Właściwie powinienem się już dawno przyzwyczaić, że polscy dziennikarze (zwłaszcza ci od kultury) to w większości lizusy i oportuniści. Ale jednak jakoś ciągle mnie to rusza. Ostatnio kolejnej porcji gorzkiej życiowej prawdy dostarczyła mi premiera dzieła zatytułowanego „Świadectwo”, a ściślej – postawa naszych kochanych pismaków przy okazji owej premiery.
Wcześniej myślałem naiwnie, że może poprzednie kicze o życiu Jana Pawła II jednak dały im nieco do myślenia, że może histeria narodowa wokół osoby papieży nieco osłabła, więc i oni trzeźwiej, i mniej tchórzliwie spojrzą na filmowy handel dewocjonaliami. Jak zwykle się łudziłem. Producent urządził uroczystą premierę „Świadectwa” w Watykanie, na którą zabrał wyczarterowanymi samolotami sporą grupę dziennikarzy.
Po takich rzymskich wakacjach nie można przecież pisnąć złego słowa, a że w dodatku film dotyczy „santo subito” to nie ma innej pozycji do pisania jak na kolanach. Czy istnieje w Polsce niezależne dziennikarstwo? Niezależne od Kościoła i kasy? Nie, nie istnieje.
Popłynęła więc w polskich mediach wazeliniarska grafomania. Różne „wspomnienia niezastąpionego”, w których autorzy po raz enty tłuką zdania typu: „Jan Paweł II całym sobą był świadectwem głębokiej wiary i miłości do człowieka”, a film o nim niesie „ogromny emocjonalny ładunek”. Mogli by chociaż odświeżyć język panegiryczny! Kiedyś dokładnie w ten sam sposób pisało się o filmach gloryfikujących Lenina czy Stalina (i nierzadko pisali to ci sami ludzie, którzy dzisiaj leją wodę święconą na temat hagiografii JP2).
Tak, Lenin w tamtych tekstach również był „niezwykłą osobowością”, również „porywał tłumy”, a jego śmierć również sprawiła, że „miliony ludzi na świecie poczuły się nagle osamotnione“.
Dawniej przynajmniej można się było tłumaczyć strachem przed represjami, takimi jak kara więzienia czy zakaz publikacji za godzenie w sojusze i podważanie podstaw ustrojowych. A co dzisiaj stoi za wiernopoddańczą postawą dziennikarzy? Wyłącznie koniukturalizm i (lub) uleganie zbiorowym egzaltacjom. Jeszcze raz powtórzę pytanie – to na tym ma polegać dziennikarstwo i krytyka filmowa w tym kraju?
Z tego pobożnego bełkotu łatwo da się między wierszami wyczytać, że „Świadectwo“ to kicz i propaganda. Ani słowa nie ma w filmie o kontrowersjach, wątpliwościach i dyskusjach, które wzbudzał pontyfikat Jana Pawła. Ani śladu krytycznej refleksji. Są tylko łatwe wzruszenia. Jeszcze gorzej, że nic na te tematy nie znajdziemy też w tekstach „Świadectwu“ poświęconych. Po co się wychylać? Tadeusz Bartoś napisał „Analizę krytyczną“ panowania JP2 i proszę, jaki go ostracyzm spotkał! Naszych dziennikarzy nie stać także na to, by wpisać kult papieża w szerszy kontest. Zastanowić się, jak wpływa on np. na nasze życie polityczne. Choć byłoby o czym rozmawiać.
Moim zdaniem, na przykład, nieaktualne jest już dzisiaj słynne powiedzenie Jerzego Giedroycia, że Polską rządzą dwie trumny – Piłsudskiego i Dmowskiego. Dzisiaj Polską rządzi wyłącznie trumna Jana Pawła II. A o rzeczy najbardziej oczywistej nikt się nawet nie zająknie. „Świadectwo“ - poza celami socjotechnicznymi, takimi jak utrzymanie wiernych w stanie nabożnego otumanienia poprzez opowiadanie im wciąż od nowa tych samych cudownych historyjek – ma też bardzo praktyczny wymiar materialny. Na opowieści, bajki i legendy o papieżu-Polaku wciąż jest popyt, toteż świeccy i duchowni po prostu trzepią na tym gigantyczną kasę.
Trzepanie kasy to ludzka, a nawet boska rzecz. Tylko proszę mi nie wmawiać, że jest ona bardziej wzniosła, szlachetna i cnotliwa od – tak potępianego przez Kościół katolicki– trzepania… czegoś innego.