Został Bondem. Choć łysiał i wyglądał jak marynarz w porcie

5 października 1962 r. odbyła się światowa premiera sensacyjnej produkcji "Doktor No". Nikt wówczas nie przypuszczał, że narodziła się właśnie najsłynniejsza filmowa seria w historii kina. Filmowy James Bond skończył właśnie 60 lat.

Sean Connery jako James Bond
Sean Connery jako James Bond
Źródło zdjęć: © materiały partnera

Początkowo producenci chcieli zekranizować powieść "Operacja Piorun", której akcja wydawała się najbardziej dynamiczna i atrakcyjna dla widzów. Jednak ze względów prawnych, a także ograniczeń budżetowych zdecydowano się sięgnąć po szóste dzieło Iana Flaminga. "Doktor No" miał prostą fabułę i nie wymagał dużej liczby plenerów (zdjęcia kręcono jedynie w Londynie oraz na taniej dla brytyjskiej ekipy Jamajce).

Od początku serii kluczowym elementem było znalezienie wiarygodnego odtwórcy postaci agenta Jej Królewskiej Mości. Faworytem Flaminga był Roger Moore, który jednak nie mógł rozwiązać kontraktu z producentami serialu "Święty". Jednym z kandydatów był hollywoodzki gwiazdor, 57-letni wówczas Cary Grant, ale uznano, że jest jednak za stary do tej roli (Moore udowodnił, że można zagrać Bonda w wieku 58 lat). W końcu pojawiło się nazwisko Seana Connery'ego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Producenci słynnego cyklu nigdy nie ukrywali, że szkocki aktor został Bondem, bo był przystojny, dobrze zbudowany i był bardzo tani. Przedstawiciele wytwórni United Artists nie raz dali Connery'emu do zrozumienia, że dostał rolę tylko ze względu na budżetowe ograniczenia. Ian Flaming też nie był zachwycony Szkotem. Aktor zdecydowanie nie miał bowiem angielskiego akcentu i przypominał, jak miał powiedzieć pisarz, marynarza w porcie.

Co ciekawe, Sean Connery również nie widział się w tej roli. Ale ją wziął, bo pensja była wysoka. Zwłaszcza dla kogoś, kto jeszcze niedawno pracował jako mleczarz i dorabiał w charakterze modela. - Oni chyba zwariowali, jaki tam ze mnie Bond - śmiał się ze znajomymi.

Reżyser filmu Terence Young myślał może podobnie (coś było na rzeczy, ponieważ Connery służył w Królewskiej Marynarce Wojennej), jednak dostrzegł też, że pod tym może trochę siermiężnym wizerunkiem krył się nieoszlifowany diamant. Reżyser zaprowadził go do swojego fryzjera i krawca oraz do sklepu, w którym aktor miał się zaopatrywać w koszule i krawaty.

Pewnym problemem był też fakt, że Sean Connery zaczął łysieć w młodym wieku. W każdym Bondzie charakteryzatorzy musieli więc uzupełniać czuprynę aktora peruką. Ale to był szczegół.

Pierwsze przedpremierowe pokazy "Doktora No" nie napawały optymizmem. Publiczność reagowała śmiechem w nieodpowiednich momentach. Wytwórnia była wściekła, że produkcja znacznie przekroczyła swój zaplanowany budżet, który ostatecznie zamknął się w kwocie 1,2 mln dol.

Ian Flaming rozpowiadał, że obraz jest okropny, że filmowy Bond nie przypomina tego, którego stworzył na kartach swoich powieści. Zmienił jednak zdanie, gdy "Doktor No" 5 października 1962 r. trafił do kin w Wielkiej Brytanii. Premiera filmu odbyła się w londyńskim kinie Pavilion.

"Doktora No" otwiera sekwencja, która stała się jedną z wizytówek bondowskiej serii. Bohater wkracza na środek ekranu i celuje pistoletem prosto w widza, po czym ekran zalewa się krwią. I już z tą sceną wiąże się jedna z wielu ciekawostek związanych z filmami o agencie 007.

Otóż w pierwszych trzech produkcjach w tej kultowej sekwencji nie wystąpił Sean Connery, lecz jego dubler, koordynator scen kaskaderskich Bob Simmons. Przewrotnie można więc stwierdzić, że to on był pierwszym Bondem. Connery w słynnej czołówce zastąpił Simmonsa dopiero w filmie "Operacja Piorun" z 1965 r.

Jak już wspomnieliśmy, szefowie wytwórni United Artists byli przerażeni faktem, że realizacja filmu znacznie przekroczyła zaplanowany budżet. 1,2 mln dol. w latach 60. było kwotą, którą niełatwo było odzyskać na etapie kinowej dystrybucji. Tymczasem "Doktor No" zarobił na całym świecie blisko 60 mln dol. i stał się jednym z najbardziej kasowym produkcji roku. Nic nie było w stanie stanąć filmowi na drodze do sukcesu. Nawet to, że w Japonii omyłkowo był wyświetlany pod tytułem "Dr? No", co można mniej więcej przetłumaczyć "Doktor? Nie, dziękuję".

Wiadomości na temat realizacji "Doktora No" zostały zaczerpnięte z książki Michała Grzesiaka "James Bond. Szpieg, którego kochamy".

Przemek Romanowski, dziennikarz Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad "Pierścieniami Władzy""Rodem Smoka", wspominamy seriale z lat 90. oraz śpiewamy hymn ku czci królowej. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (24)