Afera, o której do tej pory było cicho. "Sami swoi. Początek" - kto jest autorem scenariusza?

Afera z filmem "Sami swoi. Początek". Andrzej Gołda twierdzi, że jest współautorem scenariusza, a producenci nie uznają jego praw do tego dzieła i "wygumkowali" go z tej historii.

Film "Sami swoi. Początek" miał premierę 16 lutego 2024 r.
Film "Sami swoi. Początek" miał premierę 16 lutego 2024 r.
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Przemek Gulda

25.04.2024 | aktual.: 25.04.2024 11:50

Sprawa wyszła na jaw na odbywającym się kilka dni temu w Warszawie festiwalu scenopisarskim Script Fiesta. Występował tam Andrzej Gołda, który opowiedział publiczności, jak został wyeliminowany z filmu "Sami swoi. Początek". Wirtualna Polska dotarła do niego i poprosiła o opowiedzenie tej historii.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Sami swoi. Początek | oficjalny zwiastun

Najpierw poprawki, potem przekomponowanie całości

Wszystko zaczęło się jeszcze w 2011 r., kiedy Andrzej Mularczyk, scenarzysta poprzednich części kultowego cyklu komediowego "Sami swoi", wydał powieść, opowiadającą wcześniejsze losy jego bohaterów. Potem na jej podstawie napisał scenariusz. Szybko jednak okazało się, że nie ma możliwości, żeby nakręcić taki film, przede wszystkim ze względu na ogromną objętość tekstu.

Powstał więc plan, żeby stworzyć dwa osobne filmy. Wymagało to zmian w scenariuszu. Producenci filmu, Mikołaj Fajks i Tomasz Kubski, zamówili je u Gołdy. Doświadczony twórca wykonał to zadanie. Potem okazało się jednak, że nie będzie dwóch filmów, tylko jeden.

- To już wymagało nie tylko drastycznych skrótów, ale i przekomponowania całości - mówi Gołda. - Dopisania nowych wątków i scen, które będą spoiwem dla nowej konstrukcji. Z mistrzem Mularczykiem nie miałem żadnego kontaktu. Z racji wieku i stanu zdrowia nie włączył się do pracy. Przez rok napisałem dwanaście wersji scenariusza i szybko jasnym stało się, że to nie będzie już opracowanie, tylko pełnoprawne współautorstwo.

I tu pojawia się problem - bo okazuje się, że najwyraźniej "jasnym" było to tylko dla niego. Producenci nie potraktowali jego pracy w ten sposób. Wygląda na to, że cały czas żyli w przekonaniu, że Gołda dokonał jedynie poprawek w scenariuszu, czyli czegoś, co w branży filmowej określa się dziś jako "script doctoring".

Wywiady - tak, nazwisko na okładce - nie

Problem wyszedł na jaw po raz pierwszy już na początku zdjęć do filmu, czyli w lutym 2023 r. Gołda został zaproszony na plan, udzielał nawet wywiadów, ale kiedy wpadł mu w rękę egzemplarz scenariusza, którym posługiwał się ktoś z obsady, zauważył, że na okładce jako autor widnieje tylko Andrzej Mularczyk. Jego nazwiska nie było, choć wcześniej składając do PISF wniosek o dotację, producenci dołączyli scenariusz opatrzony nazwiskami dwóch autorów. Tekst ten został pozytywnie oceniony przez ekspertów i dlatego otrzymał wielomilionową dotację.

- Pytam producentów, dlaczego mnie wygumkowali - wspomina tamten czas Gołda. - Oni, patrząc mi w oczy, mówią: "To nie my. Nie wiemy jak to się stało". Proszę ich, żeby obliczyli mój procentowy wkład w scenariusz: ile w finalnym zostało z oryginału? To jest potrzebne do tzw. metryki, którą muszą złożyć do organizacji zarządzających prawami autorskimi. Mówią: "Nie mamy na to czasu".

Gołda walczył prawie rok o oznaczenie i uznanie jego udziału. Nie obyło się bez pomocy prawników. Wreszcie dopiął swego i uzyskał porozumienie z producentami: jego wkład określono jako 30 proc., jego nazwisko miało się pojawić w napisach. Ale szybko wyszły na jaw kolejne problemy: w umowie pojawiły się nienegocjowane wcześniej warunki, a nazwiska Gołdy nie było na plakatach reklamujących film.

Samotny w pustym rzędzie

Do kolejnego spięcia dochodzi 11 lutego tego roku na uroczystej premierze filmu w Kielcach. Choć przed projekcją na scenę wywołana zostaje cała ekipa filmu, Gołdy nikt nie zaprosił - został sam w rzędzie przeznaczonym dla twórców.

- Nie mieliśmy potwierdzenia od Andrzeja Gołdy czy będzie na pokazie kieleckim, stąd brak wywołania przez osobę prowadzącą - skomentował tę sytuację Tomasz Kubski, współproducent filmu. - Na uroczystej premierze warszawskiej, Gołda był wywołany, ale nie wszedł na scenę. Pokazów było kilka, były tam różne sytuacje. Czasem na sali były osoby, które nie były zapraszane na scenę, nie było z tym żadnego problemu.

W napisach początkowych filmu jako scenarzysta figuruje tylko Mularczyk. Dopiero w napisach końcowych pojawia się nazwisko Gołdy, ale umieszczone jest bardzo daleko, za pełną obsadą. Z reguły osoby tworzące scenariusz honoruje się miejscem na samym początku napisów.

- Nie ma takiej zasady - komentuje producent. - Czasem reżyser czy scenarzysta jest w takim miejscu napisów, czasem w innym. Formę oznaczenia Gołdy w napisach ustaliliśmy z nim wcześniej.

Nikt nikogo złośliwie nie przesuwał

Gołda zdradził też kulisy sytuacji związanej ze zmianą napisów końcowych w filmie. - Dzień wcześniej pozycja scenariusz figurowała tam, gdzie powinna, zaraz po reżyserze - mówi. - To żelazna reguła w każdym filmie. I taką właśnie listę twórców, z taką kolejnością, producenci przekazali do PISF. Tę podmianę zrobili w ostatniej chwili.

Tomasz Kubski widzi jednak tę sytuację zupełnie inaczej. - W napisach początkowych pojawiło się tylko nazwisko Andrzeja Mularczyka jako autora całej sagi o rodzinie Pawlaków i Kargula - wyjaśnia.

- W tym przypadku chodziło o jego uhonorowanie. Jest niewiarygodnym i uroczym człowiekiem, w tym roku skończy 94 lata. Jest ojcem tego cyklu. To on napisał przecież scenariusze pierwszych trzech części i to też dzięki niemu powstał film "Sami Swoi. Początek" - to on napisał scenariusz, który następnie był przez nas skracany. Bez niego nie byłoby naszego filmu. Stąd decyzja, aby jego nazwisko pojawiło się na początku filmu, szczególnie że ten film jest dla niego ukoronowaniem życia zawodowego. Mówił o tym wielokrotnie podczas naszych spotkań. Oczywiście doceniamy też pracę, jaką wykonał Andrzej Gołda, bez jego wkładu film nie wyglądałby tak jak wygląda.

Kubski odniósł się też do zarzutów zmieniania formy napisów w ostatniej chwili.

- Tak, były zmiany w napisach, wielokrotne, nawet w ostatniej chwili, a wręcz już po premierze - przyznaje. - Ale nie dotyczyły one Gołdy. To normalne, zawsze tak się dzieje. Nikt złośliwie nikogo nie przesuwał na inne miejsce, szczególnie że forma napisów była ustalona z Gołdą.

Potem okazało się jeszcze, że nazwisko Gołdy nie znalazło się też na liście twórców i twórczyń filmu, która trafiła do dystrybutora filmu, firmy Next Film. Dlatego nikt nie wspominał o nim podczas działań promocyjnych.

- W napisach filmu jestem wymieniony jako współautor scenariusza - mówi Gołda. - I taką informację producenci przekazali do organizacji zarządzającej prawami autorskimi ZAPA. Tyle że oni mają ze mną umowę tylko na script doctoring, a w świetle prawa to jest czymś zasadniczo innym. Film jest zatem obarczony wadą prawną, co powoduje rozliczne konsekwencje. Na przykład dla TVN-u, który może mieć problemy z telewizyjną dystrybucją filmu.

O zapisach w dokumentach przekazywanych do PISF-u i w umowach jego firmy z osobami pracującymi przy filmie Kubski nie chciał nic powiedzieć, zasłaniając się, że to sprawy poufne, objęte tajemnicą handlową.

Wirtualna Polska poprosiła o komentarz do sprawy rzeczników prasowych PISF-u i TVN-u. Do momentu publikacji tego tekstu nikt z nich nie odpowiedział. Nieuchwytny był także reżyser filmu Artur Żmijewski.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" pochylamy się nad "Mocnym tematem" Netfliksa, załamujemy ręce nad szokującą decyzją Disney+, rzucamy okiem na "Nową konstelację" i jedziemy do Włoch z "Ripleyem". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (213)