"Mean Girls", United International Pictures
"Mean Girls", United International Pictures© Materiały prasowe

Sprawia to, że zwykłe nastoletnie problemy i wydają się jeszcze gorsze, większe i poważniejsze. Każdy ma na ich temat zdanie i nie waha się go użyć. Tę spiralę dodatkowo nakręca legendarna, różowa "The Burn Book" i nagrania ze spektakularnej zbiorowej histerii na szkolnym korytarzu (naprawdę współczułam wtedy dyrektorowi Duvallowi…). Przerywa ją dopiero Janis i jej brutalnie szczere wyznanie na sali gimnastyczne oraz następujący po nim jeden z lepszych numerów śpiewanych (zaraz po "My name is Regina George"!) tego filmu, czyli "I'd rather be me". I ten moment jest prawdziwym katharsis tej odsłony historii wrednych dziewczyn.

Zaśpiewaj to jeszcze raz!

Film jest nie tylko szalenie kolorowy – tak w realu, jak i wirtualu – i bez skrępowania bawiący się blaskiem, różem, światłem i wszystkim, co teoria koloru oferuje, ale i rozśpiewany oraz roztańczony. To bardzo udany mariaż między klasyczną "high school drama" z musicalem, obficie podlany ważnym społecznie kwestiami, takimi jak tolerancja dla odmienności, seksualizacja nastolatek, podwójne standardy w odniesieniu do płci, presja rówieśnicza. Jednak przez tę rozkosznie lekką formę ani na moment nie wpada w tony moralizatorskie czy sztuczne ugładzenie (choć nie brakuje w nim żartobliwych odniesień do bycia "PG-13 friendly"). Wręcz przeciwnie, jest wyjątkowo szczery i sprawia, że kupujemy każdą jego scenę.

Czy zatem rok 2024 będzie tym, w którym "fetch will happen"? Na to się zanosi!

PS Twórcy przygotowali dla widzów szczególny "easter egg". Ale na niego musicie poczekać do Olimpiady Matematycznej!

"Mean Girls", United International Pictures
"Mean Girls", United International Pictures© Materiały prasowe

Film "Mean Girls" można obejrzeć w kinach od 15 marca.

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie