7 pytań do Anny Jadowskiej, reżyserki filmu "Dzikie róże". "Komunia jest traumatycznym przeżyciem"
- Żyjemy w kulturze wiecznego szczęścia i nieustającej radości, dlatego jakiekolwiek cierpienie czy ból nie kojarzy się współczesnemu człowiekowi z czymś, co go w pozytywny sposób zbuduje albo da mu odpowiedź na dręczące pytania - mówi w rozmowie z WP Anna Jadowska, której film "Dzika komunia" właśnie wchodzi do kin.
Łukasz Knap: Pierwsza komunia i spowiedź, w tle zdrada i niechciana ciąża. Historia "Dzikich róż" na pierwszy rzut oka wydaje się dość sensacyjna. Pani film bynajmniej nie jest tabloidowy, ale zastanawia mnie, na ile opowiada pani historię "z życia wziętą” lub historię osobistą?
Anna Jadowska: W filmie niewiele jest moich osobistych wspomnień. Są jedynie drobne elementy, które odnoszą się do mojego dzieciństwa. Przede wszystkim jest to cały aspekt pierwszej komunii i spowiedzi. Ceremonia, która teoretycznie powinna wprowadzać nową wartość do życia dziecka, jest trudnym, traumatycznym przeżyciem. Młody człowiek jest traktowany przedmiotowo i staje się jedynie obiektem do sformatowania. Dla filmowej Marysi dodatkowo ciężka sytuacja rodzinna łączy się z czasem symbolicznego wyjścia z dzieciństwa.
Główni pani bohaterowie Ewa, jej mąż i córka są na swój sposób bardzo nieszczęśliwi, zdają się być w sytuacji bez wyjścia, a w każdym razie nie potrafią skomunikować się ani z innymi, ani z sobą. Życie jest cierpieniem?
Żyjemy w kulturze wiecznego szczęścia i nieustającej radości, dlatego jakiekolwiek cierpienie czy ból nie kojarzy się współczesnemu człowiekowi z czymś, co go w pozytywny sposób zbuduje albo da mu odpowiedź na dręczące pytania. Emocje, które nam towarzyszą, nie są od siebie aż w tak znaczny sposób odseparowane i w prosty sposób identyfikowalne. Czasem czujemy kilka rodzajów emocji naraz nie możemy ich od siebie w prosty sposób oddzielić, a kiedy indziej nasz stosunek do pewnych rzeczy po prostu się zmienia.
Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że polscy filmowcy raczej nie lubią wsi. W polskim kinie wieś jest zagłębiem patologii, antysemityzmu i brutalnych myśliwych. U pani ten obraz nie jest tak czarno-biały.
Myślę że wieś czy małe miasteczkomiasteczko jest ciekawym tłem do opowiadania o ludzkich dramatach, wszystko Widoczne jest tutaj jak pod mikroskopem, rzeczywistość jest bardziej nasycona emocjami niż ta wielkomiejska. Ale dla mnie wieś to przede wszystkim natura. Życie nabiera innego wymiaru w otwartej przestrzeni, nie ogranicza się jedynie do czterech ścian, nabiera szerszego uniwersalnego kontekstu.
Wiem, że od początku planowała pani obsadzić w głównej roli Martę Nieradkiewicz. Jak wyglądała wasza współpraca?
Marta wielokrotnie na planie powtarzała mi: “Ania nie odpuszczaj mi”, mimo tego że w pracy nie miała żadnej taryfy ulgowej,a jej rola wymagała tego, że praktycznie była obecna cały czas na planie. Kiedy skończyłam film najbardziej obawiałam się pokazać go właśnie Marcie, wiedziałam ile włożyła w to potu i łez i nie chciałam jej zawieść.
Są panie trochę podobne do siebie. Przypadek?
Ja nie dostrzegam między nami żadnego podobieństwa. Na pewno jednak jesteśmy do siebie troszeczkę psychicznie podobne, podobają nam się te same rzeczy i myślę, że w podobny sposób widzimy świat. Kiedy mój producent Roman Jarosz obejrzał jedną z pierwszych okładek filmu, powiedział, że Marta gra mnie. Myślę, że w pewnym stopniu na planie jakoś się do siebie upodobniłyśmy.
Polskie kino w tym roku odnosi wyjątkowe sukcesy dzięki kobietom. Małgorzacie Szumowskiej, Agnieszce Holland, Annie Zameckiej, teraz także dzięki pani. Skąd taka zmiana w polskim kinie, które przez wiele dekad było zdominowane przez mężczyzn?
Myślę, że jest to w ogóle zasługa hossy w polskim kinie. Kobiecy punkt widzenia i kobieca bohaterka nie były w tak znacznym stopniu nigdy w polskim kinie eksplorowane, mam też wrażenie że kobiety są bardziej odważne w podejmowanych tematach, w przełamywaniu stereotypów dlatego te historie spotykają się z tak dobrym przyjęciem na świecie. Rzeczywistość jest coraz bardziej opresyjna wobec kobiet w Polsce i to też myślę powoduje zainteresowanie naszą perspektywą.
Czy nie obawia się pani, że dobra energia polskiego kina nie zatrzyma się przez zmiany w PISF?
Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale widząc to, co się stało z Teatrem Polskim we Wrocławiu albo z Teatrem Starym w Krakowie i z niepokojem obserwując, w jaki sposób obecny rząd sprawuje władzę, obawiam się, że moje nadzieje mogą okazać się płonne.
Rozmawiał Łukasz Knap